Lwów – Piemontem dla dwóch państw

Lwów – Piemontem dla dwóch państw

Historia Lwowa, jako tytułowego Piemontu jest przykładem mitu z całym bogactwem narosłych wokół niego kontrowersji. Snując rozważania na ten temat trzeba się przede wszystkim zastanowić, czy Lwów w ogóle był, czy jest i czy ma szansę stać się Piemontem dla kogokolwiek.

Na przestrzeni wieków stał się jednym z najbardziej charakterystycznych symboli i dla Polaków, i dla Ukraińców. Jest także przedmiotem gorących dyskusji – od kontrowersji na temat tego, czy miasto założył polski król czy halicki książę, po problemy jakie przyniósł schyłek XX wieku, chociażby gdy spierano się o Cmentarz Orląt.

Po dwóch stronach granicy słychać też nierzadko głosy o tak wielkim znaczeniu Lwowa dla danego kraju, jakie zyskał sobie we Włoszech Piemont, miasto, które w XIX stuleciu doprowadziło do zjednoczenia ziem włoskich stając się podwaliną niepodległości.

Lwów jako Piemont dla Polaków
Wielu Polaków wciąż nie potrafi pogodzić się z utratą dawnych wschodnich Kresów Rzeczpospolitej i postuluje „oddajcie Lwów, tam i tak sami Polacy mieszkają”. Sięgają do wspomnień o mieście zawsze wiernym, gdzie pielęgnowano tradycje i polską mowę, gdzie rodziły się idee narodowowyzwoleńcze. Co interesujące, do podobnych haseł w ukraińskiej wersji odwołują się Ukraińcy. W ten sposób po obu stronach granicy temu samemu miastu przypisano rolę obrońcy narodowych wartości.

Wątpliwości przy tym budzi swoisty galicjocentryzm. Wydaje się, że na Ukrainie przekonanie o znaczeniu Galicji dla ukraińskiej polityki podtrzymuje ten właśnie obszar, ale i na nim coraz częściej podnoszone są głosy, iż marginalizacja Lwowa jest już faktem, dokonała się wkrótce po obraniu przez Ukrainę drogi niepodległości i obecnie rozmowy na ten temat sprowadzają się do wspomnień i pobożnych życzeń. Tymczasem można odnieść wrażenie, iż kolejne polskie rządy wydają się tego nie dostrzegać. Gloryfikują Lwów i stwarzają złudzenie, iż los Ukrainy będzie rozstrzygał się na jej zachodnich ziemiach.

Nad Wisłą utrwalany jest przy tym obraz Lwowa jako centrum polskości – kultury, nauki, ruchów narodowościowych i niepodległościowych. Padają nazwiska Łukasiewicza, Grottgera, Rosena, Staffa, Zapolskiej, Tatarkiewicza czy Kotarbińskiego. Przypomina się, iż już w czasie Wiosny Ludów gubernatorem Galicji został Polak Wacław Zaleski, a osoby takie jak Kazimierz Badeni, Ignacy Daszyński czy Wincenty Witos miały niebagatelny wpływ na władze monarchii. Co więcej, wpływy polskie były tak znaczne, że wiele miejscowych rodzin polonizowało się. Nawet walki, jakie toczono we Lwowie w latach 1918 – 1920, utwierdziły tylko siłę hasła „Lwów semper fidelis”.

Jeśli skonfrontujemy warunki stosunkowo liberalnego zaboru austriackiego, w jakim pozostawała Galicja, z innymi zaborami, szczególnie z rosyjskim, w którym po klęskach powstań narodowowyzwoleńczych i tak już niewielkie swobody uległy jeszcze zmniejszeniu, można rzeczywiście przyjąć, iż było to centrum polskości. Jednakże pytaniem pozostaje to, czy miało ono szansę oddziaływać na cały obszar ziem polskich, czy obywatele Lwowa mogli poprowadzić Polaków do niepodległości, tak jak to zrobili mieszkańcy Piemontu.

Gdy uświadomimy sobie, iż mowa jest o najuboższym obszarze Monarchii Austrowęgierskiej, w niewielkim stopniu mogącym oddziaływać na pozostałe ziemie polskie, wydaje się, że nie. Choćby dlatego trudno jest dosłownie odnieść sytuację Galicji do niezależnego Piemontu włoskiego, w którym rządy sprawowała silna dynastia, prowadzącego własną politykę zagraniczną, mającego zaplecze gospodarcze, a przede wszystkim militarne wystarczające do tego, by podjąć kroki ku zjednoczeniu Włoch.

Dawny gmach Sejmu galicyjskiego, ob. Lwowski Państwowy Uniwersytet im. Iwana Franki (Fot. Maria Basza)

Galicja posiadała autonomię, lecz w granicach innego państwa, a wprowadzenie jej problemów na arenę międzynarodową czy wręcz zgoda na utworzenie niepodległego państwa polskiego były sprzeczne z interesami Wiednia oraz innych stolic. Spowodowałoby to destabilizację sytuacji geopolitycznej całego kontynentu i mogłoby sprowokować konflikty Austro-Węgier z Prusami czy Rosją oraz naraziłoby je na ostre dysproporcje w strukturze społecznej.

Lwów nie był też wystarczająco silny, i ekonomicznie, i militarnie by podjąć dzieło odbudowy państwa polskiego. Poza tym nawet na polu mentalnym rozbieżności realiów życia pod różnymi zaborami były zbyt duże, by przekonać Polaków do idei zjednoczenia pod auspicjami Lwowa. Trudno także nie zauważyć, że autonomia jaką cieszyła się Galicja powstrzymywała przed podjęciem ryzyka jej utraty. Dlatego patriotyzm w jego galicyjskiej postaci przejawiał się nie w powstaniach, a w pielęgnowaniu narodowych tradycji, języka, kształceniu i przede wszystkim w zachowaniu takich możliwości.

Obraz Lwowa jako polskiego Piemontu budzi dziś poważne wątpliwości. Symbol góruje nad historyczną rzeczywistością co nie dziwi, gdy używają go ludzie, jacy wyrośli na dawnych polskich Kresach, a jakim dziejowe burze nie pozwoliły być Polakami a zarazem lwowianami nie tylko w duszy, ale i formalnie. Ale Lwowa do Piemontu przyrównać nie można przede wszystkim dlatego, że Piemont odegrał swoją rolę nie tylko jako symbol, ale i rzeczywiście zjednoczył ziemie włoskie. Lwów takich działań nie podjął, pozostając tylko potencjalną kolebką odrodzonej polskości.

Lwów jako Piemont dla Ukrainy
Piemont ukraiński także osadzony jest w XIX stuleciu, kiedy to Ukraińcy w Galicji zyskali warunki rozwoju oświaty, kultury, języka. I choć zwrot Wiednia w ich stronę zakończył się w roku 1867, gdy władze nad autonomiczną prowincją przejęli Polacy, to tak jak w przypadku polskiego mitu, ukraiński też otrzymał wówczas swoją bazę. Utrwalono ją na przełomie lat `80 i `90 XX wieku, gdy mieszkańcy Galicji włączyli się aktywnie w procesy polityczne i przyczynili do odrzucenia przez Ukrainę udziału w odbudowie ZSRR. To tutaj, jeszcze zanim Ukraina przestała być republiką radziecką, wybory samorządowe 1990 roku wygrali antykomuniści, wprowadzono reformę oświaty usuwając ze szkół język rosyjski, grekokatolikom oddawano cerkwie.

Możemy w tym miejscu zaryzykować tezę, iż „bycie Piemontem” sprowadza się do odgrywania przewodniej roli, rozpoczynania procesów zjednoczeniowych i przemian na danym obszarze i w określonym przedziale czasowym. Nie jest możliwym, by stan ten trwał wiecznie, jako że każda „wieczność” ma swoje granice. W odróżnieniu od sardyńskiego Piemontu, który po zjednoczeniu ziem włoskich scedował stołeczne przywileje na Rzym, Lwów, w gruncie rzeczy miasto prowincjonalne i nie przygotowane do odgrywania roli administracyjnego czy wojskowego centrum kraju, nie potrafił oddać władzy Kijowowi. Zachował się tak, jak gdyby została mu ona odebrana siłą i przeszedł do opozycji wobec stolicy, jaką stworzył. Dokonawszy wspomnianych już wielkich kroków, Lwów wskazał Ukraińcom drogę do niepodległości, lecz sygnałem, że na tym misja Galicji się kończy, powinna stać się przegrana jej kandydata, Wiaczesława Czornowiła, w pierwszych wyborach prezydenckich 1 grudnia 1991 roku. Potwierdzeniem tej tezy stał się fakt, że do tej pory zachodnia Ukraina nie potrafiła wykreować polityka, jaki przekonałby do jej ideologii Lewobrzeże czy centrum.

Pomnik Wiaczesława Czornowiła, przy ul. Wynnyczenki (Fot. ukrcenter.com)Hasła płynące ze Lwowa częstokroć postrzegane są jako agresywne, nacjonalistyczne w negatywnym tego słowa znaczeniu, a brak identyfikacji z myślą Zachodniej Ukrainy powoduje, że Lwów ma niewiele do zaoferowania swojemu państwu. Nawet politycy, którym Galicja udziela największego poparcia, zwykle zapominają o swoich wyborcach i stawiają na oligarchów z dominującego gospodarczo wschodu kraju.

Tak naprawdę to Donieck czy Dniepropietrowsk mogłyby mienić się Piemontami Ukrainy, gdyż to tam podejmowane są ważne dla kraju decyzje, tam są pieniądze mogące utrzymać gospodarkę i kształtować politykę.

Finansowej karty przetargowej Lwów pozbawił się u progu niepodległości, kiedy skoncentrował się na poszukiwaniu ideologii dla młodego państwa, której nawiasem mówiąc nie znaleziono do dziś, zamiast zająć się sprawami gospodarczymi. Dyskusje ideologiczne niczego nie przyniosły, poza zubożeniem ekonomicznym miasta, co niewątpliwie odróżnia lwowski Piemont XX wieku od włoskiego, XIX-wiecznego.

Zachód Ukrainy budzi dziś obawy swymi projektami ukrainizacji, nacjonalizmem, a przywoływanie antyrosyjskich haseł kreuje obraz regionu nieprzyjaznego i ksenofobicznego. Głoszone tu postulaty zwrotu ku Europie nie przynoszą żadnych wymiernych korzyści, nie mają przełożenia na boom gospodarczy, a tym samym nie przekonują o słuszności drogi w stronę Unii Europejskiej czy NATO.

Obecnie 70% mieszkańców miasta nie identyfikuje się z nim. Lwów nie przyciąga tak, jak miało to miejsce nieco ponad 100 lat temu, nie jest atrakcyjnym rynkiem pracy, co wręcz prowokuje do ucieczki tam, gdzie można po prostu więcej zarobić. Oczywiście, można wysuwać argumenty, iż dzięki temu politykę w Kijowie kreują przybysze z Galicji, oni tworzą przekazy medialne czy kształcą młodych ludzi, jednakże nie możemy być pewni, na ile ta domyślna „hegemonia Lwowa” w Kijowie jest autentyczna. Dopóki nie zostaną przeprowadzone na ten temat badania opinii samych migrantów z Galicji, nie możemy tej tezy podważyć, ale trudno też przyjmować ją za słuszną. Nie możemy mieć pewności, na ile lwowianie poza Lwowem mogą tworzyć swoiste lobby, w jakiego interesie będzie podniesienie znaczenia rodzinnej ziemi. Jak dotąd wydaje się, że z faktu, iż ludzie ci pracują poza miejscem swojego pochodzenia, nic dla Galicji nie wynika.

Na rogu ulic Halickiej i Starożydowskiej (Fot. Maria Basza)

Wątpliwości budzą przekonania o sile języka i kultury Galicji. Trudno mówić, by Lwów mógł być kulturalnym centrum państwa, w którym po prostu nie ma jednolitej kultury. Trudno też by pretendował do tego miana nie mogąc pochwalić się żadną imprezą, jaka rozsławiłyby to miasto w Europie. Mimo, że jest ich wiele, to międzynarodowość takich przedsięwzięć często zamyka się w na poły amatorskim uczestnictwie gości z sąsiednich państw o nazwiskach nawet i tam niewiele znaczących. Przyciągające wielu gości targi książki to trochę za mało, by mówić o kulturalnej stolicy kraju.

Problemem we Lwowie jest także znaczna popularność języka rosyjskiego. Wydaje się, że ukraińskojęzyczność miasta jest obecnie zaledwie deklaratywna. To prawda, że na wschodzie kraju proporcje te są w stosunku do Galicji odwrócone, lecz we współczesnym świecie coraz częściej fakt, iż nie wyrażamy myśli w danym języku nie oznacza, że nie identyfikujemy się z danym państwem. Pod tym względem Ukrainie bliżej dziś do państw takich jak Szwajcaria czy Kanada, niż do jednolitych krajów językowo, takich jak chociażby Polska. Dlatego możemy powiedzieć, że pielęgnowanie mowy ukraińskiej to także za mało, by pretendować do miana centrum.

Widzimy coraz wyraźniej, że współczesnej Ukrainie brakuje wspólnego mianownika. Stanowi raczej zlepek obszarów, które mają swoje małe stolice, bohaterów, kulturę, nawet i język, jeśli wziąć by tu pod uwagę bogactwo możliwości korzystania chociażby z ukraińskiego, rosyjskiego czy surżyka. Wśród nich mamy Galicję, której nie udało się wykreować Lwowa na narodowy symbol.

Lwów zdał egzamin jako wschodnioeuropejski Piemont oferując pomysł na Ukrainę, ale po ugruntowaniu jej niepodległości jedność, w jaką wierzono we Lwowie, stała się iluzją i dziś wydaje się mało prawdopodobne, by kraj zjednoczył się pod wspólnymi hasłami jednej cerkwi, jednego języka, jednej drogi, i drugorzędną sprawą jest tu czy byłby to zdecydowany zwrot na wschód, czy zachód Europy. Lwów jako Piemont jest dziś mitem potrzebnym, dającym oparcie historykom i politykom, ważnym jako argument w dyskusjach o niezależności Ukrainy i ugruntowaniu jej w historii. Ale jak na każdym micie trudno na nim budować dzisiejszą i przyszłą potęgę.

Lew pilnujący ratusza (Fot. Maria Basza)Piemonckość Lwowa?
Wydaje się że zarówno w przypadku polskim, jak i ukraińskim, Lwów odegrał swoją historyczną rolę zbliżoną do włoskiego Piemontu. Zbliżoną, ponieważ znaku równości pomiędzy sytuacją włoską i galicyjską postawić na pewno nie możemy. Względy ekonomiczne, militarne, uwarunkowania geopolityczne wykluczyły powodzenie starań o bycie czy to polskim, czy ukraińskim centrum w wymiarze innym, niż symboliczny.

Polacy przewartościowują swój stosunek do współczesnego Lwowa. Mają świadomość nierealności jego „powrotu do macierzy” i niepoprawności politycznej takich postulatów. Prawdopodobnie póki żyć będą ci, którzy pamiętają dawny Lwów, polska koncepcja Piemontu będzie co pewien czas przywoływana, nie mniej jej miejsce jest na kartach historii i z tym faktem trudno polemizować. Lecz wyobrażenie Piemontu ukraińskiego ma szanse przetrwania nieco dłużej. Hasła „projektu Ukraina” i ukrainizacja Ukrainy realizowane pod przywództwem Lwowa są jednak kolejnymi imaginacjami i mitami ukraińskiej rzeczywistości, a Lwów sprawia wrażenie jak gdyby nie przebudził się jeszcze ze snu o swojej potędze. Buduje własny pomnik jako Piemontu kraju, w którym Piemontu być dziś nie może.

Agnieszka Sawicz
Tekst ukazał się w nr 21 (97) 17 – 28 listopada 2009

Info: Dr Agnieszka Sawicz jest absolwentką stosunków międzynarodowych o specjalności wschodoznawstwo na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Na UAM obroniła także doktorat na temat „Problematyka Ukraińska w prasie polskiej w latach 1991-1996” uzyskując stopień doktora nauk humanistycznych w zakresie historii. Ukończyła także studia podyplomowe z zakresu dziennikarstwa na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Doświadczenie naukowe i dydaktyczne zdobywała zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie, a także biorąc udział przedsięwzięciach realizowanych przez Irish Association for Russian and East Europian Stu-dies czy Tunity College w Dublinie. Obszarem jej zainteresowań jest przede wszystkim Ukraina, zajmuje się także aktualną sytuacją polityczną obszaru byłego ZSRR oraz zagadnieniami związanymi z życiem mniejszości narodowych, przede wszystkim mniejszości polskiej na Wschodzie. Tematyka badawcza znajduje odzwierciedlenie w opracowanych publikacjach, wygłaszanych podczas konferencji i sympozjów naukowych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X