Kościół oddano nam po sześćdziesięciu pięciu latach

Kościół oddano nam po sześćdziesięciu pięciu latach

Z jezuitą o. Stanisławem Smolczewskim z parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Czerniowcach rozmawiał Wojciech Jankowski.

W jakim stanie zastał ojciec odzyskany przez jezuitów kościół w Czerniowcach?
W fatalnym. Wewnątrz były dwa piętra, ściany między kolumnami i dach, który przeciekał – widać zresztą ślady zacieków. Słowem, kościół był w fatalnym stanie. Wymagał natychmiastowego remontu i właśnie w tej chwili ten remont przeprowadzamy.

Po jakim czasie jezuici wrócili do Czerniowiec?
Zaraz policzymy… Po pięćdziesięciu…, sześćdziesięciu pięciu latach. To znaczy kościół oddano nam po sześćdziesięciu pięciu latach, natomiast jezuici do Czerniowiec przyjechali wcześniej, w 1996 roku.

W 1946 roku kościół został zamknięty przez władze sowieckie, jezuici zostali wygnani, superior został wywieziony na Sybir i po tym, jak spędził na wygnaniu dziesięć lat, wrócił do Polski, do Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa w Bytomiu. I tam też zmarł tragicznie w 1961 roku. Prawdopodobnie został zabity przez SB. Potrąciła go ciężarówka, kiedy jechał na rowerze. Zapewne nie był to wypadek… Zatem w 1961 roku superior zostaje pochowany w Bytomiu. Ja natomiast pochodzę z Bytomia. …I dla mnie to jest swoiste przekazanie pałeczki. Co prawda miałem tylko trzy lata, kiedy ojciec Kumorowicz zginął, ale na pewno spotykaliśmy się w kościele. A więc ostatni jezuita z Czerniowiec z Parafii Najświętszego Serca Pana Jezusa wyjeżdża do Bytomia, a pierwszy jezuita od czasów wojny, który przyjeżdża do Czerniowiec – czyli ja – pochodzi właśnie z Bytomia, z parafii pod takim samym wezwaniem. Czyli można tu mówić o pewnej ciągłości.

To nie jest pierwsze miejsce, w którym ojciec służy. Jak porównałby ojciec Czerniowce do tych innych miejsc?
Pierwszym miejscem był Chmielnicki. Parafia na Hreczanach – tysiące wiernych i jeden ksiądz do posługi. Inni księża w miarę możliwości dojeżdżali, czasami po kilkadziesiąt, nieraz i więcej kilometrów, żeby od czasu do czasu pomóc przy większych uroczystościach. I tam była praca wśród Polaków. W Chmielnickim spędziłem cztery lata, gdzie posługiwałem się praktycznie tylko językiem polskim, a jeśli ktoś nie znał polskiego, przechodziłem na rosyjski. Potem spędziłem rok w Stanisławowie (obecnie – Iwano-Frankiwsk). Tam także posłano mnie, żeby starać się o odzyskanie naszego kościoła, ale okazało się że kościół ten przekazano prawosławnym i nie dało się go już odzyskać w żaden sposób. Wtedy, w 1997 roku, przełożeni skierowali mnie do Czerniowiec, bo tutejszy kościół był jeszcze do odzyskania. I po trzynastu latach starań w końcu oddano nam kościół w 2010 roku. Kościół, jak już mówiłem, był bardzo zniszczony, ale niedługo znów będzie w dobrym stanie.

Msze święte są odprawiane po polsku czy po ukraińsku?
Tutaj tylko i wyłącznie po ukraińsku, ponieważ niedaleko jest kościół, gdzie odprawiane są msze po polsku. Kościół ten był czynny po wojnie i działa nadal, a tu jest nowo otwarta parafia i ja nie chcę robić konkurencji. Poza tym staram się przyciągnąć tutejszych mieszkańców, którzy chcą modlić się i brać udział w mszach świętych w naszym obrządku, a przecież nie zawsze znają język polski.

Tu jest inaczej niż w Chmielnickim, który skupia mnóstwo wiernych, dosłownie dziesiątki tysięcy. Tu jest zaledwie kilkaset osób wyznania rzymskokatolickiego. A moja parafia, która została założona w 2010 roku, to zaledwie pięćdziesiąt kilka osób. Różnica jest więc ogromna.

Bóg zapłać.

Rozmowa została zarejestrowana 10 sierpnia 2016 roku i wyemitowana dzień później w czasie trasy Radia Kurier i Radia Wnet po Ukrainie

Rozmawiał Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 17 (261) 16-29 września 2016

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X