Czy polska gospodarka jest równie aktywna jak polityka na Ukrainie?

Czy polska gospodarka jest równie aktywna jak polityka na Ukrainie?

Ukraina z racji naszego sąsiedztwa i zaszłości historycznych i kulturowych jest naturalnym miejscem splatania się wpływów, interesów, a także ścierania się naszych kultur i obyczajów. Sytuacja gospodarcza naszego sąsiada powoduje masową migrację Ukraińców do Polski i innych krajów Unii Europejskiej w poszukiwaniu pracy.

Ta sytuacja dla wielu z nich jest zderzeniem z innym światem i kulturą, a w szczególności, z obyczajami i systemem wartości moralnych. Nowe sytuacje, w których ci ludzie się znajdują, pokazują im jak na dłoni wszelkie niedostatki i różnice, z którymi muszą się zmierzyć aby być akceptowanym w innym kraju.

Jeżeli chodzi o politykę Rzeczpospolitej Polskiej – to jest ona pełna gestów, symboli i odwołań do wspólnej historii i przeszłości. Polscy prezydenci jak Aleksander Kwaśniewski, Lech Wałęsa, Lech Kaczyński a także obecny – Bronisław Komorowski na każdym kroku podkreślali i czynią to do dziś, jak ważne są nasze stosunki z Ukrainą i deklarują ich priorytet w swojej polityce, akcentując je jako przeciwwagę do stosunków z naszym innym sąsiadem – Rosją. Praktycznie od zmiany ustrojowej w Polsce w 1989 r. i uzyskania niepodległości przez Ukrainę w 1991 r., nieprzerwanie składane są deklaracje polityczne przez obydwie strony o strategicznym partnerstwie. Polska z racji znacznie szybszych przemian ustrojowych i większego potencjału ekonomicznego, mogła stać się wzorcem przemian ustrojowych i gospodarczych dla Ukrainy, szczególnie po naszym wstąpieniu do UE w 2004 r. Czy jednak tak się stało?

Wydaje się, że duży wpływ na niewykorzystany potencjał mają zaszłości historyczne, szczególnie w zachodniej Ukrainie i brak zrozumienia we wschodniej. Polska mając silniejszą pozycję w Europie, wielokrotnie stawała się adwokatem Ukrainy w jej aspiracjach mających ją w przyszłości powiązać na stałe z Unią Europejską i NATO. Jednak Ukraińcy wielokrotnie nie akceptowali takiej postawy Polski, traktując ją z rezerwą i dystansem. Z tego też powodu szukali oni wsparcia w innych krajach UE jak Niemcy czy Francja, a także spoza UE, jak Stany Zjednoczone czy Kanada. Najświeższym tego przykładem jest historia córki byłej premier Ukrainy Julii Tymoszenko – Jewheniji, która dosłownie „polowała” na kanclerz Niemiec Angelę Merkel po całych Niemczech aby wyprosić jej wsparcie w sprawie swojej matki. Jak wiadomo, odsiaduje ona wyrok 7 lat więzienia i prawdopodobnie na tym się nie skończy, ponieważ szykuje się następny akt oskarżenia. Ten przykład nie jest jedynym, który udowadnia tezę, że Ukraina niechętnie widzi Polskę jako ambasadora swoich spraw na świecie.

W przeciwieństwie do polityki, która w okresie 20 lat roiła się od wizyt i rewizyt polityków obydwu krajów oraz wspólnych deklaracji, rozwój sfery ekonomiczno-gospodarczej pozostał daleko w tyle. Okres polskiej próby ekspansji gospodarczej na Ukrainie można podzielić na kilka etapów. Pierwszy – to lata 1992–2001, który cechował żywiołowość kontaktów z obydwu stron. Ich masowość nie przełożyła się na efekt ekonomiczny, ponieważ wiele kontaktów biznesowych było nieprzygotowanych. Brak profesjonalizmu i nie zawsze uczciwe podejście do biznesu spowodowało, że niewiele z tamtejszych projektów się powiodło. Nie bez znaczenia była różnica w mentalności obu stron. W tym okresie wielu polskich biznesmenów straciło kapitał i zraziło się do rynków wschodnich, ponieważ prowadzenie tutaj biznesu jest naprawdę sztuką, chociażby ze względu na małą przejrzystość reguł gry, inne prawo, dużą uznaniowość urzędników, jak też działania nieformalnych grup nacisku na polski biznes oraz wszechobecna korupcja. Mimo dużego rynku zbytu towarów i usług jakim jest Ukraina, niewielu się tutaj powiodło. Można by podać wiele przykładów niepowodzeń. Poprawność polityczna i deklaracje polityków oraz duży rynek zapewne skłonił polskie firmy z państwowym kapitałem do zainwestowania na Ukrainie choć i one tego rynku nie zawojowały. Przykładem może być Kredobank Ukraina, którego większościowym udziałowcem jest największy polski państwowy bank PKO. Kredobank obecny na Ukrainie od 15 lat, na początku jako własność belgijskiego KBC, a po wycofaniu się Belgów, kupiony przez PKO w 2000 roku, także nie podbił rynku ukraińskiego. Mimo posiadania gęstej sieci filii, od wielu lat przynosi straty. Żeby nie kilkukrotne dokapitalizowanie banku przez polskiego właściciela, kwotą nie mniejszą niż 450 mln zł z kieszeni polskiego podatnika, dawno stałby się bankrutem i straciłby licencję na prowadzenie działalności bankowej. Nieudolne zarządzanie, ciągła karuzela stanowisk w banku, a także niezbyt przychylne spojrzenie organów podatkowych i nienajlepszy wizerunek banku, chociażby poprzez niedawny najazd milicji podatkowej na oddział w Kijowie, powodują że ten bank, pomimo dużego potencjału, z ledwością mieści się w pierwszej dziesiątce banków ukraińskich. Następnym przykładem może byś największy polski ubezpieczyciel PZU. Firma ta jest jedną z największych w Europie i także nie zawojowała rynku ukraińskiego, stając się jedynie „średniakiem” wśród firm ubezpieczeniowych na Ukrainie, który mimo kilkunastoletniej obecności nie rozwija się dynamicznie. Te dwa przykłady są dowodem, że optyka prowadzenia biznesu z Warszawy jest inna niż na miejscu, tu na Ukrainie. Szczęśliwie się składa, że mają one możliwość sięgnięcia do „kiesy” bogatych właścicieli państwowych. Przy prywatnym biznesie takie eksperymenty dawno zakończyłyby się bankructwem.

Treści i deklaracje polityczne nie zostały wypełnione relacjami biznesowymi w stopniu w jakim byśmy wszyscy sobie życzyli z powodów wyżej przedstawionych. Ich przezwyciężenie powinno być zadaniem dla polityków na najbliższe lata.

Jan Wlobart

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X