Kryminałki i inne mrożące krew w żyłach opowieści Policjanci przy pl. Solskich we Lwowie, NAC

Kryminałki i inne mrożące krew w żyłach opowieści

Agata Christie, Joe Alex czy Marek Krajewski z pewnością szukali pomysłu do swych bestsellerów kryminalnych przeglądając kroniki kryminalne w starych gazetach. Można znaleźć tam wiele interesujących faktów. Dodając do tego trochę wyobraźni pisarza tworzyli swe słynne powieści, rozchwytywane na całym świecie. Dziś proponuję P.T. Czytelnikom kilka takich przykładów z przedwojennej prasy lwowskiej. Może ktoś połączy informację o malwersacjach, samobójstwach i walizie z majątkiem i uda mu się stworzyć kolejny lwowski hit kryminalny. Powodzenia!

Z miłości popełnił oszustwo

Akademik Jan Majewski, słuchacz III roku prawa i urzędnik Banku Przemysłowego we Lwowie, dopuścił się w styczniu rb. skomplikowanego oszustwa – pod wpływem miłości.

Kochał się on w pannie W., dziewczynie ubogiej, z którą też chciał się żenić mimo oporu i niezadowolenia swojej rodziny. Panna W. miała matkę ciężko chorą na gruźlicę. Młody człowiek posunął się w miłości i samozaparciu dla swej ukochanej tak daleko, że dla ratowania zdrowia jej matki postanowił dopuścić się oszustwa, byle tylko zdobyć pieniądze, potrzebne na leczenie.

Wiedząc o tem, że adwokat dr. Ludwik Rochr ma otwarty w banku rachunek bieżący, podrobił u rytownika stampilię z napisem firmowym dra Rochra, wypełnił przekaz na 403 tysięcy mkp. i zaopatrzył go sfałszowaną stampilią i fałszywym podpisem.

Przekaz ten wręczył Majewski koledze swemu Lewandowskiemu z prośbą o podjęcie tych pieniędzy, tłumacząc mu, że zrobił zakład z kasyerem, że bank wypłaci pieniądze bez zbytniego badania legitymacyi. Lewandowski nie podejrzewając nic złego, przekaz ten zrealizował, a z podjętej sumy 400 tysięcy mk. dostał od Majewskiego 5 tysięcy, jako połowę wygranego zakładu.

Machinacya ta byłaby Majewskiemu uszła bezkarnie. Przeoczył on jednakowoż pewną rzecz. Oto bank po zrealizowaniu takiego przekazu zawiadamia właściciela odnośnego konta, że takie a takie jego zlecenie zostało wypełnione i pieniądze wypłacone.

Pieniędzy nie miał już Majewski przy sobie, bo oddał je swej narzeczonej.

Przeciw Majewskiemu toczyła się wczoraj rozprawa przed trybunałem sądu karnego, któremu przewodniczył s. Łukianowicz. Mimo licznych i silnych okoliczności łagodzących, trybunał skazał oskarżonego, który do winy od razu się przyznał, na 6 miesięcy ciężkiego więzienia. Oskarżony przyjął wyrok.

Policjant przeprowadzający staruszkę przez ulicę, NAC

Z „niedoli” naszych spekulantów walutowych

Barana los

Szkodliwe dla państwa machinacye walutowe tępi policya jak może, choć jest to trochę nieprzyjemne dla ludzi, którzy bawią się w handel obcą walutą.

Wczoraj na przykład przytrzymano na ulicach miasta niejakiego Jakóba Barana, waluciarza z Janowa, który miał przy sobie 50 dolarów. Dolary te skonfiskowano. Wraz z Baranem przytrzymał policyant Srula Glanzera, który miał także coś z obcych walut, co uległo temu samemu losowi.

Pyszny połów

miał przodownik Mazur, któremu wpadł w oko pewien Zacher Melzer.

Melzer kręcił się w bramie kamienicy przy ul. Jagiellońskiej 17 i miał taką minę, jakby szukał dnia wczorajszego lub miał jakieś bolesne przeczucie. Ulitował się nad nim przodownik Mazur i pyta go, co robi w bramie.

– Szukam jednego pana, brzmi odpowiedź, lecz na pytanie, jak się ten pan nazywa, nie miał już odpowiedzi.

– A w jakim celu pan go potrzebuje? – pyta dalej przodownik Mazur.

– Potrzebuję tu kupić troszeczku kartofli – brzmi druga odpowiedź.

– A obcej waluty nie ma pan przypadkiem – pyta dalej natrętny organ policyi.

– Nie mam ani troszeczku – brzmi trzecia odpowiedź, lecz to nie pomaga jakoś i oto w bramie rozpoczyna się w milczeniu uroczyste macanie.

W kieszeniach nic, za pazuchą nic, tu nic i tam nic. Rozpina się kamizelka i jeszcze coś.

– Proszę podnieść koszulę – prosi policyant. Koszulka idzie w górę, a na obnażonych biodrach i brzuszku ukazuje się prawdziwy pas.

Jest on zrobiony nie z włosienia, lecz z paczek papierowych, a w tych praczkach stosy marek niemieckich. Było tam tego razem 300 tys., co przeliczone na marki polskie daje około 5 milionów. Melzer tłumaczył się, że pieniądze otrzymał od jakiegoś Niemca na zakupno kartofli, lecz ponieważ nie znał jego nazwiska i w ogóle nie mógł wyjaśnić pochodzenia tych pieniędzy, skonfiskowano je.

Napad rabunkowy w śródmieściu, czy – fikcja?

Do policjantów, pełniących poprzedniej nocy służbę na Podwalu, przystąpił niejaki Leonard Breliński, akademik z Kołomyji, wytytlany błotem i gliną, i oświadczył im, że przed chwilą uległ napadowi rabunkowemu.

Oto naprzeciw niemieckiego gimnazjum mieli do niego przystąpić jacyś mężczyźni, którzy powalili go na ziemię i obrabowali z gotówki, którą miał przy sobie, a było tego około 120 tysięcy marek.

Breliński przyjechał do Lwowa w celu odwiedzenia brata, który mieszka przy ul. Mącznej. Mimo jednak nocnej pory – było to około godz. 11 wieczorem – wysiadł on koło gmachu „Dniestra“ w restauracji pokrzepił się, następnie zaś poszedł na Wały Gubernatorskie, gdzie nastąpił ten tajemniczy napad.

Najciekawsze jest to, że napadnięty Breliński nie bronił się, ani nie krzyczał o pomoc, słowem sprawował się tak cichutko, że policjanci, którzy stali o kilkadziesiąt kroków dalej, niczego nie słyszeli.

Pieniądze, które miano zrabować Brelińskiemu, nie należały do niego, lecz stanowiły cudzą własność.

Aresztowanie przestępcy (Scena z filmu „Niebezpieczny romans”, 1930r.), NAC

Krwawa walka dwóch stryjecznych o żonę na Łyczakowie

W dzielnicy Łyczakowskiej mieszka dwóch Józefów Michałowiczów, którzy są stryjecznymi braćmi.

Jeden z nich jest stolarzem, drugi kuśnierzem, jeden ma żonę i kłopoty, drugi nie ma żony, a ma za to przyjemności.

Żona jednego, wesoła i trochę lekka w obyczajach, zapragnęła koniecznie jechać na świeże powietrze. Dostała od męża 25 tysięcy marek i pojechała na wieś. Lecz mężowi, który tymczasem siedział we Lwowie, szepnął ktoś na ucho, że żona na wsi wesoło się bawi w towarzystwie jego imiennika i dwóch innych salonowców z Łyczakowskiej dzielnicy. Rogaty mąż pojechał więc na wieś i znalazł żonkę w stodółce na sianku w towarzystwie adoratorów.

Mężowi zrobiło się bardzo przykro i udał się na drogę prawa. Poszedł do naczelnika gminy, by wraz z nim zająć to całe towarzystwo. Lecz gdy powrócił z wójtem, gachów już nie było. Została tylko żona, którą zabrał do Lwowa, lecz żona wkrótce uciekła.

Na tem tle załatwiano wczoraj wieczorem w ulicy Łyczakowskiej krwawe porachunki. Z pracy wracał Karol Jasieniewicz, Józef Michałowicz i Maryan Wajsło, obywatel z za Łyczakowskiej rogatki. Nagle zaszła im drogę druga trójka: stryjeczny Michałowicza, Stanisław Dziłowicz i Józef Kowal. Po krótkiej wymianie słów przyszło do bójki na noże. Michałowicz z drugiej grupy chciał pchnąć nożem swego imiennika. Towarzysza zasłonił Karol Jasieniewicz i dostał pchnięcie nożem w pierś.

Napastnicy rzucili się następnie do ucieczki, a zobaczywszy posterunkowego Rzepeckiego, zakrzyknęli, że biegną za nimi bandyci i uciekali dalej.

Niemniej przeto posterunkowy przytrzymał całą trójkę, skompletował ją dwoma gośćmi z drugiej grupy i odprowadził na policyę. Z przekłutym zaś Jasieniewiczem przyszedł na stacyę ratunkową, gdzie go opatrzono.

Akrobatyka kryminalna

Świadkami zabawnej akrobatyki byli wczoraj przed południem mieszkańcy ulicy Rzeźnickiej. Oto w czasie obławy za waluciarzami posterunkowy Trzepka natknął się w bramie domu realności przy ul. Rzeźnickiej 9 na niejakiego Izera Zweiga, 24-1etniego młodzieńca z Brzeżan, zamieszkałego we Lwowie przy ulicy św. Anny.

Zweig widokiem policyanta bardzo się przestraszył i zaczął uciekać na podwórze. Posterunkowy dla konsekwencji puścił się za nim w pogoń. Zweig wpadł do bramy w oficynach, po schodach wybiegł na II. piętro i wpadł do mieszkania jakiegoś starszego małżeństwa, poczem zamknął drzwi za sobą.

Policyant przybiegł pod drzwi, zastał je zamknięte, zaczął więc gwałtownie pukać. — Dopiero po pewnej chwili, gdy pukanie było tak silne, aż drzwi się trzęsły, otworzyła je jakaś stara żydówka bardzo wystraszona tajemniczym pościgiem. Na zapytanie policyanta, gdzie jest zbieg, odpowiedziała bezradnie drżącym głosem, że nie wie. Mąż jej był również przestraszony tą scena, jakby zobaczył tajemniczą gonitwę upiorów, nie mógł wykrztusić słowa ze siebie, a na powtórne zapytanie policyanta zdołał tylko ręką wskazać na okno.

Posterunkowy podbiegł do okna, spojrzał w dół i zobaczył z niesłychanem zdumieniem, że ścigany przez niego mężczyzna-małpa zsuwał się szybko na dół po stromym gzymsie.

Nie mógł policyant pójść w jego ślady, zbiegł wiec szybko po schodach na dół i tu zauważył ku swej radości, że uciekinier jeszcze się nie ulotnił, lecz pospiesznie włazi pod beczkę, stojącą na podwórzu. Więc posterunkowy chwycił go za nerki i wywlókł na światło dzienne, a później na policyę.

Przy rewizyi osobistej znaleziono u Zweiga 124 srebrnych koron austryackich, ćwierć miliona marek polskich itp. Zweiga na razie zamknięto, ponieważ nie wiadomo, dlaczego właściwie uciekał.

Złodziej-duch?

Coś podobnego – ale tylko pozornie, działo się dzień przedtem na Kleparowie.

Gdzieś ktoś zauważył nocą złodzieja w kamienicy przy ul. Słowackiego 3. Złodziei miał uciec po dachu. Lokatorzy przy pomocy przypadkowego spotkanego żandarma urządzili nocną obławę po dachu kamienicy, by koniecznie dostać złodzieja w swe ręce. Biegali więc po dachach kilku kamienic, zaglądali do różnych kominów, dymników, okienek i dziurek, lecz złodzieja nigdzie nie znaleźli, choć snuli się po dachu do 12 godziny w nocy.

Zmęczeni niepowodzeniem, poszli wreszcie lokatorzy spać, nie wiedząc dotychczas, czy był to złodziej czy przywidzenie – „czy to pies czy to bies!”.

We Lwowie szerzy się manja samobójstw

W ostatnich dniach notuje się we Lwowie coraz więcej wypadków samobójstwa. Oczywiście nie wszystkie zamachy samobójcze są rejestrowane, w wielu bowiem wypadkach desperatowi użycza pomocy najbliższe otoczenie, nie donosząc o tem ani policji, ani stacyi ratunkowej. Liczbę więc, notowaną przez nas, należy zwiększyć, gdy chodzi o dokładność.

Śmierć studenta

Wystrzałem z rewolweru odebrał sobie życie wczoraj o godzinie 7-mej wieczorem 18-letni student gimnazjalny, Abraham Bilbol, syn kupca Salomona Bilbela. Przez całą niedzielę był denat w nastroju spokojnym, pozornie nawet pogodnym, co przejawiło się zwłaszcza w czasie obiadu.

Całe popołudnie spędził chłopak na łonie rodziny, przy ul. Kościuszki 18, zaś o godzinie 7-mej wieczorem wszedł nagłe do drugiego pokoju. Huknął strzał. Gdy rodzina przybiegła, chłopak z przestrzeloną prawą skronią już nie żył. Powód samobójstwa nie znany.

Michalina Grotowa oskarżona o działalność szpiegowską na rzecz Związku Radzieckiego, NAC

Młoda krawczyni

Przy ulicy Berka 5 popełniła zamach samobójczy 19-letnia krawczyni Finka Dreifuss. Zażyła mianowicie bardzo dużo, bo aż 100-gramową dozę amoniaku, w której była ponadto jakaś inna domieszka trująca.

Po wypompowaniu żołądka odstawiono desperatkę do szpitala.

Panna sklepowa

W mleczarni przy ul. Skarbkowskiej 7. truła się wczoraj o godz. 9-tej wieczorem panna sklepowa, tamże zajęta 2l-letnia Kazia Jastrzęblińska. W tym celu zażyła znaczną dozę jodyny. Dziewczynę, która na ten desperacki krok ważyła się, jak mówią wskutek braku mieszkania, odstawiono w stanie nie budzącym niebezpieczeństwa do szpitala.

Samobójstwo 70-letniego waluciarza z ul. Kleparowskiej

Nie mógł przeżyć utraty 16 miljonów, więc rzucił się z czwartego piętra. Z okna kamienicy przy ul. Kleparowskiej 7 rzucił się wczoraj wieczorem z okna czwartego piętra 70-letni starzec Barn Marinnheim, nie mogąc przeżyć pewnej kombinacyi dolarowej, która przyprawiła go o stratę 16 milionów marek. Desperacki czyn starca nabierze pewnego zrozumienia w świetle jego życia i sposobu myślenia.

B. Mannheim był człowiekiem bogatym. Z zawodu był oczywiście kupcem, lecz jeśli chodzi o bliższe tej rzeczy określenie, zajmował się handlem obcą walutą. Przynosiło mu to kolosalne zyski, choć z drugiej strony miał on z tego powodu częste konflikty z policyą, która od czasu do czasu urządzała rewizyę w jego mieszkaniu. Nieboszczyk w ogólności ludzi nie lubił, a kochał bałwochwalczo każdy grosz – jednem słowem Mannheim był wzorowym typem molierowskiego skąpca.

Część pięknego mieszkania na I. piętrze podnajmywał M. rodzinie uciekinierów z Proskurowa Aronowi i Esterze Metlowej. Mannheim całymi dniami szperał w swych książkach kupieckich, liczył i liczył, poczem godzinami chodził po pokoju, mówiąc do siebie samego.

Ostatnio Mannheim dal niejakiemu N. Wanderowi 3.100 dolarów, by je przehandlował na polską walutę. Sprzedaż dolarów coś opóźniała się, dolary poszły w górę i M., człek skąpy o złamany szelążek, włosy darł z głowy, że puścił dolary po niższej cenie. Kontrahent uciekł z dolarami, które przedstawiały dziś wartość około 16 milionów mk.

Do wieczora czekał na Wandera, wyrzekając głośno, że takiej straty nie przeżyje i śmierć sobie zada. Tak biadając nad stratą swoich dolarów biegał pokoju. Żargonem napisał list przed śmiercią, w którym żali się na sprzeniewierzenie Wandera, podając je jako powód swej śmierci. Następnie — rzecz bardzo znamienna psychologicznie – odpiął i położył na biurku cenny złoty zegarek, rozumując widocznie podświadomie, że szkoda go zniszczyć przy zamachu na swe życie.

Drzwi od swego pokoju zamknął na klucz i schodami wyszedł do góry, aż na czwarte piętro. Tam stanął przy otwartem oknie, tyłem zwrócony do okna, przechylił i runął z łoskotem na podwórze kamienicy.

Przez parę minut żył jeszcze, aczkolwiek był nieprzytomny. Przed przybyciem stacyi ratunkowej zmarł.

Policjant legitymujący podejrzanego osobnika, NAC

Na Kleparowie płynie krew czerwona

Na Kleparowie rozbawiła się wczoraj „wiara”, grały więc noże i lała się krew.

Piekarz

Wśród nieznanych bliżej okoliczności, najprawdopodobniej w czasie jakiejś zwady sąsiedzkiej dostał niemiłą pamiątkę 34 letni piekarz A. Volksstain. Oto jakiś napastnik zadał mu 3 dotkliwe ciosy nożem, aż krew musiała tamować i łeb owijać stacya ratunkowa.

Stolarz

O pieniądze chodziło innej znów paczce, która – również na Kleparowie – napadła na 37 letniego stolarza Stefana Kucego w celach rabunkowych.

Napastnicy zwalili się na Kucego z nożami w rękach i zażądali pieniędzy. Gdy ten się wzbraniał, nożem przebili go w rękę i w głowę, poczem zrabowali mu parę tysięcy marek i zegarek.

Tak przynajmniej opowiada Kucy, gdy zgłosił się pokrwawiony na stacyę ratunkową.

W kawiarni „Ziemiańskiej” biją także

Zupełnie kleparowskich metod zakosztował na własnej skórze niejaki Jakób Scheyer, który grał w karty w kawiarni „Ziemiańskiej”.

Niewiadomo, co tam było, dość że pula Scheyera skończyła się fatalnie. Scheyer „przerżnął” w karty 50 tysięcy marek, a poczciwy właściciel chcąc mu pokazać namacalnie, że bywają przykrości jeszcze większe, niż strata 50 tysięcy, obił go do krwi i wyrzucił z kawiarni.

Obegrany, pohańbiony, zasmucony i skrwawiony przyszedł Scheyer na stacyę ratunkową, gdzie ze współczuciem zabandażowano mu głowę. Scheyer już z pewnością nie pójdzie więcej grać w karty do „Ziemiańskiej” i zakaże jeszcze dziesiątemu.

7-miljonowa waliza z Kijowa

Pociągiem Lwów – Dębica jechała onegdaj aż z Kijowa p. Marya Rapacka, zamieszkała stale w Zakopanem. Obok siebie miała dużą brązową walizę, w której był cały komplet srebra stołowego, tudzież moc złotej biżuteryi, zegarki złote, pierścionki, branzolety, broszka, szpilka itd., itd., łącznej wartości niespełna 7 milionów.

Obok pani Rapackiej siedział jakiś około 35-letni elegancki jegomość, który przez całą drogę bawił sąsiadkę, jak na obytego człowieka przystało.

W pewnym momencie, na stacyi w Przeworsku, p. Rapacka narobiła krzyku. Oto jej ugrzeczniony sąsiad, korzystając z chwilowej nieuwagi właścicielki walizy, porwał walizkę i ulotnił się, jak dym.

Z towarzyszami podróży trzeba być bardzo ostrożnym, bo nie wszystko złoto, co się świeci.

Została zachowana oryginalna pisownia

Opracował Krzysztof Szymański

Tekst ukazał się w nr 13 (377), 16–29 lipca 2021

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X