Błędy taktyczne?

Błędy taktyczne?

Istnieje wśród polskich polityków świadomość, że w stosunkach ze wschodem możliwa jest porażka – lecz nie będzie to wtedy traktowane jako porażka polskiej polityki wschodniej, a klęska w relacjach z zachodem.

Po raz kolejny Polacy mogli usłyszeć, że ich drużynie brak jest taktyki i pomysłu na grę. Tym razem powodem do takiej refleksji stał się mecz w eliminacjach do mistrzostw świata w piłce nożnej, które odbędą się w 2014 roku w Brazylii. Reprezentacja Polski przegrała na własnym boisku z Ukrainą 1:3, a dobre „momenty” meczu nie mogły uratować sytuacji. Drużyna znad Dniepru okazała się po prostu silniejsza, choć przed wyjściem na boisko Polacy zakładali, że powinni zwyciężyć w starciu z ekipą, która dotąd nie wygrała żadnego meczu w eliminacjach mundialu. Nie miejsce to jednak by pastwić się nad piłkarzami, to z pewnością zrobią kibice i dziennikarze sportowi. Jednakże sytuacja ta nasunęła skojarzenia z polityką Polski wobec Ukrainy – tematyka pozornie odległa, a jednak tkwią w niej pewne analogie. Z jednej strony w polsko-ukraińskich stosunkach Warszawa od lat prezentuje pewność, że wygra nie tyle z Kijowem, co Kijów dla Unii Europejskiej, a tymczasem Kijów coraz bardziej sprawia wrażenie, jakby nie tyle nie spełniał unijnych oczekiwań, co nie chciał ich spełniać, realizując swój własny scenariusz.

W tym, że polscy politycy stracili zdolność racjonalnej oceny sytuacji i poruszają się w XIX-wiecznej rzeczywistości, opartej na przekonaniu o mesjanistycznej roli własnego narodu, upewniło uważnych słuchaczy wystąpienie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego, który 20 marca przedstawił w Sejmie informację o zadaniach polskiej polityki zagranicznej w bieżącym roku. Wśród historycznych reminiscencji i hurraoptymizmu przebijającego ze stwierdzenia, iż „mamy szansę wejść do najściślejszego kręgu decyzyjnego Unii Europejskiej”, znalazło się w nim miejsce dla rozważań o polityce zagranicznej RP, także dla Ukrainy.

Sposób, w jaki Sikorski odnosił się do kwestii związanych z tym krajem, sugerował, że Kijów nie jest podmiotem w działaniach politycznych Warszawy, a środkiem wiodącym do umocnienia pozycji Polski w Unii Europejskiej. Okazało się, że nawet wizy, o których zniesieniu dla obywateli sąsiedniego kraju co jakiś czas mówią politycy, są w pewien sposób wygodne dla Polaków, gdyż „Choć ucieszymy się, gdy (…) znikną, mamy satysfakcję, że póki obowiązują, nasi wschodni sąsiedzi przychodzą po nie głównie do polskich konsulatów”. Jeśli to ma w wymierny sposób świadczyć o tym, jak potrzebna jest Unii polska dyplomacja, to można zacząć by powątpiewać w jej znaczenie. Jak również w to, czy faktycznie komuś będzie zależało na zniesieniu procedur wizowych.

Być może nastąpi to dopiero wtedy, gdy zostanie poczytane za kolejny sukces Polaków w stosunku do Unii Europejskiej, bo niekoniecznie wobec Ukrainy. Całe Partnerstwo Wschodnie, w świetle słów ministra, można zacząć postrzegać jako klucz do polskiego sukcesu na arenie międzynarodowej. Torpedując jagiellońską ideę Piłsudskiego czy Giedroycia, Radosław Sikorski politykę wobec państw byłego ZSRR ukazał jako środek do umocnienia pozycji w gronie zachodnich sojuszników. Jak wynikało z jego słów, przeszkodą w realizacji tych zmierzeń może być Rosja, ograniczająca zdolność oddziaływania na ten obszar.

Istnieje zatem wśród polskich polityków świadomość, że możliwa jest porażka – lecz nie będzie to porażka polityki wschodniej, a klęska w relacjach z zachodem. Aby jej uniknąć sięga się do sprawdzonego od dwóch dziesięcioleci arsenału wypowiedzi, wśród których znaczącą rolę nadal odgrywa stawianie państw Partnerstwa Wschodniego wobec alternatywy „Rosja i bieda, czy nowoczesność i demokracja z Brukselą”, bądź straszenie, że jeśli nie zostaną dopełnione przed listopadowym szczytem w Wilnie wymogi unijne w kwestii umowy stowarzyszeniowej, to kolejna szansa na jej podpisanie może pojawić się nieprędko. Jeśli w ogóle. Natomiast spełnienie oczekiwań skutkować będzie zabiegami Warszawy o przyznanie Ukrainie „perspektywy europejskiej”.

I tu nasuwają się pytania, czy aby na pewno Ukraina tej perspektywy chce. Czy nie czerpie jedynie korzyści z Partnerstwa Wschodniego, a jednocześnie nie utwierdza swojej pozycji kraju lawirującego między Rosją a Brukselą, mydląc oczy obu stronom, a zarazem budując powiązania w basenie Morza Czarnego. Czy aby na pewno Kijów potrzebuje drogi na Zachód, czy gotów jest za nią zapłacić każdą cenę? Zwłaszcza, że słaba kondycja Unii, jej waluty, narastający kryzys skłaniają ku refleksji, iż za cenę stania się kolejnym unijnym rynkiem zbytu nie warto angażować się w jakąkolwiek integrację. Co za tym idzie można zacząć rozważać, czy bardziej na umowie stowarzyszeniowej zależy UE, czy Ukrainie.

Może się zatem wkrótce okazać, że Polacy przegrali kolejną rozgrywkę z Ukraińcami w roli głównej. Oceniając ich jako słabych partnerów, zdesperowanych i przewidywalnych, być może Warszawa popełniła poważny błąd i raz jeszcze nie opracowała strategii adekwatnej do sytuacji. A może po prostu polski MSZ jest zbyt słabym graczem? Oby się nie okazało, że z nadejściem końca roku Polska będzie musiała szukać pocieszenia w Mołdawii czy Gruzji, a Ukraina stanie się jej kolejną spektakularną porażką.

Agnieszka Sawicz
Tekst ukazał się w nr 6 (178) 26 marca – 15 kwietnia 2013

 

Czytaj też:

Zadania polskiej polityki zagranicznej w 2013 roku

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X