Jak dzięki św. Antoniemu stanęła nad Zbruczem świątynia prawosławna

Jak dzięki św. Antoniemu stanęła nad Zbruczem świątynia prawosławna

O Husiatynie, miejscowości leżącej nad Zbruczem, pisałem już w Kurierze Galicyjskim przy okazji opisu reliktów Starej Granicy. Pisałem wówczas o równoczesnym istnieniu dwóch Husiatynów, co świadczyło o przygranicznym statusie Zbrucza. Było to bowiem kiedyś jedno miasto.

Charakterystycznym zabytkiem architektury prawobrzeżnego Husiatyna jest wspaniały kościół pw. św. Antoniego z XVII wieku. Po przeciwnej stronie rzeki stoi skromniejsza w rozmiarach prawosławna cerkiew św. Kosmy i Damiana. Cerkiew stoi na szczycie wysokiego wzgórza i jest dobrze widoczna z każdego zakątka obu części miasteczka. Od razu wpada w oczy, jako coś nieukrywanie demonstracyjne, i tak jest w rzeczywistości. Swego czasu świątynia powstała jako w pewnym rodzaju „odpowiedź” na kościół św. Antoniego.

Kościół dla Boga i obrony

Historyczne centrum Husiatyna znajduje się na prawym brzegu Zbrucza. Pomimo burzliwego XX wieku ocalało tam wiele zabytków. Najpotężniejszym jest klasztor oo. bernardynów z kościołem św. Antoniego, ufundowanym w 1610 roku przez kolejnego właściciela tych terenów Walentego Aleksandra Kalinowskiego. Początkowo kościół i zabudowania klasztorne były drewniane. Dopiero w 1645 roku staraniem hetmana koronnego Marcina Kalinowskiego – syna Walentego – wzniesiono murowane i klasztor, i kościół. Niebawem na Husiatyn i jego zabudowania przypadł czas trudnej próby.

W 1653 roku podczas wojen kozackich stacjonowały w miasteczku przez jakiś czas wojska koronne z królem Janem Kazimierzem na czele. Pod naciskiem wojsk kozackich wojsko polskie wycofało się z miasteczka. Wkrótce podeszły wojska Chmielnickiego wraz z Tatarami krymskimi chana Gireja. Tatarzy i kozacy zdobyli miasto z marszu i chan przez jakiś czas rezydował na zamku. W czasie tych działań ucierpiał zespół klasztorny, bowiem wzniesiono go nie tylko jako obiekt sakralny, ale pełnił również funkcję obronną. Miejscowa synagoga i cerkiew św. Onufrego również były elementami fortyfikacji i wspólnie z kościołem, klasztorem i zamkiem były głównymi punktami obrony miasta. Na szczęście uszkodzenia nie były poważne i naprawiono je szybko. Ale, jak się okazało, nie na długo.

Dwa lata później Chmielnicki wraz z nowymi sojusznikami – Moskalami – znów zjawił się pod murami Husiatyna. Miasto ostrzeliwano z armat, ale broniło się długo. Są dane, że Chmielnicki zakazywał użycia ciężkiej artylerii oblężniczej i chciał ugody z mieszkańcami. Jednak Buturlin, dowódca wojsk rosyjskich, uważał, że „przeklętym Lachom” należy pokazać swoją siłę. Uważał przy tym, że ukaranie mieszkańców Husiatyna będzie nauczką innym miasteczkom i nie będą już tak zaciekle się bronić.

Po zakończeniu tej wojny wyludnione i zniszczone Podole nie stać było na odbudowę świątyń i klasztorów. Potem znów nadeszli Turcy – od roku 1672 do 1683 Husiatyn wchodzi w skład Podolskiego ejaletu (województwa) imperium Osmańskiego. Cerkiew św. Onufrego przerobiono wówczas na meczet.

Gdy bernardyni wrócili do klasztoru, kościół stał pusty, ze zniszczoną fasadą i bez sklepień. Remont ukończono w 1728 roku. Ale ten barokowy zabytek wyraźnie nie miał szczęścia. Podczas I wojny światowej kościół i klasztor znów zniszczyła artyleria rosyjska. Otwory po pociskach jakoś załatano, jednak uszkodzenia dały się budowli we znaki. Na początku lat 60. XX w. świątynia stała pusta. Wówczas runął barokowy fronton i znaczna część sklepienia. W latach 80. planowano w kościele umieścić salę kinowo-koncertową i rozpoczęto remont. Zdążono nawet odbudować fasadę, wprawdzie już nie w stylu barokowym, ale pseudogotyckim. Później kościół przekazano katolikom i do dziś trwają tam prace remontowe.

Tyle o kościele św. Antoniego.

Jak kościół kłuł w oczy carskiego generała i czym to się skończyło

Lewobrzeżna część Husiatyna zaczęła masowo zaludniać się dopiero w XVIII wieku, w okresie zaś podziału miasteczka były jego peryferia. Centralna część miasteczka odeszła do Austrii i została centrum powiatu. Lewobrzeżna pozostała w rękach rosyjskich jako niewielka miejscowość guberni Podolskiej. Gdy po prawej części Zbrucza życie kipiało, to po lewej – ledwo się tliło. Taki stan istniał faktycznie do naszych czasów, gdy „tarnopolski” Husiatyn był centrum rejonu, a „chmielnicki” – wsią.

W XIX wieku o stanie ekonomicznym mieszkańców świadczył stan świątyń – po lewej stronie było z tym kiepsko.

Zwrócił na to uwagę gubernator Podola generał major Nikołaj Suchotin, gdy odwiedzał podporządkowane mu tereny w kwietniu 1865 roku. Urzędnik zauważył od razu, że świątynia prawosławna w podległym mu Husiatynie jest niewielka, ciasna, a ponadto w stanie awaryjnym. Ale cerkiewek w takim stanie na Podolu było pełno. Tu poszło o prestiż i aspekt polityczny. Po przeciwnej stronie Zbrucza stał przecież potężny i piękny barokowy kościół św. Antoniego. Na jego tle „rosyjska” na poły rozpadająca się cerkiewka bardziej przypominała ubogą chatę żebraka. Jasne, że taki stan na niekorzyść władzy carskiej nie przydawał jej autorytetu, i to w oczach zagranicy.

Wróciwszy do Kamieńca, Suchotin natychmiast nakazał sztabskapitanowi De Lewronowi – urzędnikowi skierowanemu przez Petersburg na tereny południowo-zachodnie w celu budownictwa nowych świątyń w stylu rosyjskim, aby ten natychmiast przygotował projekt nowej cerkwi dla „rosyjskiego” Husiatyna.

Prace sfinansowano z funduszy kamienieckopodolskiego zarządu budownictwa cerkiewnego, który wyasygnował na ten cel 17 tys. rubli srebrem (prawie 60 tys. rubli w papierach wartościowych). Były to na tamte czasy olbrzymie pieniądze. Ważne, że część z tych pieniędzy została wzięta z osobistego funduszu cara Aleksandra II, specjalnie przydzielonego na budowę świątyń na Zachodzie Imperium Romanowów.

Kamień węgielny wmurowano 4 lipca tegoż 1865 roku – czyli blisko trzy miesiące po wizycie gubernatora. Jak na niezwykle powolną rosyjską machinę biurokratyczną było to tempo iście błyskawiczne i niespotykana operatywność.

Na uroczystość zjechała do Husiatyna cała świecka i cerkiewna władza z biskupem podolskim i bracławskim Leontijem (przyszłym metropolitą moskiewskim i kołomieńskim) i gubernatorem Suchotinem. Byli również żołnierze pułku siewskiego, którzy po uroczystości przemaszerowali w okolicznościowej defiladzie.

W swoim słowie biskup Leontij podkreślił, że to przygraniczne miejsce, gdzie założono kamień węgielny pod nową świątynię, ma przypominać „zagranicznym współplemieńcom”, którzy kiedyś należeli do cerkwi prawosławnej, że w mowie i wierze należeli do „jednej rodziny – Rosji”.

Dziś o tej przygranicznej „wojnie świątyń” i towarzyszących jej bataliach politycznych rosyjskich urzędników w Husiatynie wspominają chyba tylko krajoznawcy. Dziś żadnego konfliktu między tymi świątyniami nie ma, a historia cerkwi św. Kosmy i Damiana przyjmowana jest jako regionalne kuriozum.

Dmytro Poluchowycz

Tekst ukazał się w nr 19 (383), 15 – 28 października 2021

Dmyto Poluchowycz. Za młodu chciał być biologiem i nawet rozpoczął studia na wydziale biologii. Okres studiów przypadał na okres rozpadu ZSRS. Został aktywistą Ukraińskiego Związku Studentów. Brał udział w Rewolucji na Granicie w styczniu 1991 roku. Był jednym z organizatorów grupy studentów, która broniła litewskiego Sejmu. W tym okresie rozpoczął pracę jako dziennikarz. Pierwsze publikacje drukował w antysowieckim drugim obiegu z okresu 1989-90. Pracował w telewizji, w prasie ukraińskiej i zagranicznej. Zainteresowania: historia, krajoznawstwo, podróże.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X