Koleje losu obywatelki trzech państw

Koleje losu obywatelki trzech państw

W tych jesiennych dniach upływa 71 lat odkąd z wielu podolskich wsi w 1936 roku deportowano do Kazachstanu osoby narodowości polskiej. Nasza rozmówczyni urodziła się znacznie później we wsi Ledzianka na Podolu. Tam zdała maturę, a na zaproszenie swej rodziny, którą zesłano w tamtych smutnych latach do Kazachstanu, wyjechała tam. Los jednak zaprowadził ją do Niemiec, gdzie mieszka do dziś.

Z Marią Zielską, córką Ludwika (po mężu Kuchar), która przez 30 lat mieszkała w Kazachstanie, spotkałem się w jej rodzinnej wsi, dokąd przyjechała z Niemiec na urlop.
Tak, urodziłam się w Ledziance, jednak po zdaniu matury wyjechałam do Kazachstanu, gdzie mieszkały siostry mamy, deportowane w 1936 roku.

Proszę wybaczyć, chciałem uściślić – do Kazachstanu Pani pojechała z własnej woli?
Tak, z własnej. Pojechałam do sióstr mojej babci. W 1936 roku zostały zesłane do Kazachstanu jej dwie siostry i brat. Nazwisko brata babci – to Krysznewski. Miał na imię Wacław (Wiktor) i był synem Teodora. Była też Julia Krysznewska, Ledzia Krysznewska, która zmarła bardzo wcześnie. Bronia Krysznewska też – to rodzona siostra mojej babci. Pozostała tam jej córka, Frosia Krysznewska. To moja ciotka od strony mamy. Po zdaniu matury wyjechałam do Kazachstanu, do niej. W 1953 roku, kiedy zmarł Stalin, przesiedleńcom z Kazachstanu pozwolono przyjechać w odwiedziny do Ledzianki, gdzie urodzili się i mieszkali. Kiedy ciotka przyjechała do nas, to mówiła: „ Jak zdasz maturę, żebyś się nie męczyła – jak twoja i moja ciotka i moja kuzynka – po zdaniu matury zapraszam ciebie do Kazachstanu. Kiedy zdałam maturę, ona napisała list, mama mnie odwiozła do niej. Przez pierwszy rok mieszkałam u ciotki, uczęszczałam na kursy, potem moja mama przyjechała do Karagandy i my z nią przeniosłyśmy się do Celinogradu. 13 marca 1995 roku wyjechałam razem z rodziną do Niemiec, gdzie mieszkam do dziś.

Czy może Pani zdradzić, w jakim zawodzie Pani tam pracuje?
Pracuję w sklepie, w wyuczonym zawodzie. W moim wieku ciężko jest już znaleźć zatrudnienie, chociaż się nie zabrania pracować, jednak trzeba znać niemiecki. Nie można pracować w zawodzie, jeżeli się nie zna języka. Mieszkam w mieście Ulme, mamy dwupokojowe mieszkanie.

Proszę powiedzieć, czy, przebywając w Kazachstanie, Pani często myślała o Ledziance, o swej rodzinnej wsi, aczkolwiek często jest wspominana niedobrymi słowami?
Nie, niedobrymi słowami Ledzianki nie wspominałam, ponieważ wyrosłam tu i kształciłam się. Kiedy byłam w Kazachstanie, owszem, przez pierwsze lata bardzo mnie tu ciągnęło. Przyjeżdżałam dwukrotnie, potem się przyzwyczaiłam. Wciągnęły praca, okoliczności życiowe. W tej chwili, kiedy rozmawiamy, jestem, rzec można, niedaleko miejsca zamieszkania. Od Ledzianki do Kazachstanu jest odległość 5 tys. kilometrów, a stąd do mego domu – 2 tys. kilometrów. Chciałabym jeszcze choćby raz przyjechać do swej rodzinnej wsi, pochodzić jej uliczkami, spotkać się z mieszkańcami. To odczucie, ta intuicja, to duchowe przyciąganie – pozostaje u wszystkich ludzi na ziemi. Człowieka zawsze będzie ciągnęło tam, gdzie się urodził.

Pani odczuwała w Niemczech większą tęsknotę do Kazachstanu czy do Ledzianki?
Oczywiście, tęsknota była. Teraz, gdy przebywam w Niemczech, bardziej tęsknię do Ledzianki.

Czy Pani było ciężko się przyzwyczaić i w Celinogradzie, i w Niemczech do tamtejszego trybu życia, do tamtego, zupełnie odmiennego, niż u nas, postrzegania świata?
Wie pan, przyjechawszy do Kazachstanu z Ledzianki, przyzwyczaiłam się szybciej, bardzo tęskniłam, aż przyjechałam za rok. Kiedy przyjechałam do Niemiec, nostalgia się nasilała, być może, z powodu bariery językowej. Do kultury, obyczajów, tradycji, zresztą, zachowań, manier, do tej ich porządności przyzwyczaiłam się szybko. Być może, dlatego, że to wszystko zostało mi przekazane na pewnym poziomie genetycznym. Mój mąż mówił: jesteś urodzona dla Zachodu, zawsze taka byłaś, wychowywałaś dzieci wedle standardów europejskich. Zawsze mówiłam dzieciom, że powinny się zachowywać w sposób kulturalny, kulturalnie rozmawiać, bo tak mi zawsze mówiła moja babcia.

Oczywiście, reguły dobrego wychowania są wszędzie takie same. Pani niejednokrotnie wspominała babcię, pochodzącą z rodziny Kryszniewskich, którą wysłano z siostrami do Kazachstanu w latach deportacji ludności polskiej. Jak często wspominały one w Kazachstanie rodzinną wieś? Czy nie było w nich pragnienia powrotu po tylu latach do Ledzianki?
Nie znam dziadka Kryszniewskiego, to rodzony brat babci. O cioci Frosi powiem, że, jak rozmawiałam z nią, nie mówiła, że tęskni do tych stron. Miała ciężkie wspomnienia, do końca życia zapamiętała, jak ją wywożono do Kazachstanu. Dziadek przyjeżdżał tutaj, ponieważ wiedział, że jest tu jego rodzona siostra, dlatego może przyjechać do Ledzianki i to nie zostanie mu zabronione. Zawsze, kiedy spotykali się z babcią, wspominali wszystkie bolące i przykre szczegóły, które wywołują łzy. Rozmawiali o tym, jak ich wysiedlano, jak oni dojeżdżali, jak było ciężko w drodze i w samym już Kazachstanie, jak głodowali i jak ratowali ich tam i pomagali Kazachowie. Dzielili z zesłańcami kawałek chleba i dach nad głową, zapraszali do swoich ziemianek. W mojej rodzinie zawsze mówiono, że Kazachowie nam pomagali, nas rozumieli.

Jak wiadomo, do Kazachstanu wysyłano w końcu 1936 roku.
Babcia mówiła, że dziadka zabrali w 1937. W 1917 roku ich brat uciekł do Ameryki. Stamtąd napisał list, jakim to cudem trafił na kontynent amerykański. Zabrał go jakiś statek, przywiózł tam i wysadził. Pisał potem: „Jadwigo, płakałem tam na brzegu przez cały tydzień, zanim mnie nie przygarnęli jacyś miejscowi ludzie, u których wynająłem się do pracy.” Pamiętam zdjęcie z albumu rodzinnego, na którym brat mego dziadka stoi obok samochodu ciężarowego i osobowego. Pisał: „Teraz żyję, spójrz, Jadwigo, na moje gospodarstwo.” Babcia zawsze mówiła, że, prawdopodobnie, on pomagał swej siostrze Broni, która mieszkała w Karagandzie. Opowiadała, że miała chustki z Ameryki. Jakoś, nielegalnie, przekazywał on jej te chustki. Ciocia opowiadała, że dostawaliśmy ze Stanów makaron. Nawet, jak go się mało wsypało do garnka, garnek był pełny. Pamiętam, że babcia opowiadała, iż on, tam w Stanach, miał firmę prywatną, samochody, gospodarkę, ładny dom.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X