Jak Polacy Charków budowali. Część LXXI Teatr w Wilnie

Jak Polacy Charków budowali. Część LXXI

Niemiec, który śpiewał po polsku – Wilhelm Karol August von Schmidkoff

Po wyjeździe z Charkowa w 1843 roku Ludwika Młotkowskiego charkowski teatr doznawał upadku. Dla ratowania zadłużonego miejscowego teatru została powołana specjalna komisja, składająca się z kierownictwa i akcjonariuszy, którzy mieli troszczyć się o sprawy finansowe tej instytucji. Charków w tym czasie, nie mając własnej trupy teatralnej, korzystał z usług przyjezdnych aktorów. Przyjeżdżały tu teatry rosyjskie, włoskie oraz polskie. Na temat tych ostatnich nie zachowało się wiele informacji, gdyż większość z nich była obecna tu zaledwie przez krótki okres, występując z okazji większych świąt i jarmarków.

Ślady przebywania Polaków na scenie charkowskiego teatru zachowały się we wspomnieniach, wydaniach książkowych i prasowych połowy XIX wieku i w większości dotyczą dwóch polskich trup teatralnych działających w Charkowie w latach 1844–1846 oraz 1851–1853. Były to trupa teatralna Niemca Wilhelma Schmidkoffa oraz Francuza Maurice Piona. Nie roszcząc pretensji do całościowego opracowania materiału, można żywić nadzieję, że kolejne opracowania historyczne zaowocują nowymi odkryciami innych przyjezdnych polskich trup teatralnych nie tylko w Charkowie, ale i na terenie guberni, gdyż, jak wiadomo, zainteresowania polskim teatrem w Charkowie w połowie XIX wieku wzrastało szczególnie wśród ludności polskiej, osiadłej tu po upadku wojen napoleońskich oraz powstań narodowych.

To właśnie Polacy byli pierwszymi widzami w teatrach. Na spektakle przychodzili profesorowie i studenci miejscowego Imperatorskiego Uniwersytetu, przybywali, wojskowi oraz prosty lud. Teatr XIX wieku obok uniwersytetu i kościoła stał się miejscem zachowania świadomości narodowej tutejszej ludności polskiej. Z tej też racji zamierzano powołać również samodzielny teatr polski, który powstał około 1883 roku.

Rok po wyjeździe Młotkowskiego do Charkowa przybyła wędrowna trupa teatralna Wilhelma Karola Augusta von Schmidkoffa. Była to spora grupa aktorów złożona z Niemców i Polaków. Tak pisał o nich charkowski historyk Bahalej: „Od sierpnia 1844 roku do początku 1845 roku w Charkowie przedstawienia dawała polska trupa Wilhelma Schmidkoffa. Miał on początkowo niemiecką trupę, a następnie wędrując po Zachodzie kraju, powołał trupę polską. (…) W Charkowie trupa Schmidkoffa pokazywała jedynie opery. Polski język nie przeszkodził sukcesom, gdyż w Charkowie w latach czterdziestych polski element odgrywał znaczącą rolę. Na uniwersytecie studiowało wielu Polaków, byli polscy literaci i polskie towarzystwo. (…) Dzięki Schmidkoffowi w Charkowie odbyło się odrodzenie oratorium”.

Doskonale znana w XIX wieku postać Wilhelma Schmidkoffa dziś jest niemal całkowicie zapomniana. Mimo iż był Niemcem, miał duże zasługi dla sceny polskiej, a jego przedstawienia w języku polskim gromadziły tłumy Polaków.

Wilhelm Karol August von Schmidkoff (w opracowaniach niekiedy Szmidkoff lub Szmidkow) urodził się na Śląsku w niemieckiej rodzinie. O jego pierwszych latach życia nie zachowały się żadne informacje. Miał ukończyć korpus kadecki w Berlinie w randze oficera. Nie wybrał jednak kariery wojskowej, gdyż od młodości marzył o występach na scenie teatru. Pierwsze szlify teatralne miał zdobywać w Berlinie, po czym od 1832 roku był solistą i aktorem w teatrach Wiednia i Drezna. Pełnił funkcję administratora niemieckiego teatru w Poznaniu, skąd czasami wyjeżdżał do Kalisza. W latach 1833-1835 przebywał w Warszawie, gdzie wykonywał utwory operowe po niemiecku.

Jeszcze przed przybyciem do Warszawy Wilhelm Schmidkoff poślubił nieznaną z imienia tancerkę teatralną, zmarłą w 1846 roku. Ślub Schmidkoffów mógł odbyć się w 1828 lub tuż przed tym rokiem, gdyż właśnie w tym roku urodziła się im pierwsze córka – Ewa Karolina Franciszka. W późniejszych latach idąc śladami rodziców, została śpiewaczką operową będąc w Charkowie prawdziwą ulubienicą publiczności. W dorosłym wieku Ewa poślubiła niejakiego Kiniewicza. Występowała wraz z ojcem, do czasu, gdy została zatrudniona w moskiewskim teatrze. Gościnnie miała też występować we Lwowie. Po pożarze moskiewskiego teatru powróciła na prowincjalną scenę. Zmarła w Tambowie 17 sierpnia 1860 roku. Przyczyną zgonu było zarażenie się świerzbem.

Kolejnym dzieckiem w rodzinie Schmidkoffów była Łucja, urodzona w połowie lat 30. XIX wieku. Studiowała w moskiewskiej szkole teatralnej na wydziale baletu. Pracowała jako tancerka na scenie prowincjalnej oraz jako aktorka dramatów. Występowała na scenach w Kazaniu, Niżnym Nowgorodzie, Włodzimierzu, Woroneżu i innych miastach. Nie udało się ustalić roku ani miejsca śmierci.

Najmłodszym dzieckiem w rodzinie Wilhelma był Maksymilian (1835–1879), którego początki kariery muzycznej i aktorskiej sięgają 1850 roku, kiedy to po raz pierwszy wystąpił w teatrze w Kałudze. Pracował jako tancerz i skrzypek również w Kijowie, Jekaterynburgu, Kazaniu, Saratowie, Orle i innych miastach. Pisał drobne utwory muzyczne. „Już jako siedemnastoletni młodzieniec kierował trupą baletu swojego ojca”.

Około 1860 roku Maksymilian poślubił Katarzynę Pion (? – 27.11.1909), córkę Borysa, z którą miał dwóch synów Anatola (1860–1907) i Mikołaja (1877–1952). Zmarł w 1879 roku. Przy tej okazji warto nadmienić, że Katarzyna Pion do 1899 roku występowała na scenie teatru w Niżnym Nowgorodze. W latach młodości poznała Tarasa Szewczenkę, o którym tak pisała we wspomnieniach: „Zrobił mnie wówczas szczęśliwą swoją uwagą i nawet uczynił mi wielki zaszczyt, proponując zostać jego żoną”. Jednak rodzice Katarzyny postanowili wydać ją za mąż za Maksymiliana Schmidkoffa.

Po śmierci pierwszej żony w 1846 roku Wilhelm zawarł kolejne małżeństwo. Nie zachowały się żadne informacje, czy z tego związku zrodziły się dzieci.

Najwięcej pewnych informacji o życiu Wilhelma Schmidkoffa zachowało się w Wilnie, dokąd przybył w 1835 roku. Według świadectw znał to miasto już z wcześniejszych tam pobytów. „Pamiętnik sceny warszawskiej na rok 1840” tak opisywał przyjazd Wilhelma Schmidkoffa do Wilna: „W jesieni po raz drugi zjawił się w Wilnie Schmidkoff (…), który tak wiele zasłużył się i zaszkodził tejże scenie. Schmidkoff, który skrzywił gust publiczności i tak ją niesprawiedliwą dla swego teatru uczynił, spoczątku występujący tylko między aktami z pojedynczymi ariami różnych oper. Obdarzony miłym głosem, piękną postawą, oswojony przytem ze sceną, mile od publiczności był widzianym”. Natomiast „Pamiętniki umysłowe” z 1845 roku na kanwie „Życiorysu Izabeli Górskiej” w przyjeździe do Wilna niemieckiej trupy Schmidkoffa upatrywały upadek teatru polskiego. „Kampania pod dyrekcją Schmidkoffa zaległa wileński teatr. Publiczność nasza skwapliwa do nowości rzuciła się na opery i zapomniała, że ma rodzimą scenę. Przez całą zimę Teatr Polski nie miał żadnego powodzenia”. Mieczysław Rulikowski konkludował, że „Schmidkoff poniżał scenę polską, cały nacisk kładąc na operę”.

Teatr w Wilnie

Od przyjazdu do Wilna Wilhelm Schmidkoff rozpoczął intensywną naukę języka polskiego i w 1835 roku do jego niemieckiej trupy dołączyli polscy aktorzy, dzięki którym rozpoczęto przedstawienia polskich sztuk teatralnych i oper. W polskie sztuki zaangażował się również Schmidkoff. „Jakkolwiek łamana była jego mowa, uważając w nim jednak bohatera, wskrzesiciela na naszej scenie opery, publiczność i sztukę, i Schmidkoffa przyjęła z zapałem. Po kilkanaście razy w ciągu zimy grana, wielkie zawsze wabiła mnóstwo”. W tym czasie zapoznał się z polskim kompozytorem Stanisławem Moniuszką, który dla trupy Schmidkoffa „pisywał nieduże drobiazgi operowe”.

{gallery}gallery/2020/charkow_teatr{/gallery}

Rodzina Schmidkoffów w całości była zaangażowana w występy teatralne. W tym też można upatrywać ich pierwotny sukces na scenie. Jednak już w 1836 roku występy tej trupy zaczęły tracić na popularności. Z tej też racji w okresie letnim zespół wyjeżdżał do Lipawy, a jesienią wracał do Wilna. W 1837 roku Wilhelm Schmidkoff został dyrektorem generalnym teatru wileńskiego, wystawiając na przemian dramaty i komedie po niemiecku i po polsku.

W 1838 roku dla pozyskania nowych aktorów występował gościnnie w niemieckim teatrze we Lwowie, a w Warszawie w polskim. Do Wilna powrócił wraz z nowymi aktorami, wśród których na pierwszy plan wybijał się Bogumił Dawison (1818–1872), późniejszy polski i niemiecki aktor.

Pod koniec 1838 roku Schmidkoff zrzekł się ostatecznie dyrektorstwa, pracując jedynie jako solista i kierownik własnej trupy teatralnej. W Wilnie przebywał do 1848 roku.

W tym czasie odwiedził szereg miast na terenie obecnej Białorusi, m.in. Grodno, Mińsk, Nowogródek, Kobryń, Mohylów, Brześć oraz na terenie dzisiejszej Ukrainy: Kamieniec Podolski (1844), Charków (1844, 1845, 1846), Kijów (1845, 1846) i Żytomierz (1846).

Dość interesujący przypadek miał miejsce w 1841 roku w czasie pobytu grupy Schmidkoffa w Druskiennikach koło Grodna. W czasie przedstawień prawdziwą ulubienicą publiczności stała się córka antreprenera Ewa Schmidkoff, grająca tytułową rolę w operze „Kopciuszek” Niccolo Isouarda. Miała wówczas 14 lat. Oto po pewnym czasie Druskienniki zaczęły żyć plotką, która głosiła, że w ślicznej Ewie zakochał się bez wzajemności grodzieński nauczyciel języka niemieckiego, „który z pierścionkiem zaręczynowym przybył do wód” w Druskiennikach. Ojciec był gotów oddać córkę bogatemu amantowi. Ewa jednak stanowczo odrzuciła zaloty.

Wówczas to rozgorzała wrzawa. „Publiczność stanęła po stronie uciśnionej. W tetrze gwizdano, sykano, brawano do wściekłości, aż nareszcie doszło do tego, że zaprzestano bywać zupełnie, bo jakiś wariat dla postrachu Niemców wypalił w teatrze z pistoletu i powstał rewers: na widowni mdlały kobiety, a antreprener, choć w kłopotach, bez przerwy śpiewał arię”. Dalsze przedstawienia zakazano, a trupa Schmidkoffa była zmuszona opuścić Grodno.

Po tych wydarzeniach wszyscy ponownie powrócili do Wilna, jednak nie było im dane osiąść tam na stałe. „Po egzekucji Szymona Konarskiego (1808–1839) młodzież wileńska bojkotowała teatr Schmidkoffa, więc obrażony antreprener najpierw z miasta wyjechał, potem wrócił i angażując artystów połączył zespoły, dając na przemian spektakle w obu językach”. Przekazywana była również inna wersja wyjazdu Wilhelma Schmidkoffa z Wilna, która głosiła, że powodem był brak zainteresowania operą i teatrem wśród mieszkańców Wilna. „Dyrektor nie postarawszy się o nowe sztuki, zadłużył się aktorom i kupcom i szczęśliwie upatrzywszy porę, przepędziwszy żonę, z drugą potajemnie umknął”.

Schmidkoff rzeczywiście opuścił Wilno w 1844 roku. Jednak informacja powielana przez Kazimierza Skibińskiego w „Pamiętniku aktora (1786–1858)” z 1912 roku o porzuceniu żony wydaje się mijać z prawdą, gdyż wiadomo, że była przy mężu do 1846 roku, kiedy to zmarła. Wilhelm Schmidkoff zawarł kolejne małżeństwo dopiero po 1846 roku, czyli po śmierci pierwszej żony. Potwierdzeniem tego są informacje w kijowskiej prasie ze stycznia 1846 roku, gdzie informowano, że trupa Schmidkoffa przybyła do Kijowa na czas jarmarku. Nie szczędzono słów pochwały dla antreprenera. Zauważono również, że w czasie jarmarku na scenie nie była widziana jego żona. „Wspomnienia o poprzedniej grze pani Schmidkoff zmusza nas szczerze żałować, że w czasie obecnego jarmarku z racji Chrztu Pańskiego praktycznie się nie pokazywała. Mówią, że choroba tej wybitnej aktorki-piosenkarki było przyczyną tego, że niebawem zmarła”. Śmierć prawdopodobnie nastąpiła w Kijowie i tam została pochowana.

Pierwszy raz Wilhelm Schmidkoff wraz z teatrem przybył do Kijowa w czerwcu 1845 roku, gdzie na prośbę miejscowego polskiego antreprenera Piotra Rekanowskiego przedstawiono 9 spektakli, po czym udano się do Charkowa.

Do Charkowa aktorzy dotarli w listopadzie 1845 roku. Był to drugi ich przyjazd do tego miasta. Pierwszy raz Schmidkoff przybył do Charkowa w sierpniu 1844 roku i jak podawał Bahalej – antreprener wraz z aktorami mieszkał tam do początku 1845 roku. Miasto tym razem spotkało aktorów z ogromną radością, potwierdzeniem tego były informacje w miejscowych gazetach. Szczególną miłością otoczono Ewę, córkę antreprenera.

Po jednym charytatywnym spektaklu na rzecz pogorzelców tak pisano w „Charkowskim Gubernialnych Wiedomostiach”: „Na zakończenie spektaklu był dany pokaz, gdzie panna Schmidkoff zaśpiewała arię po francusku. Ta aktorka z niedawno przybyłej tutaj trupy zrobiła furorę na naszej scenie”. Innym razem zauważono, że „panna Schmidkoff, primadonna czasowo stacjonującej tu polskiej trupy i ulubienica publiczności, śpiewała nam arię z opery Le postillon de Lonjumeaux. Jej szlachetne maniery, umiejętność panowania nad głosem są zachwycające. Żal jedynie, że będziemy niebawem się z nią rozstawać”.

Dawny student Imperatorskiego Uniwersytetu w Charkowie wspominał po latach, że w połowie XIX wieku na wykładach „modnych” profesorów bywały również kobiety. Do takich profesorów należeli Kaczenowski, Potebnia i wielu innych. Po przybyciu do Charkowa trupy teatralnej Schmidkoffa studenci postanowili zaprosić na uniwersytet również swoją ulubienicę. „Aktorka charkowskiego dramatu, piękna Schmidkoff – wyznawał Babecki – w towarzystwie całej grupy studentów przychodziła na wykłady z rozpuszczonym według ówczesnej mody trenem sukni długości dwóch arszynów” (czyli 1,5 metra).

Teatr w Charkowie po przebudowie

Kolejny raz Wilhelm Schmidkoff przybył do Charkowa w sierpniu 1846 roku. Wcześniej odwiedził, podobnie jak niegdyś Ludwik Młotkowski, jarmark w Romnach.

Wilhelm Karol August von Schmidkoff ostatnie lata życia, po wycofaniu się ze sceny, miał spędzić w Krakowie, gdzie dla miejscowej młodzieży prowadził zajęcia ze śpiewu. Zmarł najprawdopodobniej również w Krakowie.

Postać antreprenera Schmidkoffa pozostaje obecnie ciągle nieznaną dla ogółu społeczeństwa i domaga się dalszych opracowań. O wybitności tej postaci z XIX wieku może świadczyć fakt, że małe opery dla niego pisał Stanisław Moniuszko, uważany za „ojca opery polskiej”. Zatem gdy dziś nastąpił renesans dzieł moniuszkowskich, warto zwrócić uwagę na samego Schmidkoffa, który, choć będąc Niemcem, wsławił się rozpowszechnieniem polskiej kultury. Dostęp do tej formy kultury był bardzo ważny w miastach takich jak Charków, gdzie powstająca polska kolonia szukała wszelkich kontaktów z utraconą Ojczyzną, stając się w przyszłości bodźcem do powstania własnego teatru, o czym będzie mowa już w następnych opracowaniach.

Marian Skowyra
Tekst ukazał się w nr 14 (354), 31 lipca – 17 sierpnia 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X