Dlaczego się nie udaje?

Już od dwóch lat Ukrainą i Polską targają wstrząsy polsko-ukraińskich, czy jak kto woli ukraińsko-polskich nieporozumień.

Jak meteoryty, przecinają niebo obu państw i wybuchają gdzieś za horyzontem – w poleskich lasach. Ale powstaje tu kilka pytań: czy naprawdę te polsko-ukraińskie czy ukraińsko-polskie nieporozumienia nie są fatamorganą? Czy naprawdę istnieją obiektywne przyczyny tych nieporozumień? A może są subiektywne przyczyny? W jakich geopolitycznych okolicznościach rozpala się trajektoria nieporozumień? Jaki stosunek jest pomiędzy tymi nieporozumieniami i proklamowanym strategicznym partnerstwem Polski i Ukrainy? Czy są to nieporozumienia, czy świadoma linia polityczna? Jeżeli polityczna strategia – to czyja? Kto jest beneficjentem punktów politycznych, wynikających z tych nieporozumień?

Otóż po kolei. Czy naprawdę te polsko-ukraińskie czy ukraińsko-polskie nieporozumienia nie są fatamorganą?

Wiadomo, że są, chociaż politycy często udają, że tak nie jest. Powstaje jednak pytanie – na ile objęte są tym procesem klasy polityczne Polski i Ukrainy i same społeczeństwa obu państw?

Jeżeli mowa o klasach politycznych to sytuacja jest tu niesymetryczna. Dla ukraińskiej (oligarchicznej) klasy politycznej polsko-ukraińskie nieporozumienia mają znaczenie marginalne. Tymczasem dla polskich elit rządzących, jak by to dziwnie nie zabrzmiało, można odnieść wrażenie, że są priorytetowe. Przyczyną tego jest fakt, że Ukraina jest społeczeństwem mozaikowym, z mozaikową pamięcią historyczną w stosunku do Polski i Polaków. Ukraińska klasa polityczna w zasadzie nie postrzega Polski, jako potęgi politycznej. Tak, jakby, od razu za zachodnią granicą Ukrainy był Berlin, Paryż czy Waszyngton…

Przez ćwierć wieku istnienia Polski i Ukrainy, jako w pełni niezależnych państw, widocznymi nieporozumieniami w stosunkach między tymi krajami, przejmowały się głównie elity polityczne. Sprawiało to, że nieporozumienia te znajdowały się pod pewnego rodzaju kontrolą. Jednak przez ostatnie dwa lata nieporozumienia te stały się nagle bardziej niż dotąd aktualne, i to w niespotykanych dla polskiego społeczeństwa rozmiarach. Tymczasem na Ukrainie tymi problemami przejmują się jedynie dwa regiony – Galicja i Wołyń. Uczyniło to sytuację całkowicie niesymetryczną. Do tego niebezpieczną – złe duchy konfliktów z lat 30-40 wyrwały się na wolność.

Czy są obiektywne przyczyny tych nieporozumień?
Czy może istnieć obiektywna przyczyna nieporozumień pomiędzy państwami i narodami? Przede wszystkim jest nią konflikt geopolityczny – jak obecnie pomiędzy Ukrainą i Rosją. Kraje te postrzegają rozwój świata i swoje w nim role z pozycji przeciwstawnych. Stąd i konflikt wojskowy – dlatego mamy wojnę na wschodzie Ukrainy. Ale przecież zarówno Polska jak i Ukraina należą do tej samej euroatlantyckiej platformy geopolitycznej! Polska jest członkiem UE, NATO, a Ukraina do nich dąży.

O co więc tu chodzi?

Może o dyskryminację mniejszości narodowych? Po sowieckich deportacjach mniejszości te, z szacunkiem dla wszystkich, nie są już tak duże jak były wcześniej. Ukraińcy i Polacy zostali na siłę odseparowani od siebie! Są problemy, ale są one do rozwiązania dla dwóch wielkich europejskich narodów. Więc o co chodzi?

Może jest to konflikt ekonomiczny – konkurencja na strategicznie ważnych dla istnienia Polski i Ukrainy rynkach? Nie, – polska i ukraińska gospodarka są na tyle asymetryczne, że nie mogą w żaden sposób ze sobą konkurować.

A może chodzi tu o rozwój geopolityczny całego centralno-wschodniego regionu Europy, który postrzegany jest inaczej przez każde z państw? Może o jakiś rewizjonizm? Coś w rodzaju: „Przemyśl ma być ukraiński” czy „Lwów na być polski”? Nie będziemy udawać niewinnych gimnazjalistek. Takie poglądy w naszej historii już były. Ale czy pozostały? Czy może takie plany na razie wstydliwie ukrywamy – do czasu, a na razie szykujemy się do dalszych rewizjonistycznych działań? Na przykład – w przypadku dalszego rozpadu UE, Rosja wspólnie z prorosyjską w tym momencie Ukrainą „zwolni” Przemyśl i Chełm. Albo czy Polska, przy podziale Ukrainy nie „zapewni bezpieczeństwa” przed inwazją rosyjską miastom Lwów i Łuck. Bezsens? Mam nadzieję, że tak.

Tym bardziej, że strategicznie i Polska i Ukraina deklarują wartości strategicznego partnerstwa – patrz Deklarację pamięci i solidarności Rady Najwyższej Ukrainy i Sejmu RP z 2016 roku – tu wystarczyło mądrości i odpowiedzialności.

A więc obiektywnych przyczyn tych nieporozumień nie widzę.

Czy są zatem przyczyny subiektywne tych nieporozumień?
Tak, są. Są to mentalne nastawienia całych grup społecznych i niektórych ważnych polityków. Jeżeli mówimy o grupach socjalnych, są to środowiska przesiedleńców odpowiednio z Polski i z Ukrainy, środowiska nacjonalistyczne obu państw i, co najdziwniejsze, komunistyczne resztki w Polsce i Ukrainie, służące swoim starym mocodawcom z Moskwy.

Co się tyczy ważnych polityków, są to ukraińscy politycy wysokiego szczebla, którzy „nie widzą” Warszawy jako istotnego gracza geopolitycznego, lecz kierują się wprost do Berlina, Brukseli czy Waszyngtonu, ale też polscy politycy, którzy ugrzęźli w historycznych rozliczeniach przeszłości z XX wieku.

Ukraińscy megalomani nie dostrzegając Polski, popełniają duży błąd. Wielki błąd popełniają również Polacy rezygnując de facto ze strategicznego partnerstwa na korzyść porachunków historycznych.

Nie przytaczam tu żadnych nazwisk, żeby jeszcze bardziej nie zaognić sytuacji.

W jakich warunkach geopolitycznych rozpala się ta trajektoria nieporozumień?
W ciągu ostatnich trzech lat świat zaczął się gwałtownie zmieniać. Gdy, my Ukraińcy, przywiązujemy początek tego ruchu do swojej Rewolucji Godności, to UE ma inne punkty odniesienia.

UE nie udało się stać efektywnym organizmem państwowym. Pierwszą porażką UE było nieprzyjęcie Konstytucji Europejskiej. Na koniec 2005 roku dokument ratyfikowały: Austria, Grecja Hiszpania, Włochy, Cypr, Łotwa, Litwa, Luksemburg, Malta, Niemcy, Słowacja, Słowenia i Węgry. Ponieważ referendum we Francji (maj 2005) i Holandii (czerwiec 2005) nie uzyskało wyniku pozytywnego, los Umowy Konstytucyjnej pozostaje nieokreślony. Właściwie podmienia ją Umowa z Lizbony z 2007 roku. Po wybuchu kryzysu ekonomicznego, wyszła na jaw niewypłacalność i machinacje rządu Grecji i innych państw. Zaczęły się tez odradzać lokalne nacjonalizmy w centralnej (postkomunistycznej) Europie. Następnie z UE wyszła Wielka Brytania, teraz takie nastroje panują we Francji.

W USA kłopoty rozpoczęły się z dojściem do władzy Baraka Obamy. Jego polityka pokojowa doprowadziła do milionów ofiar na Bliskim Wschodzie i dziesiątek tysięcy na Ukrainie. Wstrząsem dla USA był też wybór Donalda Trampa na kolejnego prezydenta – zapanowała obawa, że prowadzić on będzie politykę izolacji, że pod znakiem zapytania postawić może nawet istnienie NATO!

W tych warunkach Europa Środkowo-Wschodnia może znaleźć się sam na sam z rewizjonistyczną Rosją. I nie ma znaczenia, że Polska jest w NATO i UE. Obrona Polski i krajów bałtyckich staje się coraz bardziej problematyczna.

Z drugiej strony, Rosja jest w stanie agonii, ale wciąż jest niebezpieczna. Czy nie czas dojść do porozumienia i ratować się wspólnie? Okazuje się, że nie!

Jaki stosunek mają te nieporozumienia do proklamowanego kursu strategicznej współpracy Polski i Ukrainy?
Do niedawna w Polsce, na Ukrainie, na Litwie, mam nadzieję, że i na Białorusi, działała doktryna Mieroszewskiego-Giedroycia, opierająca się na nienaruszalności granic pomiędzy czterema państwami i na ich (prawdopodobnym) strategicznym partnerstwie w przyszłości. To strategiczne partnerstwo było ceremonialnym motto w ciągu ostatniego dwudziestopięciolecia, o którym mówimy. Wprawdzie, ostatnio ukazują się dokumenty, świadczące o tym, że w czasie rządów Tuska miały miejsce propozycje prorosyjskiej orientacji polskiej polityki i resetu stosunków z Rosją Putina. Obecny rząd Polski trudno nazwać prorosyjskim, jednak wygląda na to, że rządząca ekipa skłania się do rewizji koncepcji Mieroszewskiego-Giedroycia. Cóż pozostaje – archaiczna koncepcja Piłsudskiego – coś w rodzaju federacji państw pomiędzy Morzem Bałtyckim i Czarnym? W jakiej formie? Z jakim centrum? Czy może nasze stosunki miałyby się zreformować w oparciu o endeckie koncepcje Dmowskiego? A może Polska postanowiła zamknąć się w europejskiej fortecy i odgrodzić się od problematycznej Ukrainy, jako terenu niestabilnego? Może Polska będzie rozwijać głównie stosunki z Niemcami ? Jakiś program należałoby ogłosić, ale są to polskie polityczne konstrukcje.

A jak wyglądają ukraińskie? Obecna klasa polityczna Ukrainy trzyma się ortodoksyjnego proeuropejskiego (pro-UE) i pronatowskiego kursu – i nie zaprzątając sobie głowę politycznym planowaniem – płynie z prądem. Dlatego Ukraina jest niestety obiektem polityki, a nie jej subiektem.

Możliwie, że mamy do czynienia ze zmianą doktryny polskiej polityki zewnętrznej, gdzie Ukraina nie jest postrzegana, jako partner strategiczny. Dlatego można nie zważać na ukraińskie sentymenty i wystawić Ukrainie wszystkie rachunki do spłaty…

Nieporozumienie czy świadoma linia polityczna?
Od odpowiedzi na pytanie jaką jest doktryna zewnętrznej polityki Ukrainy i Polski zależy odpowiedź na pytanie o polsko-ukraińskie nieporozumienia, czy są to rzeczywiście nieporozumienia (czyli nie przemyślane do końca wypowiedzi i działania) czy też świadoma linia polityczna. Jeżeli przed dziesięciu laty o te nieporozumienia można było oskarżyć weteranów wydarzeń z lat 30-40 XX wieku, polskich czy ukraińskich nacjonalistów, osoby przesiedlone z obu stron, to dziś tego zrobić się nie da. Widzimy, że generatorem nieporozumień, jak by nie starano się to ukryć, są wyższe koła polityczne.

Na Ukrainie mówi się o obecnej klasie politycznej Polski. I faktycznie, to ona była inicjatorem wielu politycznych akcji, które można traktować nie jako ekscesy, jednorazową akcję w poszukiwaniu sprawiedliwości, lecz jako świadomą linię polityczną. Nie poddaję w wątpliwość tragizmu wydarzeń, do którego apeluje się w dokumentach, przyjętych z inicjatywy klasy rządzącej w Polsce. Są to tragedie i przestępstwa i zbrodnie. Wprawdzie – z obu stron. Przeraża tu celowość, z którą torpedowane jest strategiczne partnerstwo Polski i Ukrainy. Ale również Polski i Litwy… Dlatego mam podejrzenia, że nie są to przypadkowe nieporozumienia, a świadoma linia polityczna. Bardzo chciałbym się mylić…

Co do Ukrainy, to tu ze względu na niską kulturę polityczną klasy rządzącej, różnego rodzaju manipulatorzy, niedowarzeni nacjonaliści, agenci Rosji coraz dolewają oliwy do ognia, urządzają prowokacje, jak ta wobec polskiego prezydenta. W ten sposób torpedują partnerstwo niezbyt potrzebne ukraińskim oligarchom i ich przedstawicielom we władzach. Dlatego, według mnie, na Ukrainie to partnerstwo jest rujnowane bezmyślnie – ukraińska klasa polityczna śpi i śni nie o strategicznym partnerstwie z Polską, lecz wyłącznie o pieniądzach.

Jest jeszcze jedna, wprawdzie nieprzyjemna, myśl – a co, jeśli „odcięcie” Ukrainy od Polski i UE jest strategią obecnych ukraińskich władz, które przyzwyczaiły się do wojny na Wschodzie, ba, więcej, zarabiają na tej wojnie, i tak naprawdę nie chcą żadnych antykorupcyjnych reform, bo im jest dobrze w tym spływającym krwią państwie? Bo panować nad takim, otoczonym wokół przez wrogów, narodem jest prościej, niż nad narodem, który poznał swoje prawa… W takim państwie można rządzić wiecznie. Czy nie jest to pragnieniem oligarchicznego klubu Ukrainy?

Jeżeli strategia polityczna, to czyja?
Z przykrością i całkowicie obiektywnie muszę skonstatować, że jeżeli rozpalanie polsko-ukraińskiego/ukraińsko-polskiego nieporozumienia jest strategia polityczną, to może ono wypływać z trzech stron:

– może być to strategia klasy rządzącej obecnie w Polsce, która w taki sposób przygotowuje dalszą perspektywę strategiczną, lub odwraca uwagę wyborców od ostrego konfliktu z opozycją w samej Polsce, bądź też odwraca uwagę swego elektoratu od wewnętrznych problemów. Jest jeszcze wykazanie się z wykonania obiecanek przedwyborczych przed środowiskami tzw. „kresowiaków” i narodowców.

– może to być strategią ukraińskich oligarchów, którzy w taki sposób chcą odizolować ukraińskie społeczeństwo od Zachodu. Nie miejmy też złudzeń co do „prozachodniości” wszystkich przedstawicieli władz. Dla oligarchy wyizolowana Ukraina jest bardziej bezbronna i stąd powinna łatwiej garnąć się go oligarchicznego buta.

– i naturalnie, jest to strategia reżimu Putina. Tu nie ma o czym mówić.

Ilu strategów bierze udział w opracowaniu trajektorii nieporozumień?
Jeżeli jest to strategia, to tworzona jest przez:

– obecną klasę rządzącą w Polsce.

– podejrzewany jest o to oligarchat ukraiński i jego instrumenty polityczne w Radzie Najwyższej i poza nią.

– rosyjska agentura na Ukrainie i w Polsce, której pełno i w politycznych, i społecznych środowiskach obu państw przy czym na Ukrainie jest jej więcej.

Wymienię tu jeszcze ukraińskie i polskie środowiska nacjonalistyczne i ziomkowskie – żeby się nie obrazili. Nie są oni jednak głównymi graczami, a jedynie instrumentami w rękach poważnych geopolitycznych sił. Mogą jedynie obsługiwać interesy trzech graczy, wspomnianych wyżej – nic ponadto.

Kto otrzymuje profity z tych jawnych nieporozumień?
W Polsce jest to obecna rządząca klasa polityczna w dzisiejszej konfiguracji. Igra w ten sposób ze swym elektoratem, odwraca uwagę od głębokiego podziału pomiędzy obydwiema platformami politycznymi w kraju.

Na Ukrainie jest to oligarchat i jego przedstawiciele w rządzie. Tym sposobem izolując Ukrainę, konserwuje dzisiejszy stan rzeczy – czyli swoją dominującą pozycję na Ukrainie.

W Rosji – reżim Putina. Nadal kontynuuje on politykę „dziel i rządź”. Może mu to pomóc w ponownym opanowaniu całej przestrzeni postsowieckiej, łącznie z Polską i nie tylko.

Możliwe, że mamy do czynienia z pełną lub częściową zbieżnością interesów tych tak różnych graczy politycznych. Jednak muszę tu stwierdzić, że taka zbieżność interesów i działań, jest wynikiem braku świadomości i wiedzy o konsekwencjach lub przestępczym zaniedbaniem narodowych interesów Ukrainy i Polski z korzyścią dla wąsko rozumianych partyjnych lub klanowych interesów.

W tym przypadku i ukraiński oligarchat, i polski obecny establishment, doprowadzając do obecnego stanu stosunków polsko-ukraińskich, popełniają pomyłkę lub przestępstwo. Jeżeli jest to tylko pomyłka, to znaczy, że ani jedni, ani drudzy nie dojrzeli do rozwiązania problemu. I nie ważne, o kim mówimy – o prezydentach, czy zwykłych politykierach.

Ale jeżeli czynią to świadomie, to historia – i nie tylko – znajdzie im odpowiednie miejsce. I obojętnie, o kim mówimy – o prezydentach, czy zwykłych politykierach.

W każdym razie – tak dalej być nie może.

Taras Wozniak
źródło: ji-magazine.lviv.ua

Info: Taras Wozniak – znany politolog i redaktor naczelny lwowskiego czasopisma „Ї” (Ji), członek Ukraińsko-Polskiego Forum Partnerstwa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X