Historyczne analogie wystawy „Ukraińska II wojna światowa”. Część 2

Polityka historyczna jest ważną dziedziną działalności państwa. Jej znaczenia na postsowieckiej przestrzeni nie sposób przecenić.

Może służyć ona zarówno konsolidacji, jak i dezintegracji społeczeństwa. Może służyć ustaleniu przyjaznych stosunków międzypaństwowych, a może również wnosić nie byle jakie nieporozumienia w stosunkach z sąsiadami. Żyć w sąsiedztwie – to nie zawsze żyć w zgodzie, pokoju i spokoju. Żyć we współczesnym zglobalizowanym świecie – to też swego rodzaju codzienny osobisty plebiscyt. Tę myśl o plebiscycie, ale w odniesieniu do narodu, wypowiedział w swoim czasie Ernest Renan. Uważam, że ze względu na to, iż ludzkość wyszła na znacznie wyższy poziom i mierzy świat wielkimi ponadnarodowymi podmiotami, można tę myśl przenieść i na nasz świat. W tym świecie nie wystarczy schować się w swoim narodowym zaścianku i przekonywać współobywateli do swojej „własnej” prawdy i jedynie rzetelnym spojrzeniu na przeszłość, a także o tym, że nikt z zewnątrz tego nie dostrzeże.

Aktualna polityka historyczna państwa ukraińskiego, jak by od niej nie stronił prezydent i rząd, w sposób nieunikniony musi zwrócić kiedyś na siebie uwagę. Jeżeli rządzący będą ją lekceważyć i przekazywać uprawianie jej osobom zaangażowanym politycznie, czasem wręcz bez odpowiednich kompetencji, to przynajmniej ukraińskiej dyplomacji będzie coraz trudniej szukać sojuszników, szczególnie w tak trudnej sytuacji, w której obecnie znajduje się Ukraina.

O dawnych sojusznikach dobrze lub w ogóle?
Jak już pisałem wcześniej, podstawowym założeniem wystawy „Ukraińska II wojna światowa”, jest ukazanie ukraińskiego ruchu narodowo-wyzwoleńczego, a właściwie – działalność polityczna i rewolucyjna Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Ponieważ w przededniu i po wybuchu II wojny światowej w działalności OUN były, mówiąc delikatnie, nieprzyjemne epizody współpracy z III Rzeszą, autorzy wystawy postarali się, jak umieli, zatuszować je, lub w ogóle ukryć. Ale przegięli.

Pierwsze, co przykuwa uwagę – to język wystawy: dziwny i nie zawsze profesjonalny. Przeglądając planszę za planszą, można odnieść wrażenie, że autorzy wystawy pragnęli maksymalnie neutralnie i bez uprzedzeń opowiedzieć o II wojnie światowej. Neutralne określenia, mgliste metafory, prawie zupełny brak ocen krytycznych w tych momentach, gdzie bez cienia wątpliwości być powinny. Na przykład: zwiedzający nie znajdzie tam bezpośredniej krytyki agresywnej polityki III Rzeszy, jeżeli nie dotyczy ona bezpośrednio tematu Ukrainy. Autorzy wstydliwie ukrywają się za terminem „nazistowski”, wcale nie wnikają w szczegóły ideologii narodowego socjalizmu i wyraźnie rasistowskiej polityki hitlerowskich Niemiec.

Na przykład, w bloku „Nazizm” nie ma nic o ideowych podstawach narodowego socjalizmu, natomiast możemy przeczytać, że przyczyną niemieckiego rewanżyzmu stały się „ciężki stan gospodarki i podział państwa przez wyznaczenie nowych granic”. A dalej jeszcze „lepiej”: „Naziści odbudowali przemysłową moc państwa i przekształcili Niemcy (III Rzeszę) w potężne państwo militarne”. I jako wniosek – pragnienie rewanżu jest „jedną z przesłanek wojny”. Mówiąc językiem bardziej zrozumiałym: wersalsko-waszyngtoński system umów niesprawiedliwie ograniczył Niemcy i „podzielił naród”, na co Niemcy się obrazili i postanowili przywrócić historyczną sprawiedliwość? No cóż – mamy tu wspaniałe usprawiedliwienie agresywnej polityki hitlerowskich Niemiec, połączone z relatywizacją przestępczej doktryny narodowego socjalizmu.

A teraz o tym, ile takie historyczne „interpretacje” mogą kosztować Ukrainę, narażając ją na straty wizerunkowe na arenie międzynarodowej. Po pierwsze – takie przedstawienie historii jednoznacznie wciąga państwo ukraińskie w krąg tak zwanych rewizjonistów, „zmęczonych” ponoszeniem odpowiedzialności za rozpętanie II wojny światowej i chcących znaleźć byle jakie wytłumaczenie polityki nazistowskich Niemiec i jej satelitów. Czego warta jest taka klasyfikacja: „Starania komunistów by rozszerzyć swoje wpływy na Europę i świat stały się pierwszą przesłanką II wojny światowej”. Natomiast agresywna polityka III Rzeszy – to jedynie „jedna z przyczyn”. Nie mam zamiaru być tu adwokatem przestępczego systemu stalinowskiego, ale czynić z Hitlera mniejsze zło – to też przesada.

Po drugie – aby nie narazić się na skandal międzynarodowy, autorzy musieliby dodatkowo wyjaśnić swoje rozumienie „podziału narodu” w stosunku do Niemiec okresu międzywojnia. Czy mają na myśli niepodległą Austrię, anschlussu której dokonał Hitler w marcu 1938 roku? Jeżeli tak, to należy oczekiwać fali protestów nie tylko od austriackich historyków, ale i od najwyższych władz Austrii. A może autorzy mieli na myśli Kraj Sudetów w Czechosłowacji, który Hitler zajął w 1938 roku? Wtedy autorzy musieliby wyjaśnić dlaczego anschluss Austrii i aneksję Kraju Sudetów przez Hitlera uważają za zjednoczenie „podzielonego narodu”. I tu zbliżamy się do podstawowej kwestii artykułu – do kwestii porównań historycznych.

Jeżeli Hitlera zastąpić Putinem?
Aby nie być obwinionym o bezpodstawną krytykę, proponuję dokładnie rozpatrzeć trzy rozdziały wystawy: „Ruś Zakarpacka”, „Na drodze do niepodległości” i „Jednodniowe państwo”. I znów prześledźmy leksykę. Autorzy twierdzą: „Na początku 1938 roku nazistowskie Niemcy podniosły kwestię samookreślenia 3 mln Niemców, którzy zamieszkiwali Kraj Sudetów w Czechosłowacji. Oczekując ustępstw Pragi, z żądaniami autonomii wystąpili Słowacy i karpaccy Ukraińcy”. Tu za nieskromnym określeniem „żądania” ukryto całą agresywną politykę Niemiec.

Sprawa w tym, że za tak niezwykle neutralnym określeniem ukryto nadzwyczaj wiele zła i nieprawdy. Prawie wszyscy historycy na świecie są zgodni, że aneksja Kraju Sudetów przez Niemcy stała się przyczyną II wojny światowej. Niemcy nie „podnieśli kwestię”, a militarnie zajęli część niepodległego państwa. A to, co autorzy wystawy nazywają „samookreśleniem” sudeckich Niemców, było niczym innym, jak przewrotem dokonanym przez proniemiecką sudecką partię nazistowską.

Aby zilustrować, że nie było to niewinne „podniesienie kwestii”, wróćmy do faktów. W przemowie wygłoszonej przed Reichstagiem 20 lutego 1938 roku Hitler zaznaczył: „Ponad 10 mln Niemców mieszka w dwóch państwach położonych obok naszych granic. Nie może być wątpliwości, że polityczne oddzielenie się od Rzeszy nie powinno doprowadzić do pozbawienia ich praw, a właściwie – podstawowego prawa do samookreślenia. Dla państwa światowego nieznośnym jest uświadamianie tego, że bracia tej samej rasy, którzy go wspierają, są poddawani najostrzejszym prześladowaniom i mękom za swoje pragnienie by być wspólnie z narodem i dzielić jego los. W interesie Rzeszy Niemieckiej leży obrona tych Niemców, którzy zamieszkują wzdłuż naszych granic, ale nie mogą samodzielnie walczyć o swoją polityczną i duchową swobodę”.

Przepraszam, ale czy państwu to czegoś nie przypomina? Dla mnie ta cała retoryka kropka w kropkę zbiega się z agresywnymi przemowami Putina w przededniu aneksji ukraińskiego Krymu i rozpalenia wojny na Donbasie. Rzadko kiedy udaje się przeprowadzić takie analogie pomiędzy wydarzeniami historycznymi, jak tym razem. A jeśli w „interpretacji” podanej na wystawie Hitlera zamienić Putinem, a III Rzeszę współczesną Rosją, to można się przerazić podobieństwem obu sytuacji. Hitler mówił o braciach, należących do jednej rasy, jęczących pod cudzym jarzmem; Putin mówił to samo o swoich „współplemieńcach” prześladowanych przez kijowską juntę, którym naziści zabraniają mówić w ojczystym języku. Hitler mówił o potrzebie obrony „prześladowanych braci jednej krwi”; Putin – to samo o „współplemieńcach”. Obaj brutalnie naruszyli międzynarodowe prawo dokonując aneksji cudzych terytoriów. Obaj stymulowali bunty na terenach innych suwerennych państw i obaj cynicznie postawili społeczność międzynarodową przed faktami dokonanymi.

Analogie historyczne widoczne są tu co do najmniejszych detali. Jeżeli już porównywać międzywojenną Czechosłowację ze współczesną Ukrainą, to i ona miała swoich gwarantów nietykalności terytorialnej. Takimi gwarantami dla Czechosłowacji były Wielka Brytania i Francja. Jednak nie chcąc wikłać się w nowy konflikt wojenny, gwaranci mniemali, że Hitler zadowoli się Krajem Sudeckim i tą ofiarą uspokoją agresora. Teraz przypomnijmy sobie pierwsze reakcje światowej wspólnoty, a szczególnie ukraińskich gwarantów na aneksję Krymu, a nawet na agresję na Wschodzie Ukrainy. Czy nie taką samą taktykę zastosowały obie strony?

Historię tzw. układu monachijskiego autorzy wystawy też interpretują specyficznie. Między innymi w zdaniu: „Pod naciskiem Niemiec, Włoch, Wielkiej Brytanii i Francji Czechosłowacja przekazała Kraj Sudecki III Rzeszy”. Widzimy, że do jednego kotła z agresorem zwalono też te państwa, które starały się zachować pokój za wszelką cenę. Aby nikt tu nie pozostał „czysty”, nasi historycy wspomnieli też Polskę i to że zajęła Śląsk Cieszyński. Fakt, bezsprzecznie, haniebny. Ale, jeżeli spojrzymy na współczesną propagandę antypolską, to z jakiś przyczyn ten argument najczęściej wykorzystują właśnie rosyjscy historycy i dyplomaci. Jasne, po co to Rosji. Przede wszystkim dlatego, by Polska nie wyglądała jako ofiara agresji Niemiec i ZSRR, bo przecież sama brała udział w rozbiorze Czechosłowacji. Wygląda na to, że ten fakt autorzy wystawy uwypuklili specjalnie, aby jeszcze „wzmocnić” obecny sojusz polsko-ukraiński. Ale komu ma to służyć?

Sprawa DRL i ŁRL żyje i zwycięża
Teraz proponuję kontynuować eksperyment i nie tylko zamienić III Rzeszę na współczesną Rosję, a Hitlera na Putina, ale i postawić na miejsce zakarpackich Ukraińców dzisiejszych mieszkańców DRL i ŁRL. W wyniku tego otrzymamy następną opowieść.

Rosja już dłużej nie mogła znosić znęcanie się kijowskiej junty nad swoimi „współbraćmi” i zdecydowała wziąć ich w obronę, dokonując aneksji Krymu i inspirując separatystyczne twory pod flagą „Noworosji”. Korzystając ze słabości Kijowa, ogłoszone DRL (Doniecka Republika ludowa) i ŁRL (Ługańska Republika Ludowa) wysunęły ideę autonomii dla swoich „bytów”. Żołnierze Noworosji bohatersko bronili się przed ukraińskimi oddziałami karnymi i w sposób nieustępliwy walczyli o swoją wolność.

Naturalnie, że niczego oprócz złości, oburzenia i zanegowania takiego przedstawienia ostatnich wydarzeń nie mogło by to wywołać. Ale dlaczego nie protestujemy przeciwko analogicznemu traktowaniu przez autorów wystawy rozbioru Czechosłowacji?

Sztuczna neutralność
Podanie podobnych analogii uważam za właściwe nie tylko dlatego, żeby można było lepiej zrozumieć uczucia obywateli międzywojennej Czechosłowacji, ale i po to, żeby mieć możliwość spojrzenia na „niewinną opowiastkę” dalszej części wystawy. A dalej będzie jeszcze gorzej.

W rubryce „Na drodze ku niepodległości” uważny widz na pewno zwróci uwagę na takie słowa: „Kardynalne osłabienie pozycji Pragi zmusiło ją do dalszych ustępstw wobec miejscowych „ruchów narodowych”. W wyniku tych „ustępstw”, 11 października 1938 roku Praga uznała autonomię władz Ukrainy Zakarpackiej.

Naturalnie, nie występuję przeciwko walce Ukraińców o swoją niepodległość, wręcz przeciwnie, walka ta skłania nawet do zachwytu nad bohaterstwem jej obrońców, przejawionego w niezwykle niesprzyjających warunkach. Nie mogą jednak nie oburzać podane na planszach fałszywe interpretacje, przemilczenia i sztuczna neutralność.

Także, zupełnie nie wystarczy napisać: „Społeczna myśl w Europie uważała autonomię Zakarpacia za niemiecką inicjatywę – będącą zarazem pierwszym krokiem do podboju sowieckiej Ukrainy”. Po pierwsze – co to takiego „społeczna myśl w Europie”? Po drugie – istnieją przecież badania naukowe i sformułowane na ich podstawie precyzyjnie zdefiniowane wnioski? Po trzecie – po co ukrywać za „niemiecką inicjatywą” plany Hitlera? Ostatnie wydaje się najbardziej istotnym w tej specyficznej historycznej opowiastce. Bo jakże wtedy zrozumieć następne twierdzenie historyków z Ukraińskiego IPN: „Zamiast rozgrywać kartę ukraińską, Hitler zdecydował się pozyskać poparcie Węgier i Polski, a w perspektywie i ZSRR”.

Interesujące, co chcieli przez to powiedzieć autorzy wystawy, robiąc taki wniosek? Jest kilka wersji. Słowo „zamiast” zostało użyte chyba dlatego, żeby zasygnalizować, że Hitler miał w planie „rozegranie karty ukraińskiej”. Jeżeli tak, to czy nie OUN miała być partnerem Hitlera w tej rozgrywce? I czy nie OUN wzięła udział w realizacji planu Hitlera, oczekując ogłoszenia Karpackiej Ukrainy, a potem przyłączenia wszystkich odbitych u ZSRS terenów? Bardzo naiwnie brzmią słowa, że Hitler „chciał zdobyć poparcie” Węgier, Polski i ZSRR. Węgry i tak były sojusznikiem III Rzeszy, a Polska, nawet przy największej chęci, takowym być nie mogła. A co do ZSRR, to pytania są tu zbędne, bo ZSRR przez cały czas dostarczał Niemcom surowców, szkolił ich kadry wojskowe na swych terenach i w ogóle wyglądał na solidnego partnera przy nowym podziale świata.

Po rzetelnym przestudiowaniu materiałów wystawy, staje się zrozumiałe, że historycy UIPN i Centrum Badań nad Historią Ruchu Wyzwoleńczego są kontynuatorami linii OUN. Po to, żeby odwieść uwagę od współpracy OUN z nazistowskimi Niemcami, a może nawet w jakimś stopniu uzasadnić tę współpracę twierdząc, że „wtedy wszyscy byli tacy”, sami, udają się do otwartych słownych manipulacji. Historycy UIPN kierowali się jednak chyba nie tylko zamiarem wybielenia OUN. Z pewnością chcieli przedstawić Ukraińców jako jedyną ofiarę tych okoliczności. Świadczy o tym jeden z kolejnych wniosków: „Ukraińcy na Zakarpaciu stali się pierwszym w przedwojennej Europie narodem, który nie zgodził się na aneksję, a z bronią w ręku powstał w obronie swojej wolności”. Niezrozumiałym jest jednak, dlaczego plany Hitlera i jawny separatyzm trzeba przedstawiać jako walkę o wolność?

Prawda historii polega na tym, że kat i ofiara bardzo często zamieniają się miejscami. Dlatego nasze społeczeństwo potrzebuje absolutnie prawdziwego przeglądu swojej przeszłości – bez naciągania argumentów, manipulacji, prób indoktrynacji i relatywizacji zbrodni. Tak naprawdę, nic nam to nie da, bo historii już nie zmienimy. Podobne manipulacje mogą jedynie na pewien czas zdezorientować społeczeństwo, a ponadto po raz kolejny skłócić nas z całym światem.

PS W ostatniej części cyklu mowa będzie o specyficznym traktowaniu przez autorów wystawy pojęcia Holokaustu, czystek etnicznych na Wołyniu i pojęcia „naród podzielony”.

W wersji ukraińskiej artykuł ukazał się na portalu zaxid.net 11 października 2015

Wasyl Rasewycz
Tekst ukazał się w nr 21 (241) 17-30 listopada 2015

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X