„Kościół na Górce” Kościół w Iwano-Frankiwsku (Stanisławowie)

„Kościół na Górce”

Z autorem filmu Jarosławem Krasnodębskim rozmawiał Wojciech Jankowski.

Dlaczego pomyślał Pan, że jest potrzebny taki film?
Ten film powstał właściwie przypadkiem. W Stanisławowie pojawiłem się po raz pierwszy w lutym tego roku na praktykach w Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego. Przechadzając się ulicami Stanisławowa, trafiłem na ulicę Wołczyniecką i zobaczyłem kościół. Pomyślałem, że chcę poznać jego historię. Sięgnąłem do książek i zdałem sobie sprawę, że punktem kulminacyjnym jego dziejów jest rok 1989…

Przypuszczalnie jeszcze nie wszyscy podejrzewają, że Związek Sowiecki przestanie istnieć. Co się wtedy wydarzyło? Jak to się stało, że mieszkańcy Stanisławowa po tylu latach mogli z powrotem chodzić do kościoła?
W tym miejscu chciałbym zwrócić uwagę na ważną kwestię. Po 1945 roku granice Polski przesunęły się i większość mieszkańców dawnego Stanisławowa (dziś to miasto nazywa się Iwano-Frankiwsk) zostało wysiedlonych i w większości trafiło na tzw. ziemie odzyskane. Dziś oficjalnie jest tu około dwóch tysięcy Polaków (realnie zapewne więcej – red.) i to oni zachowali tę wiarę i polskość w trudnych czasach sowieckich. Nastąpiła końcówka lat osiemdziesiątych, pieriestrojka i społeczność polska zebrała się w liczbie dwudziestu osób. Istniało takie prawo: żeby odzyskać kościół, musiała się zorganizować tzw. „dwadcatka” i zwrócić się z pismami do Moskwy, Kijowa i poprosić, żeby świątynia została zwrócona parafianom, ponieważ ksiądz nie mógł tak wiele wówczas zrobić. Według obowiązującego prawa stała za nim „dwadcatka”.

Czy wystarczyło zebrać dwadzieścia osób, by w warunkach rozpadającego się imperium odzyskać kościół?
Oczywiście, że nie tylko to, ale jeśli poznamy tę historię, to się okaże, że powstało coś z niczego, z tzw. jednej kopiejki, mówiąc językiem z tamtego okresu. To jest wspólnota Polaków mieszkających w Stanisławowie, ale i Ukraińców, którzy też przychodzą do kościoła i mają msze po ukraińsku. Oprócz parafian, jednak duchowieństwo odegrało kluczową rolę. Pierwszy proboszcz ksiądz Kazimierz Halimurka, siostry zakonne urszulanki, które tu przybyły po raz drugi. Przed wojną też tu stacjonowały.

Czy trudno było dotrzeć do osób zasłużonych dla odnowienia działalności kościoła na Górce?
Jeszcze na szczęście, nie minął tak długi okres od tamtych wydarzeń, ale musimy sobie zdać sprawę, że w roku 1989 ta „dwadcatka”, która zbierała podpisy na rzecz odzyskania kościoła, to byli w większości starsi ludzie. Nie udało nam się dotrzeć dziś do żadnej z tych osób, ale na filmie jest pierwszy proboszcz, Kazimierz Halimurka, s. Krystyna Rynkiewicz, która posługiwała przez szereg lat, i parafianie, którzy może nie byli w tym okresie odzyskiwania wśród tych, kto zbierał podpisy czy zwracał się do władz centralnych, ale pomagali przy pracach i angażowali się w to, żeby ten kościół piękniał.

Kościół w Iwano-Frankiwsku (Stanisławowie)

Nagrywaliście z tymi ludźmi wywiady filmowe. Co Pana szczególnie w nich zafrapowało?
Do mnie dotarła wtedy ważna kwestia. Ja z punku widzenia Polaka, zdawałem sobie dotychczas sprawę, że ten okres lat osiemdziesiątych kojarzy się z przemianami ustrojowymi, z wyborami w czerwcu, ze zmianą „klimatu”, odzyskaniem niepodległości. Będąc tutaj, poznając tę historię nie tylko przez literaturę, ale też przez wywiady, zdałem sobie sprawę, że okres ten też jest ważny dla Polaków, którzy tutaj zostali. Historia Polski nie kończy się na jej [geograficznych] granicach. Wydaje mi się, że ten film poniekąd to pokazuje, ponieważ są w nim w większości Polacy, którzy w tym czasie się angażowali.

Czy planuje Pan ciąg dalszy pracy nad filmem, bo zawodowo zajmuje się Pan czymś innym?
Aktualnie jestem doktorantem na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika. Mam taki pomysł, żeby stworzyć film dokumentalny o osobach, które zostały po II wojnie światowej tutaj, w Stanisławowie i o tych, które zostały wysiedlone i trafiły do Stanisławowa-2, czyli Opola i innych miejscowości. Chciałbym pokazać ich historię, tych ludzi i tamtych wydarzeń. Pokazać więź, pokazać, że ten Stanisławów, rozbity miedzy wieloma miastami, jednak wciąż żyje – jak napisał Tadeusz Olszański.

Czym dla Pana jest Stanisławów, bo wiem, że pierwszą fascynacją był Lwów?
Większość osób trafia do Lwowa, a potem do innych miejscowości. Mam taką obserwację – Lwów jest kolebką polskości tu na Ukrainie, ale Stanisławów jest krzepnięciem. Myślę, że nastąpił tu w ostatnich latach przełom, bo pojawił się Dom Polski i po raz czwarty Przegląd Najnowszych Filmów Polskich trafia ze Lwowa do Stanisławowa i tu się kończy!

Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiał Wojciech Jankowski
Tekst ukazał się w nr 22 (242) 30 listopada – 17 grudnia 2015

Pokaz dokumentu o stanisławowskim kościele

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X