Ciotka Unrra

Ciotka Unrra

Zakres pomocy

Gdyby wtedy nie było UNRRY, liczba ofiar wojny wzrosłaby, pomimo formalnego pokoju, o następne kilkanaście milionów. Ale UNRRA już wtedy była i działała. Powołana została do udzielania natychmiastowej pomocy krajom najbardziej zniszczonym przez wojnę. Obejmowała praktycznie cały zakres prac, potrzebnych do odtworzenia gospodarki zniszczonego państwa. Obejmowała doraźną pomoc żywnościową dla głodujących, ale też rozdawnictwo inwentarza (koni, krów, owiec) dla ludności wiejskiej oraz przydzielanie ośrodkom miejskim środków transportu. Były to samochody (najczęściej ciężarowe), parowozy, statki morskie i rzeczne. UNRRA organizowała i finansowała opiekę nad ludnością wysiedloną, doraźną i długofalową opiekę dla osób, które przeżyły obozy koncentracyjne, zajmowała się profilaktyką zdrowotną, szczepieniami, dożywianiem dzieci…

 

Potężna gospodarka amerykańska pompowała w UNRRĘ niesamowite ilości towarów i pieniędzy. UNRRA na całą swoją działalność wydała 1,7 miliarda dolarów. Na Polskę przypadło z tego 453 000. Od razu proszę zrobić poprawkę na ówczesny kurs dolara. Cyfry podają ilość tamtych dolarów, nie obecnych.

 

Mało mnie obchodziły parowozy, czy samochody ciężarowe. Myśmy dostawali paczki unrowskie i, uwierzcie mi Państwo, były to paczki zaczarowane. Coraz bardziej wierzyło się w jakąś prawdziwą ciotkę Unrrę z Ameryki, przysyłającą prezenty – takiego wojennego świętego Mikołaja. Unrra stawała się w naszych myślach konkretną kobietą, nie organizacją, czy instytucją. Na każdej paczce wyraźnie widać było napisane UNRRA. „Jedzie Unrra na rowerze…” – śpiewali ludzie.

 

Każdy od razu widział, że były to paczki amerykańskie. Kompletnie inne, niż wszystko, co widziało się dotychczas. Pudło paczki było mocne, szczelne i pokryte „mydłem”. Tak się na to mówiło, ale chyba była to jakaś parafina, zapewniająca wodoodporność.

 

Paczki UNRRY i konserwy mięsne

Nikt nie wiedział, co znajduje się w paczce. O tym można się było przekonać dopiero po jej otwarciu. Wiadomo, że ku rozpaczy naszych miłośników Zachodu, paczki nigdy nie zawierały Whisky, ani innych alkoholi. Papierosy się trafiały. Najczęściej „Camel” i „Pall Mall”. Podobno, co 25 paczka zawierała papierosy. Czasami, szczególnie papierosy „Pall Mall”, pakowane były nie w pudełkach, a w zalutowanych puszkach po 60 papierosów każda! Już takie pakowanie wydawało się wszystkim niesłychaną ekstrawagancją bogatych Amerykanów.

 

Paczki były w zasadzie paczkami żywnościowymi i takie produkty w nich przeważały. Były tam najczęściej różnego kształtu i rozmiaru metalowe puszki, ale i pudełka, i trudne do opisania, niezwykłe, kolorowe pojemniki. Ciotka Unrra miała swoje dziwne i zaskakujące fanaberie. I tak, duża okrągła puszka intrygowała dziwacznym i trochę strasznym, ale jednak zrozumiałym napisem – „Krowawa kobasica”. Gdy ktoś zdobył się na odwagę i puszkę otworzył, znajdował w niej wspaniałą kaszankę, ale dla kogo ta kaszanka była przeznaczona? Dla Jugosławii? Ta „Kobasica” strasznie zalatywała Bałkanami. Puszki „Horse meat” i biały konik na zielonym polu mówiły same za siebie. Konina. Wspaniała w smaku. Już przyprawiona. Tylko podgrzać – i na talerz! Niektórzy oburzali się i zarzekali, że tego do ust nie wezmą.

 

Palantów zawsze było pełno, nawet w tamtych czasach. Konina mu nie pasowała, a w domu, gdy nikt nie widział, żarł gnojek z głodu świnię, zdechłą na czerwonkę… W paczkach konina trafiała się tylko okazjonalnie. Najwięcej było wieprzowiny. I to jakiej! Więc, przede wszystkim, słynna na cały świat „tuszonka”, która wcale nie była konserwą rosyjską, tylko amerykańską. Całe ruskie wojsko ją jadło, to fakt, nawet przylgnęła do tej konserwy rosyjska nazwa (odpowiednik serbochorwackiej Kobasicy), ale konserwę robiono w Ameryce i do Europy przywoziły ją alianckie statki. Amerykańska tuszonka to duża, szeroka puszka, którą, jeśli już otworzyłeś, nie mogłeś odstawić nie wyjedzonej do samego, blaszanego, dna. Z tuszonką konkurował bekon.

 

Wysoka, kanciasta puszka, otwierana specjalnym kluczykiem nawijającym na siebie wąziutki blaszany pasek. W środku był wspaniały boczek, no – taki bekon, już pocięty w delikatne plasterki! Garściami by go jeść! Były ryby w oleju, ser Cheddar, o kolorze pomarańczowym! Mleko skondensowane i mleko w proszku. Masła tylko Amerykanie nie umieli robić. Solili je tak okropnie, że właściwie nie nadawało się do jedzenia. Były marmoladki! Teraz dopiero zobaczyłem, że ta moja, niemiecka, to jednak był śmieć. Była czekolada i czarna kawa Nesca. Czekolady nie lubiłem. Nigdy przedtem nie miałem jej w ustach. Wydawała mi się za twarda i za gorzka. Matka, gdy zobaczyła, że wypluwam czekoladę, rozpłakała się i nie dawała się uspokoić. Zupełnie nie rozumiałem, dlaczego tak płacze? Czym mogłem ją tak obrazić? Wyplułem przecież nie na podłogę, a grzecznie, na rękę i do śmieci. Nie przyszło mi do głowy, że moje zachowanie mogło jej nagle uświadomić, jak bardzo dziecko zdziczało przez tę wojnę. Po spróbowaniu Neski już wiedziałem, że na całe życie będzie moim ulubionym napojem. I naprawdę tak się stało.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X