Bodio – Bohdanowi Stupce in memoriam

Bodio – Bohdanowi Stupce in memoriam

Odszedł jeszcze jeden wybitny lwowianin – popularny aktor teatralny, filmowy, działacz teatralny, minister kultury, wreszcie dyrektor artystyczny ukraińskiej sceny narodowej w Kijowie – Bohdan Stupka.

Znaliśmy się od ponad pół wieku, kiedy to w latach 60-tych błyskotliwie zadebiutował na lwowskiej scenie rolą mechanicznego człowieka – Mechantropa w dramacie Aleksandra Lewady „Faust i śmierć”, a był wtedy jeszcze studentem studia teatralnego przy teatrze im. Marii Zańkowieckiej. Po tym sukcesie grał dużo, był chętnie obsadzany przez reżyserów zarówno w klasycznym, jak i we współczesnym repertuarze. A kiedy zadebiutował w głośnym filmie „Biały ptak z czarnym znamieniem”, stał się jednym z najpopularniejszych i najbardziej lubianym przez ukraińską publiczność aktorem.

Wyjazd ze Lwowa wraz z reżyserem Sergiuszem Danczenką do Kijowa w latach 80. dał mu możliwość bliższej współpracy z kijowską wytwórnią filmową. Był chętnie zapraszany do współpracy przez polskich reżyserów filmowych – Krzysztofa Zanussiego i, przede wszystkim, Jerzego Hoffmana, który darzył Go szczególną sympatią, a rola Bohdana Chmielnickiego w pamiętnym „Ogniem i Mieczem”, jak również Popiela w „Starej baśni”, przysporzyły mu sławy i popularności. Warto wspomnieć, że również chętnie był zapraszany do współpracy przez rosyjskich reżyserów filmowych.

Bohdan Stupka krótko piastował urząd Ministra Kultury Ukrainy i właśnie wtedy wystarał się o kapitalny remont siedziby stołecznego Teatru Narodowego im. Iwana Franki. Szkoda tylko, że nie zdążył zaplanować remontu dawnego teatru Skarbkowskiego we Lwowie, na scenie którego tak wspaniale debiutował i grał przez wiele lat.

Nasza znajomość rozpoczęła się faktycznie nie w teatrze, ale we lwowskim studiu telewizyjnym na Wysokim Zamku, gdzie wtedy pracowałem, a Bohdan był częstym gościem wielu programów. I dopiero w 1975 roku los połączył nas na scenie teatralnej podczas realizacji komedii Aleksandra Fredry „Damy i Huzary”. Nie wyobrażałem sobie innego wykonawcy roli Rotmistrza. Bohdan Stupka zagrał ją brawurowo – sztuka nie schodziła ze sceny prawie przez pięć lat, zagrano ponad 300 przedstawień, aż do pamiętnego 1981 roku, kiedy to nazwisko reżysera z wilczym biletem nie mogło firmować spektaklu. Predyspozycje aktorskie, bystrość, ostry wzrok, nadzwyczajna sprawność ruchowa Bohdana Stupki – wszystko to znakomicie formowało postać postarzałego kawalerzysty, ciągle pełnego wigoru i werwy. Od tego czasu zaprzyjaźniliśmy się i nawet wyjazd do Kijowa nie przeszkodził temu, a moja późniejsza współpraca z Łarysą Kadyrową, która również przeniosła się do Kijowa, tylko utrwaliły ten związek. 

Spotykaliśmy się, zresztą, nie tylko w Kijowie, ale i w Polsce. Bohdan Stupka gościł wielokrotnie w Przemyślu. Podczas jednego z pobytów zagrał „Pamiętnik Wariata” według Mikołaja Gogola. Do realizacji tego przedstawienia potrzebne było łóżko, a ekipa przyjechała bez tego rekwizytu. Tę rolę musiało spełnić moje prywatne łoże, przeniesione na scenę Zamku Kazimierzowskiego i na nim z powodzeniem hasał gogolowski bohater. Wtedy też zadebiutował na scenie jego syn Ostap w roli strażnika. Za drugim razem Bohdan Stupka pojawił się w Przemyślu w spektaklu „Tewje – mleczarz” Szolom Alejchema. Była to zresztą jedna z jego ulubionych ról.

Bohdan Stupka z Łarysą Kadyrową na inauguracji czechowskiego festiwalu. Kijów, 2009 r. (Fot. archiwum prywatne autora)

Bohdan był człowiekiem wesołym i pogodnym, nie lubił konwenansów i ceremonii. Pamiętam, jak przedstawił mnie w Kijowie, gdy piastował urząd Ministra Kultury – łamiąc wszelkie konwenanse, podczas konferencji prasowej na Festiwalu Kultury Polskiej, przedstawił mnie jako starego znajomego. Wtedy też zaprosił nasz zespół z „Kartoteką” Tadeusza Różewicza na występy do Kijowa.

Pamiętam, spotkaliśmy się przed gmachem teatru im. Iwana Franki. On z laseczką szedł na sztywnych nogach. Pomyślałem, że coś mu dolega, ale pytać nie wypadało. Natomiast spostrzegawczy Walera Bortiakow zawyrokował, że mistrz już od rana próbuje wieczorny spektakl. 

Grano wtedy sztukę poświęconą Zygmuntowi Freudowi p.t. „Histeria”, a bohater sztuki miał właśnie kłopoty z nogami. Bohdan był znakomitym profesjonalistą, doprowadzając każdy szczegół roli do perfekcji – i kiedy to robił, nikt nie wiedział.

Nigdy nie zapomnę Jego pierwszego wejścia na scenę w dramacie Iwana Franki „Skradzione szczęście” – takiej precyzji przekazu stanu zziębniętego, zmęczonego i starego człowieka, rzadko można dziś ujrzeć na scenie teatralnej. Była to wspaniała kreacja aktorska od początku aż do tragicznego końca. Rolę te powtarzał rokrocznie przez kilkanaście lat, bo Teatr Narodowy zawsze rozpoczynał kolejny sezon teatralny dramatem swego patrona.

Nie raz i nie dwa zdarzały się sytuacje wesołe i niekonwencjonalne z udziałem Bohdana Stupki. Pamiętam, jak po całym dniu festiwalowym monodramatów „Maria”, siedzieliśmy w gronie wybitnych polskich aktorek Ireny Jun, Barbary Dziekan, Niny Repetowskiej i, oczywiście, gospodyni festiwalu, Łarysy Kadyrowej w pokoju gościnnym teatru, który znajdował się faktycznie na poziomie chodnika. Omawialiśmy nasze plany i szczegóły programu. Wrześniowy wieczór był dość ciepły i pogodny i okno było otwarte – oto w oknie pojawia się postać Bohdana w słomkowym kapeluszu: „A cóż to za konferencja?” – zapytał z uśmiechem, poczym zgrabnie wskoczył przez parapet do pokoju i dołączył do naszej rozmowy, aby już po chwili zaprosić nas do swego dyrektorskiego gabinetu. Tu poczęstował nas znakomitym ormiańskim koniakiem – a rozmowa przeciągnęła się do późnej nocy.

Kiedy byłem jego gościem w Ministerstwie, zwróciłem uwagę na piękny olejny portret wybitnego reżysera, reformatora ukraińskiego teatru Łesia Kurbasa, potem ten portret zdobił jego gabinet dyrektorski w teatrze.

Bohdan odszedł w pełni sił twórczych. Ironią losu choroba, która trapiła Jego bohatera w sztuce „Histeria” nie oszczędziła Go pod koniec życia. Przez długie lata w teatrze we Lwowie nikt inaczej do Niego się nie zwracał jak „Bodio”, a później już i Bohdan Sylwestrowicz, i Panie Ministrze, i Panie Dyrektorze.

Bardzo Go będzie brakowało na scenie i na ekranie.

P.S. W chwili, gdy kończyłem pisać te wspomnienia dotarła jeszcze jedna smutna wiadomość – w Warszawie w wieku 95 lat zmarł wybitny polski reżyser, pedagog i eseista Erwin Axer, Lwowianin. Był długoletnim dyrektorem Teatru Współczesnego, który w latach 60–70. był czołową polską sceną teatralną. Tak się złożyło, że widziałem jedno z Jego najlepszych przedstawień – „Karierę Artura Ui”, zrealizowaną jednocześnie w Warszawie i w Leningradzie, z najlepszymi aktorskimi kreacjami Tadeusza Łomnickiego i Michaiła Lebiedziewa. Aktorzy grali na przemian – Lebiediew na scenie warszawskiej, a Łomnicki w Leningradzie. Miałem możliwość obejrzeć oba spektakle: i w Warszawie i w Leningradzie. Takie dawne czasy i smutna konkluzja, że sztuka teatralna w tym roku ponosi niepowetowane straty.

Zbigniew Chrzanowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X