Hejże, goście, hejże… w beczkę

Hejże, goście, hejże… w beczkę

Halina Moskaluk z miejscowości Tatarów w pobliżu Jaremczy proponuje niezwykłą atrakcję turystyczną: kąpiel w naparze z ziół w modrzewiowej beczce.

O ziołach kobieta, pracująca na co dzień jako sprzedawczyni, opowiada z zafascynowaniem:
 – Całą moją wiedzę i umiejętności związane z leczeniem ziołami przejęłam jeszcze w dzieciństwie od swojej babci Anastazji. Była ona znaną w okolicy znachorką. Pomagała ludziom, znała każdą trawę i każde ziółko, umiała słowem i modlitwą chorobę przepędzić. Kiedy byłam całkiem mała chodziłam po lesie z babcią i uważnie jej słuchałam. Zawsze przyciągały mnie dary natury, a ziemia szczodrze mnie wynagrodziła i otwarła przede mną swe tajemnice. Całą moc karpackich ziół wypróbowałam na sobie i na swoich bliskich, – mówi Halina.

Po długim pobycie za granicą Halina Moskaluk postanowiła wrócić do rodzinnej wioski. Tu przypomniała sobie naukę babci i zaczęła pomagać ludziom. Przed dziesięcioma laty próbowała wykorzystywać ziołowe napary do polewania gorących kamieni w saunie. Zauważyła leczniczy efekt takich oparów – była to swego rodzaju inhalacja.  – Z czasem zaczęto produkować u nas wielkie dębowe beczki do kąpieli – kontynuuje Halina Moskaluk otwierając drzwi do pomieszczenia, w którym rozlega się cierpki aromat karpackich ziół. Wydaje się, że trafiłeś na porę sianokosów na połoninie.

– Przystosowanie beczek do ziołowych kąpieli było moim marzeniem, bo w taki sposób mogę zastosować swoje umiejętności przejęte od babci, – mówi gospodyni z Tatarowa. – do dużej beczki wlewam wodę i dodaję skoncentrowane napary z ziół. Są pomocne dla osób mających problemy z chodzeniem, reumatyzmem czy podagrą. Dla takich osób dobra jest kąpiel z lelecza – młodych pędów kosodrzewiny, porastają one zbocza Howerli i Chomiaka. Do tego dodaję jeszcze pokrzywy i innych ziół. Na lelecz zrywa się jedynie zawiązki szyszek. Mają wiele smolistych substancji, które mają właściwości lecznicze. Zioła zaparzamy na wolnym ogniu.

Jako leczniczą substancję kobieta wykorzystuje również naniesioną warstwę mrowiska – wszystko to, co mrówki naniosły do mrowiska. Na jesieni, gdy mrówki zasypiają, kobieta idzie do lasu i ostrożnie usuwa 5-7 cm warstwy wierzchniej – jest ona przemyta przez deszcz i przesuszona przez słońce. Warstwa ma dużo igieł sosnowych, trawy, mikrocząsteczki kwasu mrówkowego. Takie uszkodzone miejsce kobieta starannie okrywa warstwą wierzchnią, żeby mrówki nie zamarzły w czasie mrozów. Pobrane fragmenty zalewa wodą o temperaturze 50˚C przygotowuje zalewę. W taki sposób kobieta otrzymuje napar, który wlewa na dno beczki. Do tego dodaje klonowych lub dębowych liści i odrobinę piołunu. Działa odkażająco. Suszony piołun wisi pod powałą pomieszczenia, gdzie stoją beczki.

Napar i gałązki drzew należy trzymać w beczce 40 minut. Nie wystyga on przez 4-5 godzin, bo drewno dobrze trzyma ciepło. Na dno kobieta też wkłada lniany woreczek szczelnie wypełniony ziołami. Następnie do beczki dolewana jest woda o temperaturze 38, 39 i 39,5 ˚C. Przed procedurą koniecznie należy zmierzyć ciśnienie. Podobne zabiegi nie są wskazane dla osób chorych na choroby nowotworowe, kobiet w ciąży, karmiących czy podczas miesiączki. Dla osób z podwyższonym ciśnieniem zielarka proponuje herbatę z tymianku – obniża ona ciśnienie. W beczce są niewielkie ławeczki do siedzenia. Beczka może być dębowa, bo to drewno samo już jest wspaniałym antyseptykiem.

Przed wejściem do beczki należy wziąć chłodny prysznic bez mydła czy żelu. Gdy osoba siada w beczce woda powinna sięgać jej do poziomu serca. Inaczej będzie odczuwać dyskomfort. Głowa wystaje poza beczkę. Beczka nakrywana jest owczą skórą, żeby utrzymać temperaturę kąpieli jak najdłużej. Zabieg trwa nie dłużej niż 20 minut. Po kąpieli należy poleżeć, wypocząć, a za 10 minut można napić się ziołowej herbaty z tymianku, melisy, mięty, dziurawca i sosnowych pędów. Człowiek zaczyna się pocić. Procedurę kąpielową można powtarzać jeszcze 2-3 razy po pewnym odpoczynku. Po kąpieli już nie warto brać prysznicu. Skóra jest gładka jak u niemowlęcia.

Po każdej procedurze kobieta długo i rzetelnie myje beczkę kwaskiem cytrynowym, zimną i gorącą wodą. Współczesnych środków czystości nie wykorzystuje. Następnie przez kilka godzin beczka musi schnąć i jest gotowa do kolejnej procedury.

Tatarowska uzdrowicielka stale się uczy i konsultuje z lekarzami. Jej ostatnia innowacja to beczka z drewna modrzewiowego. Ma wysokość 1,4 m i średnicę 1 m. W beczce odbywają się zabiegi uzdrawiające oparami z ziół. W tej beczce mieści się tylko jedna osoba. Jest tu ławeczka i generator pary, do którego wrzuca się odpowiednie zioła. Para przez filtr trafia do beczki. Procedura odbywa się przy temperaturze 39,6˚C. Skóra w ciągu 20 minut procedury nasyca się oparami leczniczych ziół. Wszystkie ważne mikroelementy są przyswajane przez organizm. O wiele lepiej niż w postaci kąpieli. Ciepło rozchodzi się od dołu i dlatego procedurę z łatwością wytrzymują pacjenci, nawet ci, którym ze względu na ciśnienie przeciwwskazana jest sauna. Osobom cierpiącym na chroniczne przeziębienia działanie procedury przypomina inhalacje. Opary ziół korzystnie wpływają na system krążenia. W czasie procedury rozszerzają się naczynka krwionośne i sprzyja to cyrkulacji krwi. Po kąpielach chorzy dobrze śpią, znikają problemy z tarczycą, trzustką czy nadnerczami. Lepiej działa gospodarka hormonalna, znikają przeziębienia, schorzenia narządów płciowych zarówno u mężczyzn jak i u kobiet. Procedura wyrównuje gospodarkę wodną. Dzieci z porażeniem mózgowym i osoby po złamaniach odczuwają poprawę stanu zdrowia. Taka kąpiel jest wspaniałym środkiem odchudzającym. Żeby uzyskać odpowiedni efekt potrzebne są minimum trzy seanse. W parze ciało dobrze się rozgrzewa, usprawnia się krążenie krwi, usprawniają się procesy przemiany materii, wolniej odkładamy tłuszczu. Przed zabiegiem odchudzającym nie powinno się najadać, można najwyżej wypić szklankę soku jabłkowego.

Jednakże takie zabiegi w parze ziołowej nie dla wszystkich są dobre. Zakazane są dla osób z chorobami układu krążenia, serca, z chorobami nowotworowymi, gruźlicą, dla kobiet w ciąży i matek karmiących.

Sabina Różycka
Tekst ukazał się w nr 9 (181) 17 – 30 maja 2013

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X