Kasztanka

Kasztanka

Józef Piłsudski z Kasztanką (Fot. dziennikpolski24.pl)Prowadzenie Kasztanki było trudne
„Tym razem wchodziłem do miasta [Nowego Sącza] bez poprzedniego ostrzeliwania. Wchodziłem spokojnie, jak za czasów pokoju. Przyjemne to było wejście do miasta – miałem tylko dużo kłopotu ze swoją Kasztanką. Wysłałem do Nowego Sącza naprzód swoich ułanów, sam zaś maszerowałem z piechotą. Belina doniósł mi, że w mieście przygotowują specjalną owację na cześć moją i mego oddziału. Podjeżdżałem do miasta już wieczorem. Kasztanka już na most na Dunajcu, podziurawiony przez wybuchy, kręciła głową, uważając, że jest zanadto niebezpieczny dla jej szanownego istnienia. Za mostem – wjazd do ciemnej ulicy z nieprzyjemnie brzmiącym pod podkowami brukiem powiększył jej przykrości. Z trwogą nastawiła już uszy. Lecz wreszcie rynek. Jasno oświetlony, czarny od tłumu. Gdym się na nim na Kasztance ukazał, rozległ się krzyk całego tłumu i padły pociski z kwiatów. Tego już było stanowczo za wiele dla mojej wiejskiej klaczy, zwinęła się pode mną i chciała uciekać od owacji. Niemało mnie kosztowało, by ją po prostu wepchnąć na rynek. Szła przez szpaler ludzki ostrożnie, nieledwie zatrzymując się co parę chwil. Czułem pod sobą, jak nieszczęśliwe stworzenie szukało ucieczki. Musiałem Kasztankę ciągle pchać naprzód, tak, iż po wyjeździe z rynku poznałem i ja, że owacja coś kosztuje. Czułem doskonale, że mam nogi, tak miałem je zmęczone”.

Podczas wojny z bolszewikami Kasztanka nie towarzyszyła Piłsudskiemu na froncie. W roku 1922 Kasztankę oddano pod opiekę 7. Pułku Ułanów Lubelskich z Mińska Mazowieckiego. Stamtąd właśnie przywożono ją do Warszawy, gdy była potrzebna jako wierzchowiec Marszałka podczas świąt państwowych, rewii czy defilad. To były te momenty, podczas których Kasztanka występowała oficjalnie. Nieoficjalnie natomiast, wojsko przywoziło Kasztankę do Sulejówka, by mógł się nią nacieszyć Pan Marszałek, a także obie dziewczynki, które Kasztankę uwielbiały. Obowiązkowo, Kasztanka zawsze musiała być w Sulejówku w czasie imienin Józefa Piłsudskiego.

Kasztanka urodziła dwoje dzieci, nazwanych imionami dwóch litewskich rzek
W Mińsku Mazowieckim Kasztanka urodziła dwoje dzieci, nazwanych imionami dwóch litewskich rzek, które to imiona nadał obu koniom Pan Marszałek. Pierwszym, był siwy ogier Niemen. Drugim dzieckiem Kasztanki była klacz Mera. Mera, to nazwa rzeki, przepływającej przez Zułów, miejsce urodzenia Marszałka. Mera przyszła na świat 10 kwietnia 1925 i była bardzo podobna do matki. Od roku 1930 przebywała pod opieką 1. Pułku Szwoleżerów po tym, jak Pan Marszałek całkowicie już utracił zaufanie do 7. Pułku Ułanów. Niedługo napiszę, co było powodem utraty tego zaufania.

W 1. Pułku Szwoleżerów Mera miała oficjalny przydział jako – „oficerski koń służbowy Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego”. W czasie pogrzebu Marszałka, to Mera, nie Kasztanka, pokryta kirem, była prowadzona za trumną Piłsudskiego przez dwóch oficerów.

Rozlegające się głosy publiczności obserwującej przejście konduktu pogrzebowego:

 – Kasztanka! – Kasztanka! – mogły się brać z niewiedzy. W czasie pogrzebu Piłsudskiego, Kasztanka nie żyła już od ośmiu lat!

Ostatni raz Marszałek dosiadł Kasztanki w roku 1927, podczas uroczystości święta 11 listopada, w czasie defilady w Warszawie na Placu Saskim. Tuż po uroczystej rewii wojskowej Wojciech Kossak malował Kasztankę do obrazu „Józef Piłsudski na Kasztance”. Kasztanka przebywała w Warszawie jeszcze kilka dni, poczym odesłano ją pociągiem do Mińska Mazowieckiego. Gdy w Mińsku otwarto wagon z Kasztanką, okazało się, że Kasztanka leży, nie może wstać, widać było po jej zachowaniu, że jest umierająca. Oficer 7. Pułku Ułanów, przydzielony do opieki nad koniem Marszałka, zlekceważył obowiązek do tego stopnia, że nie zadbał dla Kasztanki o asystę choćby tylko jednego stajennego. Kasztankę wprowadzono w Warszawie do wagonu, zamknięto wagon i samotnie, jak worek kartofli, powieziono do Mińska.

 

Obraz Wojciecha Kossaka „Piłsudski na Kasztance” (Fot. forum.gkw24.pl)Ostanie chwile życia Kasztanki
Koń tak wrażliwy, jak Kasztanka, osamotniony w ciemnym, rozdygotanym na kolejowych rozjazdach wagonie, szalał zapewne z przerażenia, wreszcie poślizgnął się na deskach podłogi, może nawet nie jeden raz, aż przy którymś upadku złamał sobie kręgosłup, a połamane żebra przebiły naczynia krwionośne powodując rozległy krwotok wewnętrzny.

Zachował się odpis rozkazu dziennego nr 251 z 25 listopada 1927 r. 7. Pułku Ułanów: „Dnia 3 listopada klacz Kasztanka, własność Marszałka Piłsudskiego, została wysłana do Warszawy na defiladę z okazji obchodu 9-lecia Niepodległości Polski w dniu 11 listopada. Wysłanie nastąpiło na zarządzenie gabinetu wojskowego Ministra Spraw Wojskowych. W dniu 21. 11. 1927 r. została odesłana do Mińska Mazowieckiego transportem kolejowym, gdzie w drodze zachorowała. Na miejscowym dworcu pomimo udzielonych zabiegów lekarskich, przez lekarza weterynarii 7. Pułku Ułanów, porucznika W. Koppe, nie zdołała się już podnieść. Została przywieziona do koszar. Wobec pogarszania się stanu zdrowia została zawezwana pomoc lekarska z Warszawy i w nocy z dnia 21 na 22. 11. przybył ppłk lek. wet. Konrad Millak i ppłk lek. wet. Władysław Kulczycki. Lekarze ci nadal czynili energiczne zabiegi lekarskie – nie zdołali polepszyć stanu zdrowia i o godz. 10 tegoż dnia wydali następujące orzeczenie: Poważny uraz wewnętrzny, silne zaburzenia naczyń krwionośnych i serca”.

Rozkaz podpisał dowódca 7. Pułku Ułanów podpułkownik Zygmunt Piasecki. Choć był to wyjątkowo dzielny żołnierz (oprócz innych odznaczeń posiadał też: złoty, srebrny i kawalerski Krzyż Virtuti Militari oraz trzykrotnie Krzyż Walecznych!), Piłsudski nigdy się już do niego nie odezwał, obwiniając go o straszliwą śmierć umiłowanej Kasztanki. Nie dziwię się Piłsudskiemu. Szczególnie za to judaszowskie – „ w drodze zachorowała”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X