Ciotka Unrra

Ciotka Unrra

Przygoda z masłem orzechowym

Było jeszcze orzechowe masło. Słodkie, lepkie, utworzone z orzeszków ziemnych wspaniale pachnące mazidło do chleba. Ale myśmy jedli je od razu. Łyżką! Wszyscy tak robili. I my, i nasi sąsiedzi. Dorośli i dzieci. Tuż koło nas mieszkał starszy pan, Nowak, który otrzymywał paczki UNRRY z racji pracy w urzędzie pocztowym. Pewnego razu stało się u Nowaków okropne nieszczęście. Pan Nowak dostał ataku, biegał po podwórku, wydając jakieś przerażające świsty, dusił się, siniał. Pani Nowakowa krzyczała przeraźliwie, płakała, trzęsła umierającym mężem i wzywała na pomoc Matkę Boską.

 

Matka Boska pomogła i panu Nowakowi jak nagle atak się zaczął, tak nagle się skończył. Już dużo spokojniejszy, lekko tylko trzymający się za usta, poszedł podtrzymywany przez żonę do domu i wszystko powoli powróciło do normy. Na drugi dzień pan Nowak przywołał mnie gestem i rzekł do mnie, zaskoczonego – Szymek. Chcesz orzechowe masło? – a gdy potwierdziłem, położył mi na ręce wielką pakę orzechowego masła, odwrócił się i poszedł do domu. Długo stałem tam, oniemiały i nieruchomy, zamieniony w słup soli. Coś takiego? Tyle masła? Mnie? Za co?

 

Kto cierpliwie poczeka, na pewno doczeka się wyjaśnienia. Tak było i ze mną, a sprawa dotyczyła pana Nowaka i orzechowego masła. Pan Nowak otrzymał w pracy paczkę, a w niej wielkie pudło orzechowego masła. Nabrał pełną łychę, włożył do ust i …nastąpiła katastrofa. Masło skleiło panu Nowakowi protezy zębowe, oderwało je od podłoża, ustawiając wszystko w takim położeniu, że biedny pan Nowak zaczął się dusić. Niewiele, podobno, brakowało.

 

Po tak okropnym doświadczeniu, pan Nowak postanowił nie ryzykować następnego incydentu i właśnie dlatego zostałem obdarowany. Amerykanie nie zdawali sobie zapewne sprawy, co za niezwykłe zdarzenia spowodują ich paczki w Polsce, ale nie tylko w Polsce. Paczki UNRRY szły chyba do wszystkich państw Europy.

 

Maszynka do robienia …baniek mydlanych!

W paczkach były też prezenty. Bardzo różne. Pożyteczne w naszym rozumieniu i takie, nie za bardzo pożyteczne. Na przykład, tekstylne buty dla dzieci. Coś w rodzaju późniejszych trampek. Wtedy zwane demokratkami. Bardzo pożyteczne, choć trochę niebezpieczne w chodzeniu, bo wszystkie dzieciaki przezywały idącego w takich butach obelżywą rymowanką: – „Z przodu łata, z tyłu łata, tak wygląda demokrata”.

 

Czasami trafiała się w paczce dziwna maszynka. Wyrzucało się ją, bo nikt nie wiedział, do czego mogłaby służyć. Ludzie umieli wtedy po rusku i po niemiecku, ale angielski był językiem tajemniczym i nikt go nie znał. Na opakowaniu maszynki coś pisało. Na obrazku wdziało się uśmiechnięte dzieci. Maszynka musiała być jakąś zabawką, ale jaką? Dopiero po wielu, wielu latach zobaczyłem taką maszynkę w działaniu. Na jakimś kolorowym filmie amerykańskim maszynka robiła… bańki mydlane. Tysiące, całe chmury kolorowych baniek mydlanych.

 

O mój Boże, pomyślałem wtedy, oni usiłowali nas rozbawić, nie wiedząc, jak bardzo ponurymi dziećmi byliśmy. Nie poznaliśmy się na ich geście. Myślę, że nawet gdybyśmy umieli przeczytać instrukcję, uważalibyśmy, że przysyłanie nam takiej zabawki, to zawracanie głowy.

 

I gdy to napisałem, może dla jakiejś nauki, może za karę, dopiero teraz, po dziesiątkach lat wracają do mnie wspomnienia tamtych smaków, zapachów, kolorów, jak wspomnienia jedynych w życiu szczęśliwych wakacji. I żal teraz tych kolorowych baniek mydlanych…

 

Szymon Kazimierski
Tekst ukazał się w nr 3 (45), 17 września 2007 r.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X