Kresowianie na świecie

Kresowianie na świecie

Wystawa w urzędzie marszałkowskim (Fot. Konstanty Czawaga)Jak zachować pamięć?
Kto z obecnych na sali wie o Montresor, że to jest miejsce pamięci o Kresach? – zapytała wprost Agata Kalinowska-Bouvy, polska poetka i dziennikarz z Paryża. Obiecywała, że o polskim skarbie w tym francuskim miasteczku powie dokładniej także czytelnikom „Kuriera”. Zresztą ni ema nic dziwnego, że średnie i młodsze pokolenia nie wiedzą o zabytkach i wybitnych postaciach z Kresów. Odchodzi pokolenie Kresowe. „Pamiętajmy o Kresach o Kresowiakach – wzywał dr Zbigniew Kostecki z Niemiec. – Za 15-20 lat ich już nie będzie. Dlatego musimy historię naszą pielęgnować, przekazać pamięć”.

Dr hab. inż. Jerzy Hickiewicz, prof. Politechniki Opolskiej dokłada wszelkich starań, ażeby upamiętnić wybitnych przedstawicieli światowej techniki, którzy urodzili się w Stanisławowie i Lwowie. Pomagają mu w tym młodzi naukowcy.

O udziale Urzędu Marszałkowskiego Województwa Opolskiego w upamiętnieniu wybitnych Polaków na terenie obwodu iwano-frankowskiego (dawn. woj. stanisławowskiego) oraz na Litwie mówił Janusz Wójcik, dyrektor Departamentu Kultury, Sportu i Turystyki. O dwudziestoletniej działalności Instytutu Lwowskiego w Warszawie – mówił jego dyrektor Janusz Wasylkowski.

Z udziałem uczniów jednego z liceum na Śląsku przedstawiciele Oddziału IPN otworzyli wystawę „Kaźń Profesorów Lwowskich. Wzgórza Wuleckie 1941”. Inna wystawa na sali cateringowej Urzędu Marszałkowskiego została poświęcona Kresowianom w Politechnice Opolskiej. Młoda opolanka Milena J. Kalczyńska 13 listopada przedstawiła wystawę fotografii „Pamiętnik wileński”. Podczas konferencji prezentowano również „Kalendarz Kresowy” wydany przez „Kurier Galicyjski” i dodatek „Polak Mały” ze Lwowa.

Aleksandra Ziółkowska-Boehm z USA stara się zachować pamięć poprzez swoje książki. „Moimi bohaterami są ludzie z Kresów, które przeminęły z wiatrem czasu – powiedziała. – Zginął ten świat. Sięgam po współczesność. Mam satysfakcję, że robię coś sensownego. Jest to mój malutki wkład w pamięć o Kresach”. Przywiozła swoje dzieła literackie po polsku i po angielsku. W opolskiej kawiarni „Kafka” odbyła się promocja jej książki „Lepszy dzień nie przyszedł już”. Ale może jeszcze przyjdzie dzień, gdzie zaprezentuje swoje książki we Lwowie czy w Iwano-Frankowsku (daw. Stanisławowie)? Nie ukrywała, że bardzo chciałaby by tak się stało. Podobnie jak i autorzy innych wydań czy imprez kulturalnych, które odbyły się w Opolu w ramach inauguracji Towarzystwa Polonia-Kresy.

 

Z lwowskiego kuferka (Fot. Konstanty Czawaga)Rubinowa broszka ze Lwowa
Wieczorem 12 listopada w Filharmonii Opolskiej odbyła się uroczysta promocja książki Andrzeja Skibniewskiego „Rubinowa broszka” wraz ze spektaklem słowno-muzycznym „Z kresowego kuferka – Lwów”. Autor, jeszcze wcześniej, na spotkaniu z uczestnikami konferencji opowiedział o swojej przygodzie z prawdziwym rodzinnym kuferkiem ze Lwowa.

„Kiedyś jeszcze jako młodzieniec znalazłem na strychu w Opolu w naszym domu kuferek – wspominał. – I tam było dużo pamiątek. Były jakiś papiery, dokumenty, jakaś broszka z wyłamanymi kamykami. Znalazłem szopkę z połamanym dachem. Wydawało się, że to są jakiś bezwartościowe szpargały, które trzeba by kiedyś spalić czy wyrzucić. Pytałem mamy co to jest. Mama powiedziała, że ażeby przeżyć wojnę, wyjmowała pojedyncze kamyki z tej rodzinnej broszki i sprzedawała je wtedy kiedy było bardzo ciężko, żeby można było kupić jakieś jedzenie czy lekarstwa”. Jednak nie sprzedała tej złotej broszki ze złota. Przywiozła do Opola. Zdaniem Skibniewskiego jest to mentalność kresowa, żeby nie pozbywać się wszystkiego. Że to jest pamiątka, którą się przechowuje jak talizman, jako najcenniejszą rzecz, która choć nie ma żadnej wartości handlowej, ale przechowuje wspomnienia. Po latach, już po śmierci swojej mamy, autor zebrał te listy i dokumenty.

 

„Ułożyło to się w jakąś opowieść i zacząłem nad tym pracować – mówił dalej Andrzej Skibniewski. – Brakowało mi czasem wątków. Szukałem ich w Anglii, Francji, w Stanach Zjednoczonych, i w końcu udało się jakoś to wszystko posklejać. Powstała książka, która jest zbiorem listów, dokumentów i jest częścią pamiętnika ludzi, którzy byli dla mnie jak najbliższą rodziną. I ciekawie jest to, że zaczyna się to od pierwszego listu z 21 sierpnia 1939 roku, który napisała moja babcia do swojej córki. Moja mama miała wtedy 16 lat. Wybucha wojna. Później wchodzą wojska sowieckie, Krysia zostaje aresztowana. Następnie kartki wysyła z więzienia w Starobielsku. Później zostaje wysłana do obozu pracy w Workucie. Dostaje wyrok 25 lat lagru. Później wchodzą znowu wojska sowieckie do Lwowa. Te osoby szukają się po różnych krajach, przeprowadzają się na Śląsk i po 10 latach od tego pierwszego listu rodzimy się my. To znaczy ja i moja siostra, tutaj we Wrocławiu. Niestety siostra już odeszła, a ja od wielu lat mieszkam w holenderskim Tilburgu”.

W naszej rozmowie Andrzej Skibniewski nie ukrywał, że chciałby, ażeby rodzinny kuferek wraz z rubinową broszką wrócił do Lwowa. Oczywiście jako spektakl.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X