Intymne spotkanie z mistrzem Janem w Galerii Lwowskiej Portret Matejki, aut. A. Augustynowicz (fot. Ela Lewak)

Intymne spotkanie z mistrzem Janem w Galerii Lwowskiej

Jeden z najbardziej znanych polskich twórców. Nauczyciel m.in. Wyspiańskiego, Mehoffera, Tetmajera i Malczewskiego. Plastyk, którego prace zna niemalże każde polskie dziecko. Jan Alojzy Matejko – bo to o nim mowa – „obchodzi” w tym roku 180. urodziny.

Z tej okazji Iryna Gusir i Natalia Krokis, kuratorki Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuki im. Borysa Woźnickiego, zorganizowały mini wystawę dzieł wybitnego polskiego malarza. Lwowianie i goście miasta mogą na niej zobaczyć nie tylko słynny portret dzieci Matejki, lecz także niewystawiane dotąd perełki: jego szkice i grafiki.

Ze współkuratorkami wystawy: Natalią Krokis – historyk, starszym naukowym współpracownikiem Działu „Muzeum Sztuki Europejskiej XIX–XXI w.”, a także Iryną Gusir – kulturoznawcą i filozof, młodszym naukowym współpracownikiem Działu „Muzeum Sztuki Europejskiej XIX–XXI w.”, rozmawiała Ela Lewak.

EL: Te niewystawiane dotąd grafiki, rysunki i szkice Jana Matejki nazywacie najbardziej intymnymi pracami artysty.
NK: Jest to niezwykle ciekawe, móc zobaczyć obok siebie obrazy i grafiki Matejki. Móc zobaczyć, jak artysta rozdrabnia się nad każdym szczegółem. Są tu też jego podpisy – stawiane ołówkiem czy piórem. To zachwycające! Na płótnie malarskim tak się tego nie odczuje. Obrazy to wykończone prace do oglądania, a to… to jest intymny rysunek, który jest przygotowywany, zmieniany. Coś się ściera, coś dorysowuje…

IG: Kiedy przygotowywałyśmy wystawę, rozmawiałyśmy o tym, że warsztat malarski Matejki przejawia się wyraziście na tle całej jego twórczości. Ale to prace graficzne najbardziej pozwalają „dotknąć” samego twórcy, jego prac.

EL: Jest to pierwsza wspólna wystawa Pań jako współkuratorek. Co natchnęło Panie do tego kroku?
NK: Jestem z wykształcenia historykiem, więc ta sala sztuki historycznej to w sumie moja działka (śmieje się). Zobaczyłyśmy, że w tym roku jest okrągła data związana z Matejką, a skoro mamy jeszcze co pokazać… to czemu by tego nie zrobić?

IG: Wydawałoby się, że – cóż to jest? – ołówek i kartka papieru. A jednak Matejko potrafi stworzyć każdy szczegół, każdy detal, oddać charaktery i sytuacje. To robi wrażenie. Jego przedkońcowe prace, szkice mają wartość, bo pokazują, jak artysta pracował, jakie detale dodawał.

EL: Mam poczucie, że macie bardzo prywatny stosunek do tego malarza. Pojawia się Paniom błysk w oczach, gdy mówicie o nim i o jego pracach.
IG: Chciałyśmy odczuć go… nieco bliżej. Wszyscy go znają z tych dużych prac. Bo zwykle ludzie przychodzą i zachwycają się nim – odczytują postacie, stroje. A tu są rzeczy malutkie, „swoje”, „własne”, „prywatne”. To, jak artysta widział konkretne małe rzeczy, z czego wybierał. Dla mnie – w życiu – wybory są trudne (śmieje się). A Matejko musiał wybierać między kilkoma szkicami – który nanieść na duży obraz? Który jest właśnie tym elementem? Jak chociażby w szkicu postaci Tadeusza Rejtana do ogromnego płótna „Rejtan – Upadek Polski” [za który Jan Matejko otrzymał w 1867 r. podczas Salonu Paryskiego złoty medal – przyp. redakcji]. Na szkicu, który można u nas zobaczyć, widać proces pracy: jak Rejtan rozdziera koszulę, leży. Są tu dwa warianty, które artysta wykorzystywał później.

EL: Można też zobaczyć proces pracy nad szkicami do polichromii Politechniki Lwowskiej.
IG: Tak, szkice też są rodzynkiem i naszą wizytówką (uśmiecha się).

NK: Oryginały znajdują się w auli lwowskiej Politechniki. Wykonali je jego uczniowie: Niżyński i inni. A tu można zobaczyć szkice, które własnoręcznie przygotowywał Jan Matejko w latach 80. XIX wieku.

Szkice do polichromii Politechniki Lwowskiej (fot. Ela Lewak)
{gallery}gallery/2018/matejko{/gallery}

EL: To unikat!
NK: Jego grafika zazwyczaj nie jest wystawiana – można ją u nas obejrzeć po raz pierwszy od wielu lat. Wymaga specjalnego oświetlenia, trzeba zadbać o to, by światło nie trafiało bezpośrednio na nią. I może być wystawiana krótko.

EL: Zwiedzający powinni się pospieszyć, bo przecież te prace można oglądać jeszcze tylko miesiąc, do 1 września.
IG: Wspólnie z Natalą chciałyśmy na swój sposób uczcić tą wystawą 180. rocznicę urodzin Jana Alojzego Matejki, który wiele dał temu miastu.

NK: Obrazy są w stałej ekspozycji – to prawie wszystkie prace malarskie, które mamy.

IG: Wystawiane u nas płótna są unikatami. Tu mamy m.in. jego dyplomową pracę „Szymon Starowolski z Karolem Gustawem przed grobem Władysława Łokietka” z 1858 r., portret czworga dzieci Matejki – wyjątkowy, bo na jednym obrazie można zobaczyć całe jego potomstwo. I oczywiście pejzaż – jeden z niewielu w jego dorobku – „Widok Bebeku pod Konstantynopolem”.

EL: Jeden z niewielu?
IG: Malarz korzystał ze szkieł powiększających z powodu słabego wzroku. Na początku, jeszcze w latach studiów, musiał dorabiać, aby kupić sobie pędzle. Jako wielkie osiągnięcie wspomina zakup pierwszych okularów. Mówił, że nie zabiera się do pejzaży, bo źle widzi perspektywę.

NK: Proszę zwrócić uwagę na to, że jego prace są zazwyczaj pierwszoplanowe: główne zdarzenie ma miejsce na pierwszym planie. Głębi jako takiej nie ma.

IG: Mimo to zazwyczaj są to kompozycje wielofigurowe. U Matejki można zobaczyć, że ilością starał się pokazać jakość, znaczenie wydarzeń, które opracowywał. Prace mówiące o potędze Polski charakteryzują się dużą ilością bohaterów. Do swoich prac dodawał też ówczesne postacie historyczne, które były rozpoznawalne. Ciekawostką jest fakt, że ze względu na brak miejsca niejednokrotnie malował swoje potężne obrazy „częściami” – malarz pracował nad fragmentem, podczas gdy reszta pracy była zwinięta. Tak było już w wynajmowanym studiu przy ulicy Krupniczej w Krakowie.

Ale my mamy wystarczająco miejsca, by pokazać te prace, które są w Galerii (uśmiecha się). Proszę zwrócić uwagę na to, jak rozmieściliśmy prace w tej sali. Wielu zwiedzających, zwłaszcza Polaków, wie dobrze, do kogo tu przychodzi. O, Matejko! – mówią. I podchodzą – głównie przyciąga wzrok portret jego dzieci. Dlatego przewiesiliśmy ten obraz – żeby nieco „odwrócić” gościa Galerii, aby jako pierwsze zobaczył teraz inne prace Matejki.

EL: Na przykład licznie zebrane tu portrety?
IG: Portretował ludzi świata polityki, działaczy, wojskowych, co można zobaczyć na naszej wystawie.

NK: Niejednokrotnie malarz mówił, że zanim zabierał się do portretu, chciał poznać osobę, którą miał sportretować. Zgłębiał jej charakter, określał swój własny do niej stosunek. Badał ją jako psycholog, a wtedy malował.

IG: Robią wrażenie też szkice męskich głów, elementów odzieży, zbroi. Matejko też malował konie. A w ramach ciekawostki dodam, że w jego domu – w którym miałam okazję być – w jego warsztacie stoi makieta żywego konia, z której przygotowywał zarysy koni. Jak do portretów, tak i do scen historycznych – Matejko się przygotowywał, sprawdzał, jak najlepiej przedstawić malowaną postać, jak ją „dopełnić” poprzez dodanie swojego do niej stosunku.

NK: Odtwarzanie postaci, scen czy osób poprzedzały liczne przemyślenia. Malarz chciał pokazać w swoich pracach tragizm sytuacji, dramatyzm, być może nawet teatralność. Wiele tu jest postaci historycznych. Matejko przedstawia też sceny kaźni dokonywanych na Żydach. Mamy tu m.in. obraz krakowskiej mieszczanki, która stanęła w obronie Żydów i została spalona w śródmieściu Krakowa w XVI wieku.

EL: Dziś cała Polska – a zresztą nie tylko Polska – zna go przede wszystkim jako historycznego malarza, który uwieczniał znaczące dla historii Polski momenty.
NK: Pierwsze prace Matejki przypadają na lata 50., pracę dyplomową przygotowuje w 1858. Następnie fascynuje się sztuką sakralną, angażuje się w odnowienie kościoła Mariackiego w Krakowie, dokłada starań w kwestii odnowienia ołtarza Wita Stwosza… Na tej wystawie można zobaczyć m.in. rysunek Jezusa Chrystusa, czterech Apostołów.

IG: Zdradzę jeszcze jedną ciekawostkę. Na wystawie znalazł się szkic do polichromii kościoła Mariackiego w Krakowie, ale mało kto wie, że pozowała do niego jedna z jego córek – Beata – którą widzimy też na już niejednokrotnie wspominanym portrecie wszystkich dzieci Jana Matejki. Były one często portretowane do różnych scen historycznych. Malarz prawie cały czas przebywał z dziećmi, które niezbyt chciały się uczyć, więc starał się czymś je zainteresować.

Element polichromii do kościoła Mariackiego w Krakowie, do którego pozowała córka mistrza Beata, aut. J. Matejko (fot. Ela Lewak)

NK: Obszar jego zainteresowań zmienił się po powstaniu styczniowym – samo to wydarzenie zrobiło na nim takie wrażenie, że „przerzucił się” na tematy historyczne. Malarz był niezwykle realistyczny w pracy. Badał dokumentację, a nie po prostu odtwarzał ot tak jakieś zdarzenie. Starał się odtworzyć stroje, wnętrza, zbroje, koni… Tym wszystkim chciał odtworzyć epokę.

EL: I zostało to odpowiednio docenione. Wygrał złoty medal na Salonie Paryskim w 1865 roku za obraz „Kazanie Piotra Skargi”. Ale to był dopiero początek.
IG: Droga, która zaprowadziła go na szczyt, która pozwoliła mu w pewnym sensie poprowadzić cały polski naród, wymagała czasu. Wszyscy wiedzą, że Matejko był „pracoholikiem”, jeśli chodzi o malarstwo, namalował ogromną ilość prac. Zresztą, aby dojść do takiego poziomu, który on osiągnął w swojej twórczości, trzeba było przejść naprawdę trudną artystyczną drogę. Wiele pracował i doskonalił się.

NK: Badał historię, przygotowywał się do malowania. To z pewnością było wyzwaniem. Artysta malował też wydarzenia, które mają znaczenie dla narodu ukraińskiego, związane np. z okresem kozaczyzny. A wiemy, że na wiele wydarzeń można patrzeć z różnych stron i w różny sposób, bo przecież każdy bronił swojej racji. Natomiast od Matejki można się uczyć miłości do ojczyzny.

IG: Mimo że ojciec Matejki był Czechem, a matka pół Niemką – wszyscy byli polskimi patriotami. Miłość do Polski, idealizowanie jej, jej zwycięstwa – wszystko to jest w jego obrazach. Nawet jeśli mówi o upadkach Polski, to i tak stara się pokazać to jako przykład, czego nie warto robić. Prowokuje do zmian na lepsze.

NK: Ale Matejko dotykał wydarzeń nie tylko XVII wieku. Jan Žižka to okres wojen husyckich z XV wieku. Sama postać Jana Žižki jest niezwykle ciekawa – niektórzy uważają, że on pierwszy wprowadził pewien statut wojskowy, w jaki sposób żołnierze powinni odpoczywać, poruszać się w boju, ustawiać do walki. Uważa się, że nie przegrał żadnej bitwy.

EL: Stworzyły też Panie szczególny, miłosny zakątek…
NK: Tak, nie sposób też ominąć miłosnej historii, którą fascynowało się wielu twórców: Zygmunta II Augusta i Barbary Radziwiłłówny. Jest wiele poświęconych im obrazów z lat 60-70. Na naszej mini wystawie można zobaczyć szkice do prac Matejki. Ułożyłyśmy je w historię. Proszę zobaczyć… Najpierw jest tu sama Barbara Radziwiłłówna, potem sam Zygmunt, a następnie Barbara i Zygmunt razem. Uważa się, że Barbara została otruta przez Bonę, matkę Zygmunta, a my mamy tu scenę pogrzebu Barbary. Nazwaliśmy ją „Rozpacz Zygmunta po śmierci Barbary” – przedstawia scenę, w której Zygmunt wychodzi z pokoju zmarłej przed chwilą Barbary. Jest to mały cykl. Zebrałyśmy go, aby pokazać tę tragiczną miłosną historię. Ta grafika, co ciekawe, jest dwustronna.

IG: Niektóre prace są dwustronne, więc czasem też stajemy przed wyborem: którą tym razem udostępnić tak, by uzupełnić wystawę. Jedyne, co w tej wystawie nie jest pracą Matejki, ale jest samym Matejką, to portret malarza wykonany przez Augustynowicza.

EL: Ale wystawiacie również autoportret Matejki – z wyjątkowym podpisem…
IG: Tak, autoportret został wykonany w 1873 roku, gdy został mianowany na stanowisko dyrektora Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie. Zachował się właśnie podpis wykonany przez samego malarza: „Od chwili nominacji na dyrektora Szkoły Sztuk Pięknych w Krakowie (…) 26 października 1873 roku. Co dalej – niewiem (…) Florjanowi Ziemiałkowskiemu” [pisownia oryginalna – red.].

Nie można pominąć, mówiąc o Matejce, czasu, w którym obejmuje on funkcję dyrektora krakowskiej ówczesnej Szkoły Sztuk Pięknych. W tym czasie proponowano mu podobne stanowisko w Pradze, ale jako patriota zostaje jednak w Krakowie, bo tę instytucję chciano rozwiązać. Za czasów jego pracy administracyjnej aktywnie rozbudowywano budynki, wygrywano stypendia, nawiązywano zagraniczne kontakty.

Zachowały się opinie o Matejce. Był cichy, małomówny, zawsze zachowywał dla siebie własne zdanie, ale przy tym dużo pracował. Był dziewiątym dzieckiem z jedenaściorga. Można sobie wyobrazić, jak trudno było utrzymywać dzieci w tamtych czasach. Ojciec nie był zachwycony tym, że syn chce być malarzem – zdaniem ojca powinien był być muzykiem. Mieszkali w niedużym mieszkanku przy ulicy Floriańskiej w Krakowie.

Uczył się od znanych malarzy, sam był pedagogiem, nauczał kolejnych wybitnych twórców, był dobrym administratorem. Z pewnością było wiele rzeczy, z których powinien był być dumnym, zresztą – z czego też powinni być dumni Polacy. Bo przecież ukończył szkołę artystyczną, której później został dyrektorem, a która dziś nosi jego imię. Przebył długą drogę, żeby się to udało.

EL: Czy możemy mieć nadzieję na szybkie obejrzenie pozostałych grafik mistrza? Tych, które jeszcze skrywają się w archiwum Galerii, jak „Poczet królów polskich”?
NK: Jeśli znajdą się na to pieniądze, to bardzo by nam na tym zależało. Niestety cały proces – nawet tylko administracyjny, przygotowania prac – jest niezwykle kosztowny.

IG: Nawet szkice do auli Politechniki Lwowskiej… wydawałoby się – co to jest? Dziesięć szkiców na jednym arkuszu! A jednak musiałyśmy się nabiegać, żeby się to udało. Finansowo wsparł nas w tym nasz generalny dyrektor Lwowskiej Narodowej Galerii Sztuk im. B. Woźnickiego – Taras Wozniak. Wystawę udało się zorganizować dzięki niemu, a także dzięki pomocy i wsparciu pracowników naszego rodzimego Działu „Muzeum sztuki europejskiej XIX–XXI w.”.

NK: Teraz wyjęłyśmy wszystko to, co było w wystarczająco dobrym stanie, co nasi konserwatorzy mogli w krótkim czasie odrestaurować i pokazać. Grafika może mieć jakieś pociemnienia, jakieś nierówności – czyszczenie, wyrównywanie wymaga czasu. Może to trwać dwa miesiące, a niekiedy pół roku. Wszystko zależy od stanu arkusza: jak się zachował, jakiej konserwacji wymaga. A może w przyszłości uda się wystawić też „Poczet królów polskich”!

EL: Do obchodów jakich artystycznych jubileuszy powinni już teraz zacząć się przygotowywać goście Galerii?
NK: Będzie wiele tematycznych wystaw. W następnym roku swój jubileusz będzie obchodził Malczewski, uczeń Matejki, a Malczewskiego mamy sporo, więc… będziemy myśleć (śmieje się). Pod słowem „my” mam na myśli nie tylko kuratorów. Nad taką wystawą pracuje ogromny zespół ludzi.

IG: Zapraszamy do odwiedzania nas. Staramy się promować różne epoki. Z tego, co wiem, już na jesieni ma być duża wystawa prac Bogusławskiego, znanego lwowskiego malarza. Zachęcamy śledzić informacje na bieżąco. Czasem wystawy organizowane są spontanicznie i Galeria Lwowska może zaskoczyć zwiedzających kolejnymi perełkami, które odnajdziemy z okazji którejś rocznicy.

EL: Podobnie, domyślam się, było przy wystawie Matejki.
NK: Tak, bo pomysł zrodził się w nas spontanicznie. A wszyscy, do kogo z nim przyszłyśmy, byli nam przychylni i angażowali się w jego realizację. Tak jak już wspomniałyśmy, nieocenionym wsparciem był generalny dyrektor Taras Wozniak, a także pozostali pracownicy Działu „Muzeum sztuki europejskiej XIX–XXI w.”. Pomagał nam przy tej wystawie też główny kustosz zbiorów Igor Chomyn. Pomocą służyła też główna specjalistka Działu Zbiorów Anna Bancekowa. A też bardzo przychylnie do naszej inicjatywy odniósł się zastępca kierownika naukowego Iwan Dudycz.

IG: Jesteśmy też szczególnie wdzięczne naszym restauratorom, całemu Działowi na czele z Inną Dmytruch-Sorochtej, którzy stanęli na wysokości zadania i zdołali w krótkim czasie opracować grafiki Matejki – mimo wielu innych obowiązków. Pomagali naprawdę we wszystkim. Włożyli dużo pracy w tę wystawę. Należy im się za to ogromny szacunek.

NK: Osobne podziękowania należą się też całemu Działowi Ekspozycyjnemu, który nas wspierał i koordynował. To była, jak widać, naprawdę zespołowa praca.

IG: Tak, to zespołowa praca ludzi, którzy przyłączyli się do tego pomysłu. I im wszystkim jesteśmy naprawdę wdzięczne.

Do tych słów wdzięczności dołączamy się również my – lwowianie, w szczególności Polacy mieszkający we Lwowie, a także goście z Polski. I trzymamy kciuki za kolejne inicjatywy! Dziękuję za rozmowę!

Rozmawiała Ela Lewak
Tekst ukazał się w nr 14 (306) 31 lipca – 16 sierpnia 2018

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X