Dziura pomiędzy krajami

Zniszczone groby na cmentarzu w Bykowni zajęły przed kilkoma dniami ważne miejsce w serwisach informacyjnych.

Skandaliczna dewastacja między innymi mogił spoczywających tam Polaków była szeroko dyskutowana w mediach i przestrzeni wirtualnej, dociekano kto za tym aktem wandalizmu stoi i zestawiano go z wcześniejszymi zniszczeniami w Hucie Pieniackiej. Pierwszymi podejrzanymi byli dla wielu osób ukraińscy nacjonaliści, prawdopodobnie niedouczeni, bo robiący elementarne błędy w swoim własnym języku, ale też przecież nikt od nich nie wymaga błyskotliwości – mają być skuteczni w swych antypolskich działaniach. Nie mniej inni twierdzili, że takie błędy mogli zrobić Rosjanie, bo w końcu oni ukraińskiego znać nie muszą.

Nieliczni dostrzegli w tych źle zapisanych wyrazach ewidentne ślady polskości, tłumacząc, że zamiana ukraińskiej litery „Y” („И”) na polskie „N” może być tylko dziełem kogoś, kto nie ma pojęcia o cyrylicy i przerysowywał napisy z kartki. Co zrozumiałe, ta wersja budziła nad Wisłą ogromny sprzeciw, bo przecież jakże to, przecież Polacy nie mogliby zniszczyć swoich grobów! Że Ukraińcy w Bykowni mogliby, to już zupełnie inna sprawa…

Nie da się jednak ukryć, że niektórym Polakom zależy dziś na tym, by stosunki polsko-ukraińskie były po prostu złe. Nawet, jeśli w takim samym, a może większym stopniu zależy na tym włodarzom z Kremla, to są tacy, którzy po zachodniej stronie ukraińskiej granicy, prawdopodobnie nieświadomie, wspierają w tym myśleniu Rosjan.

Dla wielu Polaków Ukraińcy to dzicz i barbarzyńcy, a przede wszystkim banderowcy. Skoro oni nas tak nienawidzą, odebrali nam nasz Lwów, a teraz jeszcze niszczą groby tych, których sami zamordowali, to dlaczego mamy im w jakikolwiek sposób pomagać – tego rodzaju pytania, w różnej rzecz jasna formie, padają w dyskusjach toczących się w Polsce. Wystarczy spojrzeć na komentarze pod dowolną informacją dotyczącą Ukrainy opublikowaną w Internecie. Chociażby artykuł o małżeństwie z czteroletnim synkiem, które uciekło do Polski z Mariupola, podjęło pracę w Gdańsku, płaci podatki, aktywnie działa na rzecz polskiej społeczności, w tym angażując się w wolontariat. Urząd do Spraw Cudzoziemców uznał, że państwo Eshchenko nie spełniają kryteriów, które uzasadniałyby przyznanie im statusu uchodźców, co zostało z aprobatą przyjęte przez wielu czytelników. Ktoś proponuje: „Niech najpierw ukraińcy proszą o wybaczenie za zbrodnie ludobójstwa ludności polskiej Wołynia, potem ich przyjmować lub nie, po dokładnej kontroli czy ludobójca nie był dziad lub ojciec” – pisownia oryginalna, podkreślająca brak szacunku dla sąsiedniego narodu. „Pasożyty” ocenia ktoś inny, a zwolennik teorii spiskowych dodaje, że „To jest projekt wynarodowienia Polski, likwidacji narodu polskiego”. Brak jest nawet prób zrozumienia Ukraińca i Rosjanki, którzy boją się powrotu do własnego kraju, a komentarze przychylne tej parze zbierają negatywne oceny innych użytkowników sieci.

„Polska dla Polaków” od pewnego czasu znów stała się hasłem nośnym, choć wydawało się, że nacjonalizm jest już tylko niechlubnym pojęciem z przeszłości, powodem do wstydu za getta ławkowe, wprowadzone przed II wojną światową na polskich uniwersytetach. Tymczasem bandyckie napady na obcokrajowców dokonywane są dziś pod szyldem dziwacznie rozumianego patriotyzmu. Syryjski chrześcijanin pada w Polsce ofiarą walki z islamizacją Europy, a ukraińscy studenci rozliczani są przy pomocy pięści z jałtańskich decyzji. Narodowe hasła utożsamiane są z jedynie słuszną prawdą, a w kraju, gdzie ktoś może mieć monopol na prawdę, prędzej czy później musi zabraknąć miejsca dla ludzi o innych poglądach, kolorze skóry czy wyznaniu. Jednocześnie postawy takie mogą mieć wpływ na polską politykę, która może zmieniać się w zależności od tego, jak bardzo rządzący skłaniają się ku podejmowaniu populistycznych decyzji. Dodatkowo od wielu lat poważnym problemem, który wraca konsekwentnie niczym bumerang, jest brak klarownej i skutecznej polityki wschodniej i niezależnie od tego, jak bardzo będziemy oburzać się, słysząc takie słowa, nie zmieni to faktu, że nasze stosunki z sąsiadami pozostawiają wiele do życzenia. Wciąż nie potrafimy założyć, że może należałoby wysłuchać racji drugiej strony i traktować ją jak równorzędnego partnera, a nie kogoś, wobec kogo mamy do zrealizowania misję cywilizacyjną, a łatwiej jest przyznać się do błędów czy do zła popełnionego przez przodków, jeśli druga strona skora będzie uczynić to samo. Niezapomniany list biskupów polskich do duchowieństwa niemieckiego jest tego najlepszym przykładem.

Tymczasem obie strony zapominają, że polityki nie buduje się na emocjach, zwłaszcza tych skrajnych, również podpieranie się środowiskami reprezentującymi ekstremalne poglądy jeszcze nikomu w dziejach na dobre nie wyszło. Sięganie do tęsknoty za przeszłością, co niestety cechuje zwykle ludzi, którzy nie poradzili sobie z teraźniejszością i wzdychają do wyidealizowanej historii, może skończyć się tylko obudzeniem demonów, które powinny zostać dawno pogrzebane. Tymczasem widzimy, jak i Warszawa, i Kijów nie radzą dziś sobie z problemami, przed którymi postawił je XXI wiek. Trudno przypuszczać, że polskie społeczeństwo przyjmie z radością perspektywę przyjazdu pracowników z Ukrainy, którym, jak informowało polskie radio, mają zostać przyznane takie same uprawnienia socjalne, jak obywatelom polskim, w tym świadczenia na dzieci. Wiele osób potraktuje to jako zamach na gospodarkę zapominając, że takich samych praw oczekują polscy emigranci w krajach Unii Europejskiej. Podawane wybiórczo informacje, decyzje polityczne bliższe propagandzie, niż zdrowemu rozsądkowi, straszenie się nawzajem obywatelami sąsiedniego kraju, mogą dziś skutkować tylko eskalacją nienawiści, z którą z czasem coraz trudniej będzie walczyć.

**
W 2016 r. nieznacznie spadła liczba Ukraińców, którzy uważają, że Ukraina powinna podążać w stronę Unii Europejskiej – w ciągu sześciu miesięcy odsetek ten zmalał z 55 do 51%. Jednocześnie wzrósł z 15 do 19% odsetek osób optujących za przystąpieniem do Unii Celnej, co może świadczyć o rozczarowaniu Zachodem, lecz także o wzroście sympatii prorosyjskich. Jeszcze większym wahaniom podlegał sceptycyzm wobec NATO – w lutym 2016 r. za wstąpieniem do Paktu opowiadało się 45% Ukraińców, w czerwcu już tylko 39%, po czym we wrześniu znów 43% Ukraińców było skłonnych zwrócić się w stronę sojuszu. Różnice te świadczą prawdopodobnie nie tylko o zniechęceniu brakiem zdecydowanej reakcji Zachodu w kwestii aneksji Krymu i wojny toczącej się na wschodzie kraju, ale też o braku ustabilizowanych nastrojów w społeczeństwie, co zawsze jest pokusą, by skierować czyjąś sympatię na „odpowiednie” tory.

Skoro już o sympatii mowa, to wg raportu CBOS z kwietnia 2016 r., w którym przestawiono stosunek Polaków do innych narodów, do Ukraińców przyjaźnie odnosiło się 27% badanych, obojętnie 33% i niemal tyle samo, 34%, deklarowało swoją niechęć. Jak podaje Рейтинг, w podobnym czasie, w lipcu ubiegłego roku, bardzo ciepło wypowiadało się o Polsce 12% mieszkańców Ukrainy. Aż 42% – myślało o kraju nad Wisłą „ciepło”, stosunek neutralny zachowało 39% badanych. 4% określiło swój stosunek jako chłodny, mniej niż 1% jako bardzo chłodny. Co ciekawe, we wrześniu 2016 r. o jeden procent zmalała liczba osób ciepło odnoszących się do Polski, natomiast 6% określiło swój stosunek jako chłodny i 1% jako bardzo zimny. Nie są to może zmiany drastyczne, ale są o tyle znaczące, że zaszły w krótkim czasie i tylko na niekorzyść. Jednocześnie zaledwie 24% badanych deklarowało, że mogłoby rozważyć przeprowadzkę do Polski, 30% prawdopodobnie by tego nie robiło, a 40% nie wyjechałoby na pewno.

Jak wynika z badań opinii publicznej oba narody mają do siebie stosunek co najmniej sceptyczny. O tym, że łatwo w tej sytuacji przechylić szalę na jedną ze stron, wiedzą między innymi wykwalifikowane służby i urzędnicy każdego z państw. W interesie i Kijowa, i Warszawy, byłoby zadbanie o to, aby systematycznie rosła liczba osób opowiadających się za tak ścisłą współpracą z Unią Europejską i NATO. Dużą wagę powinno się też przywiązywać do zacieśniania wzajemnej współpracy i polepszania wizerunku sąsiedniego kraju, co wbrew pozorom nie jest zadaniem niemożliwym do wykonania, wymaga jednak pokory i wzajemnego szacunku, bo walki już kiedyś przerabialiśmy i żadnemu z narodów one się nie przysłużyły. Nawet, jeśli dotychczas podejmowane próby nie przyniosły oczekiwanych rezultatów, to tym bardziej nie powinniśmy dziś zarzucać organizacji wspólnych przedsięwzięć naukowych, kulturalnych, współpracy gospodarczej. Warto też nagłaśniać to, co już udało się wspólnie wypracować, a we wszystkich tych aspektach niezwykle istotna jest rola mediów. Choćby politycy nie radzili sobie najlepiej w układaniu stosunków dwustronnych i milczeli wtedy, gdy należy reagować na akty nienawiści, to dziennikarze mogą wiele zdziałać na płaszczyźnie budowania relacji dobrosąsiedzkich. Czy skorzystają z tej możliwości? Trudno wyrokować. Ale z pewnością każdy kolejny spór, konflikt, zrujnowany pomnik, ciągnący za sobą falę nienawiści, sprawią, że Ukraina i Polska będą się coraz bardziej od siebie oddalać. A że przyroda nie lubi pustki, to przestrzeń pomiędzy nimi chętnie zagospodaruje Kreml.

Agnieszka Sawicz
Tekst ukazał się w nr 2 (270) 31 stycznia – 13 lutego 2017

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X