Lwów dawny i współczesny

Lwów dawny i współczesny

Lwów – miasto magiczne. Coś niezwykłego zrobiło ono z tymi wszystkimi przybyszami: Niemcami i Austriakami, Czechami i Węgrami. W ciągu kilku dziesięcioleci, w ciągu dwu pokoleń, wyrosła nowa generacja lwowian, nastąpiła totalna asymilacja całych rodzin.

W mieście roiło się od Polaków i Ukraińców o nazwiskach Romer, Wagner, Werner, Bizanz, Schiller, Schwarz, Schulz, Schroder, Zuliani, Rydygier etc. Polak Rudolf Indruch, syn Słowaka i Czeszki, projektował Cmentarz Orląt, zaś generał Anton Kraws, podpułkownik Alfred Bizanz i porucznik Hans Koch walczyli w szeregach Ukraińskiej Armii Halickiej. Tymczasem krewny podpułkownika Polak Gustaw Bizanz był we Lwowie znanym architektem i szanowanym profesorem Politechniki. Syn Żydówki z Węgier i ojca przybysza z Moraw stał się wybitnym polskim poetą Leopoldem Staffem. Nawet ci, którzy się urodzili w tym mieście lub spędzili w nim swoje dzieciństwo, lecz wyjechali w szeroki świat, na zawsze zachowali w sercu jego magiczny zew (oczywiście, jeżeli serce to było czułe, a dusza romantyczna). Wspomnieć należy tu Lepolda von Sacher – Masocha i Józefa Rotha.

Powstaje pytanie: jakież to były najważniejsze osobliwości Lwowa jako metropolii? Obszerne powiązania handlowe jego mieszkańców? Biegłość w sztuce, obeznanie w literaturze, szerokość poglądów politycznych? Na pewno to wszystko, lecz jeszcze przede wszystkim mentalność! Grzegorz Komski, współczesny eseista, urodzony we Lwowie, od lat już obywatel świata, mieszkaniec Heidelberga, uważa, że najważniejszymi przesłankami mentalności ludzi metropolii, ludzi szerokich horyzontów, są ich kosmopolityzm i pragmatyzm. Bez tego kwitnie prowincjonalizm i zaściankowy nacjonalizm. Zaś na co dzień możemy sprawdzić na sobie, czy są współcześni mieszkańcy i ogólnie to miasto pod każdym względem „lekkie i bardzo przyjemne”.

Lwów – miasto magiczne. Magiczna jest jego aura, jego architektura, jego zaułki średniowieczne. Aby to odczuć, trzeba tu się urodzić, spędzić dzieciństwo, porę, kiedy człowiek odkrywa dla siebie cały świat lub kiedy odkryciem dla niego staje się sąsiedzka brama. A może całkiem odwrotnie. Przyjechać tylko na jeden dzień, po raz pierwszy w życiu i zobaczyć coś takiego, czego nie zauważają ludzie, mieszkający tu od urodzenia. Tyle uroku w tych małych podwórkach przy Cerkwi Uśpieńskiej lub Katedrze Ormiańskiej! Tyle przepychu w Katedrze św. Jura, w kościele ojców Dominikanów lub w hallu Opery Lwowskiej. Tyle europejskości w strzelistym gmachu kościoła św. Elżbiety, tyle rozmachu w rozległej budowli dworca kolejowego! Tyle harmonii, subtelności, wyrafinowanej sugestii w fasadach kamienic secesyjnych, tyle jaskrawego, kolorowego światła w kruchych witrażach, w łamanych liniach ich irysów, lilii, dzwonków!

 

Lwów ma swoje wyraźne określone strefy historyczne. Ma obszerną starówkę, gdzie można zagłębić się w sieć wąskich uliczek, odczuć, że obok znajduje się ormiański kram ze wschodnim towarem, a brodaty uliczny Żyd – handlarz proponuje za grosze jakąś tandetę, że można wejść do średniowiecznej apteki i pomodlić się w tajemniczym półmroku gotyckiej katedry. Lwów ma rozległe imperialistyczne aleje centralne, od których całkiem niedaleko do Kasyna literacko – artystycznego, kawiarni „Szkockiej” czy do słynnego „Georga”. W kawiarni „Wiedeńskiej” można nie tylko wypić filiżankę dobrej kawy, lecz przejrzeć nowe czasopisma wprost z Wiednia i Paryża.

Można w zadumie pospacerować Stryjskim Parkiem i obejrzeć Panoramę Racławicką.
Lecz też można wsiąść do autobusu i pojechać na Rzęsną II lub Sichów, pochodzić po tamtych sklepach i bramach bloków, przypomnieć całkiem nieodległe jeszcze czasy. Wszystko obok, wszystko można w tym magicznym mieście!

Tamte odległe i nie bardzo czasy przedstawione są na starych pocztówkach, starych zdjęciach, starych akwarelach. Mistrzowie od pędzla i aparatu fotograficznego potrafili wybrać i czas, i miejsce dla swoich dzieł. A może to miasto po prostu dyktuje ludziom, gdzie i co malować i fotografować? Może współczesny turysta pod jego wpływem wybiera to samo miejsce dla swoich zdjęć pamiątkowych? Stare i zabytkowe, piękne i bardzo zniszczone, czarowne i tajemnicze, współczesne i ogólnodostępne miasto żyje i pulsuje, promieniując dookoła swoją aurę, swoją legendę, przyciąga nadal tysiące, setki tysięcy ludzi. Tutaj nadal żyją w zgodzie ze sobą niezrozumiały dla Europejczyków Wschód i prawdziwy dla Azjatów Zachód. Tutaj nadal żywe są dawne legendy i współczesne złudzenia i mity. I nikt jeszcze nie złapał tego zagadkowego genius loci za brodę!

Pocztówki ze zbiorów prywatnych autora

Jurij Smirnow
Tekst ukazał się w nr 7 (59) 14 kwietnia 2008

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X