Czarodziejska Noc w Bibliotece z Markiem Krajewskim

Czarodziejska Noc w Bibliotece z Markiem Krajewskim

W ramach projektu „Czarodziejska noc w bibliotece” Lwów odwiedził autor powieści kryminalnych Marek Krajewski. Z pisarzem rozmawiał Eugeniusz Sało.

Czy lubi Pan dzieci?
Bardzo lubię dzieci. Jestem ojcem dwójki już dorosłych dzieci. Moja córka ma 23 lata, a syn – 26. Lubię fantazje dzieci, lubię historie, jakie opowiadają. Bardzo mi się podoba ich ciekawość świata.

Pamiętam, kiedy moje dzieci były małe to zmuszały mnie do tego, żebym codziennie opowiadał im jakąś historię przed snem. Brakowało mi już czasami pomysłów, a mimo to musiałem im opowiadać o bohaterze, który nazywał się Pan Samochodzik.

Ale nie napisał Pan żadnej bajki dla dzieci, chociaż wymyśla Pan kryminały…
No tak. Nie napisałem żadnej bajki. Przydało mi się to na tyle, że wymyślałem historie i rozwijałem wyobraźnię, a to było jeszcze zanim napisałem pierwszy kryminał.

Jest Pan częstym gościem we Lwowie. Czym urzeka to miasto?
Chyba po raz piąty albo szósty jestem we Lwowie. Miasto to urzeka mnie swoją historią, widoczną w stylu budowania pewnych domów, kamienic, kościołów. Ta historia jest w tym, co mi jest najbliższe, mianowicie, w napisach, które są na murach. Często napisach łacińskich, o których mówiłem dzieciom tutaj. Jest w nim coś, co można by nazwać „genius loci” („duch miejsca”), coś właściwego dla tego miasta, co jest niepowtarzalne i tylko dla tego miasta właściwe.

Marek Krajewski (Fot. Eugeniusz Sało)

Lwów jest trochę takim mistycznym miastem…
Jest dla mnie miastem trochę mistycznym, mającym swój „duch miejsca”. Miastem, w którym się dobrze czuję, miastem, w którym smakują mi potrawy, w którym mam przyjaciół, którego ulicami lubię spacerować. Czuję się tutaj po prostu jak w domu.

Napisał Pan całą serię kryminałów o komisarzu Edwardzie Popielskim, który jest lwowianinem. Dlaczego akcja odbywa się w przedwojennym Lwowie? Chyba musiał Pan przeczytać wiele kronik policyjnych z tamtego okresu?
Wybrałem dawny przedwojenny Lwów, bo nie chciałem już pisać o Wrocławiu. I myślałem, w jakim polskim mieście mógłbym umieścić akcje moich powieści. Pomyślałem, że najciekawszy jest Lwów z tego względu, że ma niezwykłą wielokulturową historię. Lwów przed wojną był polski, ale mieszkali tutaj i Żydzi, i Ukraińcy, a zatem był tutaj taki narodowościowy tygiel. A to, co jest wielokulturowe, jest zawsze bardzo interesujące. Nawet bardziej, niż wziąć typowo polskie miasto z centralnej Polski, gdzie mieszkają wyłącznie Polacy i dookoła którego też mieszkają tylko Polacy.

Dlaczego Lwów, a nie Wilno albo jakieś inne kresowe miasto?
Z ziemi lwowskiej pochodzi moja rodzina. Moja mama pochodzi spod Mościsk, dokładnie z wioski Strzelczyska. I tam mieszkała dopóki nie wyjechała do Wrocławia w 1958 roku. Ukończyła szkołę ukraińską, mówi po ukraińsku i po rosyjsku bardzo dobrze do dziś. Od mojej mamy dużo słyszałem o Kresach, a przede wszystkim dużo słyszałem o Lwowie od brata mojej babci, który przed wojną pracował we Lwowie jako kelner. Nazywał się Michał Obłąk, któremu dedykowałem książkę „Głowa Minotaura”. To właśnie on pierwszy zapoznał mnie z historią i kulturą Lwowa. To są powody rodzinne, dla których wybrałem Lwów.

Czy będzie kontynuacja lwowskiego cyklu?
Nie. Napisałem już cztery książki. Trzy z całą pewnością są osadzone we Lwowie, a „Głowa Minotaura” jest przejściową. Potem były „Erynie”, „Liczby Harona” i „Rzeki Hadesu”. Ostatnia książka nie została jeszcze przetłumaczona na język ukraiński. I tutaj rozstaje się już ze Lwowem. Wracam znów do mojego ukochanego Wrocławia.

Znów będzie Breslau…
Teraz będę pisał o polskim Wrocławiu lat powojennych. Już nie niemieckim, jak pisałem przedtem.

Wiadomo, że fascynuje Pana łacina. Skąd takie zainteresowanie?
Gdy miałem 13 lat, ojciec kupił mi w prezencie pod choinkę słownik wyrazów obcych. Wtedy zwróciłem uwagę na przysłowia łacińskie, które były bardzo krótkie, a przy tłumaczeniu na język polski używano wielu słów. Na przykład łacińskie przysłowie „Mutatis Mutandis”. Takie dwa wyrazy, które tłumaczą: „Zmieniwszy to, co powinno było zostać zmienione”. Aż siedem wyrazów, a łacińskie tylko dwa. Zafascynowało mnie to, że istnieje język, który potrafi w lakoniczny sposób wyrazić długą myśl.

Jakie ma Pan jeszcze zainteresowania, oprócz łaciny. Żeby pisać powieści kryminalne powinno się chyba mieć wiele zainteresowań?
Staram się pisać kryminały, w których byłyby jakieś odwołania naukowe, historyczne, czyli nie takie zwyczajne, że ktoś kogoś zabił i koniec. Tylko zawsze jest jakieś tło historyczne, zawsze jest jakaś zagadka naukowa. W ostatniej mojej powieści, która się ukaże jesienią tego roku jest zagadnienie filozoficzne. Interesuje mnie filozofia, także matematyka i logika. Z rzeczy mniej naukowych to są szachy, brydż sportowy, piłka nożna. Dużo czytam i słucham muzyki klasycznej.

Ile czasu zajmuje Panu napisanie powieści?
Kiedyś to trwało krótko. Dwa-trzy dni. Maksimum tydzień. W tej chwili coraz dłużej, ponieważ napisałem już 12 powieści i coraz trudniej mi się je wymyśla, żeby nie powtarzać samego siebie. Więc teraz wymyślam miesiąc czy dwa. A samo pisanie trwa około dwóch – trzech miesięcy. Czyli pięć miesięcy i jest powieść.

Rozumiem, że zaczyna Pan od idei…
Najpierw musi być dominanta powieści, czyli ta główna idea. Muszę wiedzieć, kto kogo zabił i dlaczego to zrobił. A potem jak już mam ten kręgosłup, to piszę poszczególne sceny i to są jakby żebra w tym kręgosłupie. A opisy i dialogi tworzę już potem, na bieżąco.

Pan od samego początku wie jaki będzie koniec. Czy były wypadki gdy coś się kardynalnie zmieniało?
Zmieniały się tylko pewne drobiazgi. Natomiast zwykle ten rdzeń podstawowy pozostaje bez zmian.

Jakie wrażenia po nocy w bibliotece i pracy z dziećmi?
Cieszę się, że spotkałem się z polskimi dziećmi. Chciałem im pokazać, że w takim mieście jak Lwów, jest bardzo wiele interesujących tradycji, które są wypisane nawet na murach . Zająłem się teraz łacińskimi napisami i zapoznałem te dzieci z językiem, którego pewnie już nigdy nie poznają. Cieszę się, że tak wiele dzieci mówi poprawnie po polsku, że chciały przyjechać. Było to dla mnie bardzo ciekawe doświadczenie.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Eugeniusz Sało
Tekst ukazał się nr 8 (180) 30 kwietnia – 16 maja 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X