Śmierć wyjdzie z Bałtyku

Śmierć wyjdzie z Bałtyku

Skorodowane pociski artyleryjskie zawierające gaz (Fot. free.polbox.pl)W każdym bądź razie, leży to… „gdzieś tam”. Przerażenie ogarnia, gdy czyta się relacje kapitana Konstantego Pietrowicza Terskowa, który w roku 1947 dostał rozkaz zatapiania najcięższych bomb iperytowych o wadze 250 – 500 kilogramów. Do zatopienia było 50 000 bomb! Na wykonanie zadania wyznaczono mu nieprzekraczalny czas siedmiu miesięcy. Pierwsze zatapianie odbyło się na zachód od portu Liepay, na głębokości 70 metrów. Przy wietrznej pogodzie, statkiem kapitana miotały wielkie fale i w tych warunkach marynarze, używając okrętowych żurawi, wyciągali z ładowni ogromne bomby lotnicze i, przenosząc je przez burtę, wrzucali to cholerstwo do morza. Jak mówi kapitan, bomby były wyposażone w materiał wybuchowy, mający rozrzucać ładunek iperytu i podgrzewać swym wybuchem iperyt do temperatury, w której z oleistej cieczy zamienia się on w trujący gaz. Kiwający się statek dwukrotnie spowodował eksplozję takich bomb. Byli zabici i ranni. Wielu marynarzy zostało zatrutych iperytem. Niektóre bomby nie chciały tonąć. W stosunku do swojej objętości były, jak się okazało, dość lekkie, na tyle, że po zanurzeniu w wodzie wciąż utrzymywały się na tej samej głębokości i nie tonęły. Z takimi bombami nic już nie można było zrobić i takie bomby dryfowały sobie z falami, Bóg wie, dokąd. Teraz MOŻNA już o tym mówić, ale poprzednio, przez kilka dziesiątków lat, zwycięskie mocarstwa trzymały takie informacje w tajemnicy. Przed własnymi społeczeństwami.

Takie informacje ukrywano i chyba wiele z nich ukrywa się nadal. Pomimo pozorów pełnej szczerości nadal nie są znane wszystkie miejsca, gdzie topiono gazową amunicję. Tylko w polskiej strefie ekonomicznej nasi nurkowie znaleźli szesnaście takich miejsc. Ostatnio dosłownie kilka kroków od Gdańska i Helu, na tak zwanej Głębi Gdańskiej znaleziono chemiczny horror. To wszystko jest już tak skorodowane, że po prostu samo pęka i rozłazi się na boki. Mowy nie ma, żeby można było cokolwiek z tego wydobyć na powierzchnię bez natychmiastowego rozlania się trucizny po całym morzu. Obliczono, że tylko jedna szósta zgromadzonej w Bałtyku substancji toksycznej, jest w stanie zabić wszystko, co żyje w morzu. Jedna szósta! – A pozostałe pięć szóstych!!??

Z Bałtyku odławia się corocznie około miliona ton ryb, trafiających potem na stoły całej Europy. Cienkościenne bomby lotnicze, beczki i kontenery zaczynają już wypuszczać z siebie toksyczną zawartość. Zanim udusi nas gaz, ulatniający się z nad morza, mamy szansę na zatrucie się niemiecką zarazą podaną nam na śledziu w śmietanie.

Wyrzucanie trucizny do Bałtyku bynajmniej nie zakończyło się z chwilą zatopienia broni hitlerowskich Niemiec. Dziennikarze niemieccy odkryli, że wschodnioniemiecka armia NRD topiła w Bałtyku jakąś amunicję chemiczną jeszcze w roku 1968! Dotychczas nie wiemy nic o miejscu zatopienia przynajmniej jednej trzeciej tego, co zostało zatopione. – Gdzie to leży?

Najgorsze ze wszystkiego są te właśnie bryły iperytu. Są to, różnej wielkości, czasami nawet bardzo duże wycieki z przerdzewiałych na dnie beczek, bomb i pojemników

Raz po raz, po burzy, wody Bałtyku wyrzucają na brzeg bomby, pociski, czy kontenery z trującym gazem. Raz po raz rybacy, łowiąc sieciami przydennymi, wyciągają wraz z rybami jakieś zardzewiałe cholerstwo. Na początku nikt nie wiedział, co wyrzuciła woda. Na początku zaskoczeni rybacy nie wiedzieli, co mają w sieci. Słynne socjalistyczne trzymanie wszystkiego w tajemnicy owocowało tutaj licznymi wypadkami i tragediami. Od zawsze tak było na Wybrzeżu. Mieszkańcy Wybrzeża nie mieli żadnego oparcia w tym, swoim jakoby, rządzie i jego administracji. Ci nadęci faceci potrafili tylko dbać o socjalistyczne TAJEMNICE!! Nikt z łowiących na Bałtyku rybaków, nikt z marynarzy, nikt z kąpiących się w morzu nie miał bladego pojęcia o tym, co leży na jego dnie. Dlatego rybacy, wyciągając z sieci jakieś dziwne pojemniki w ogóle nie wiedzieli, z czym mają do czynienia. Starali się je otwierać, doszukując się w nich zatopionych skarbów. Dzieciaki bawiły się bombami gazowymi, leżącymi na plaży. Grudki iperytu wyrzucane przez fale i leżące w przybrzeżnej wodzie, dla swojego brązowego koloru często były uważane za grudki bursztynu. Jak się taką wzięło do ręki, od razu zauważało się pomyłkę, ale wtedy już było za późno. Najgorsze ze wszystkiego są te właśnie bryły iperytu. Są to, różnej wielkości, czasami nawet bardzo duże wycieki z przerdzewiałych na dnie beczek, bomb i pojemników, które w bardzo niskiej temperaturze przydennej wody morskiej nie rozlewają się, nie parują, tworzą konsystencję podobną do gliny, lub kitu, którą ruchy wody formują do postaci różnej wielkości brył i bryłek. Nie wiadomo, czy w tak uformowanym iperycie dochodzi do jakichś reakcji chemicznych. Wiadomo natomiast, że nadal jest on toksyczny i w wyższej temperaturze gotowy do przekształcenia się w pełnosprawny gaz bojowy. Fale roznoszą to świństwo po całym morzu.

Do największej chyba tragedii doszło w roku 1955, kiedy to na plaży w Darłówku woda wyrzuciła iperytową bombę lotniczą, którą „bawiły” się dzieci z kolonii letnich. 120 okropnie poparzonych i zatrutych dzieciaków trzeba było natychmiast odwozić do szpitala. Czworo z nich zostało trwale oślepionych. Muszę powtórzyć, bo nie wiem, czy w poprzednim zdaniu wypowiedziałem się dość dobitnie. Te małe dzieci, które przybyły nad morze po radość i zdrowie – oślepły na całe życie!

Raz po raz zdarzały się wypadki na morzu. Rybacy naprawdę nie wiedzieli, że ich sieci mogą wyciągnąć z wody amunicję chemiczną. Teraz rybacy już wiedzą, ale to nie znaczy, że wzrosło wśród nich poczucie własnego bezpieczeństwa. Oto wypowiedź dziennikarza, od lat zajmującego się problemami naszego Bałtyku. – „Sytuacja w Bałtyku jest wręcz dramatyczna. To zamknięty akwen z powolną wymianą wody morskiej, wyłącznie przez cieśniny duńskie. Duńscy, polscy i szwedzcy rybacy już od lat wiedzą, jakie spustoszenie robi łapana w sieci poniemiecka amunicja gazowa. Co parę miesięcy trafiają im się takie znaleziska, które prędko wyrzucane są za burtę. Kontakt z żółtą cieczą wylewającą się z przerdzewiałych korpusów bomb powoduje rozległe oparzenia i wizytę w szpitalu. W latach 1968-1984 aż 90 procent badanych ryb złowionych przez Duńczyków i poddawanych systematycznym badaniom wykazywało obecność iperytu… To właśnie kontakt z zatrutymi rybami jest przyczyną znacznego wzrostu zachorowań na raka wśród szwedzkich rybaków. W opinii ekspertów ekologicznych przedostająca się z głębin broń chemiczna zmniejszyła populacje ryb i fok oraz spowodowała wiele mutacji genetycznych. Badania potwierdzają, że poniemieckie bomby i pociski już przerdzewiały i są zagrożeniem, ale wszelka próba ich mechanicznego wydobycia na powierzchnię wywoła tylko lawinę ekologicznych katastrof”…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X