Ze Lwowa do Egiptu i Sudanu (cz. I)

Ze Lwowa do Egiptu i Sudanu (cz. I)

16 stycznia 2012 roku absolwentka Średniej Szkoły nr 10 im. św. Marii Magdaleny we Lwowie Anastazja Stupko-Lubczyńska obroniła doktorat w dziedzinie archeologii na Uniwersytecie Warszawskim. W tym samym dniu, 16 stycznia, polonistka tejże szkoły, pani Maria Iwanowa, obchodziła swoje kolejne urodziny.

Historia, którą pragnę przedstawić naszym Czytelnikom rozpoczęła się jednak dużo wcześniej niż pójście Nastii do pierwszej klasy lwowskiej „dziesiątki”.

Tak wspomina ten czas Natalia Stupko, matka Anastazji:

„Kiedy trzeba było oddawać Nastię do szkoły, byliśmy z mężem przed niełatwym wyborem. On zdecydowanie był po stronie „dziesiątki”, ja zaś chciałam oddać ją do swojej „czwartej”. Proroczym okazał się głos pani Marii Iwanowej, która powiedziała: Pani Natalio, proszę oddać dziecko do naszej szkoły, nie pożałuje pani. Tak też się stało.

Pierwszą nauczycielką Nasti była pani Kornelia Bujnowska, wymagająca i sroga. Położyła dobre podwaliny wychowania i wiedzy w każdym swoim uczniu. Ale fart nie opuścił tej klasy – jej kierownikiem został nauczyciel historii, pan Ryszard Vincenc. To był jego pierwszy rok w szkole, pierwsza klasa, którą się opiekował.

 

Wychowankowie i wychowawca rozumieli się doskonale, zwłaszcza w starszych klasach, bowiem wiekowo dzieliło ich niewiele lat. Ale to nie znaczy, że pan Ryszard nie był nauczycielem wymagającym. Sam posiadał dobrą wiedzę historyczną i potrafił rozkochać w historii niejednego swego ucznia. Uważam, że wybranie archeologii przez Nastię jest poniekąd zasługą jej kierownika klasowego.

Jednak przed archeologią była polonistyka na Uniwersytecie Warszawskim. I tu należy podziękować pani Marii Iwanowej, która cały rok przygotowywała Anastazję do olimpiady polonistycznej. Ogólnie rzecz biorąc, szkoła dała córce dobrą, wszechstronną wiedzę, rozwinęła jej umiejętności, nauczyła rzetelności i odpowiedzialności. Za to jestem jej niezmiernie wdzięczna”.

Z Anastazją Stupko-Lubczyńską umówiłyśmy się na rozmowę na Wydziale Polonistyki. Był gorący dzień, więc postanowiłyśmy się schować od upałów wewnątrz polonu. „Tak teraz się określa polonistykę? – uśmiechnęła się Nastia. – Za moich czasów tak się nie mówiło”. Okazało się, że od czasów jej studiów na wydziale zmienił się również sam budynek: została zainstalowana winda (z myślą o niepełnosprawnych studentach) oraz zostało dobudowane trzecie piętro, którego Nastia w ogóle nie znała. Odbył się również ogólny remont. Słowem – zaszły zmiany, ale zdecydowanie na lepsze.

Anastazjo, jesteś obecnie archeologiem, mieszkasz w Warszawie, założyłaś rodzinę. Jak zaczęła się Twoja przygoda ze starożytnym światem?
Ukończyłam Średnią Szkołę nr 10 we Lwowie w 1997 roku. Wzięłam udział w Olimpiadzie Literatury i Języka Polskiego i przygotowywałam materiał o Brunonie Schulzu. Właściwie to nawet nie wiedziałam, co się dzieje, gdy się przejdzie pewien etap w tej Olimpiadzie. Doszłam do etapu finałowego: tutaj w Warszawie pisaliśmy wypracowania, odpowiadaliśmy na pytania i okazało się, że miejsce zajęłam wcale nie jedno z pierwszych.

 

Pamiętam, siedziałam z panią Marią Iwanową i jeszcze jedną koleżanką z klasy w takiej dużej sali i jakaś pani wyszła na środek sceny i powiedziała: „Będę teraz czytała nazwiska osób, które się zakwalifikowały…” I czy to ja nie usłyszałam do czego, czy to ona nie powiedziała (bo było to oczywiste), ale stwierdziła: „Osoby, które zostaną wyczytane, proszone są później o podejście do mnie i wpisanie się na listę”. I tak czyta, czyta te nazwiska, przeczytała moje i pani Maria Iwanowa mówi: No, to teraz idź tam do niej! A ja mówię: Ale po co? Ona: Dostajesz indeks Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego. Na co ja: Ale ja przecież wcale nie chcę studiować polonistyki. (śmieje się). (Okazało się, że tamta pani mówiła, że ci, którzy są zainteresowani dalszymi studiami, muszą się wpisać na listę – była to forma zgłoszenia się.)

 

Stwierdziłam, że nie idę, bo nie chcę podejmować tych studiów, ale pani Maria powiedziała: idź, potem będziesz mogła ewentualnie zrezygnować. (Ja w sumie w ten sposób wtedy nie myślałam). W rezultacie poszłam i się zapisałam. I tak się stało, że w ogóle trafiłam tu, do Warszawy na studia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X