Gwałtowne przemiany i szybkość rozwoju gospodarki globalnej w końcu XX wieku, spowodowane nowymi technologiami oraz globalizacją poprzez internet, wymusiły zmianę optyki na zachodzące procesy w społeczeństwach i obalenie wielu mitów pokutujących w świadomości ludzkiej.
Owoce rozwoju gospodarki światowej zostały podzielone nieproporcjonalnie w stosunku do oczekiwań. Nastąpiło dalsze rozwarstwienie zamożności poszczególnych warstw społecznych. Amerykański mit pucybuta, który może zostać milionerem jeżeli tylko zechce, legł w gruzach.
Badania społeczności amerykańskiej dobitnie wykazują, że od roku 1985 zarobki szefów globalnych koncernów wzrosły pięciokrotnie a zarobki przeciętnego obywatela USA w tym czasie spadły. Redystrybucja przychodów okazuje się być nieproporcjonalna. Bogaci podnoszą argument, że ciężko pracują i nie można karać inicjatywy oraz przedsiębiorczości podnosząc podatki. Uważają, że każdy ma szanse wzbogacenia się, jednak badania temu przeczą.
Szanse awansu społecznego i materialnego w Europie i USA są znacznie większe niż w innych częściach świata. Ponad 40% mężczyzn z najbiedniejszych rodzin pozostaje biednymi przez całe życie, ponieważ jest im bardzo trudno przebić się i awansować społecznie. Udaje się to tylko kilkunastu procentom. Francis Fukuyama, autor „Końca historii”, ostrzega, że Ameryce grozi zanik klasy średniej, która jest zawsze najbardziej twórcza w tworzeniu potęgi ekonomicznej każdego państwa.
Ameryka z państwa klasowego przeobraża się w państwo kastowe. Bogaci zamykają się we własnym gronie. Dzięki możliwościom finansowym promują siebie wzajemnie a zgromadzony przez nich kapitał przechodzi na następne pokolenie ulegając kumulacji i dając mu jeszcze większe możliwości. Uczelnie o najwyższym poziomie kształcenia dostępne są tylko dla bogatych ze względu na koszty nauki. W ten sposób awans społeczny zostaje zahamowany.
Zanika zjawisko przenikania się klas społecznych, pogłębia się ich izolacjonizm. Efektem tych procesów są marsze niezadowolonych, protestujących przeciw pogłębiającej się nierównowadze społeczeństwa. Z pewnością protesty te będą się nasilać z powodu wzrastającej niechęci do polityki prowadzonej przez prezydenta Baracka Obamę, z którym łączono nadzieję na wyrównanie szans awansu społecznego.
W chwili obecnej w centrum uwagi społeczeństwa amerykańskiego znalazł się tamtejszy system podatkowy. Pomimo teoretycznie wysokiego podatku dla kapitału (35%), wielkie korporacje i koncerny wykorzystują skutecznie kruczki prawne, ulgi, odpisy żeby podatków nie płacić. Bogaci twierdzą, że w przypadku ich podniesienia, kapitał przestanie być inwestowany w gospodarkę amerykańską i zacznie być lokowany za granicą.
Prezydent twierdzi, że nierówność dochodów jest problemem naszych czasów. Nie wiadomo czy w związku z kampanią wyborczą, prezydent zaprzestał polityki ustępstw wobec „wielkiego kapitału”, co zbiegło się z wspomnianymi wcześniej protestami „niezadowolonych, oburzonych”. Dawny neoliberał, znany też w Polsce z czasów kiedy doradzał Leszkowi Balcerowiczowi – ministrowi finansów, Jeffrey D. Sachs widzi w tym ruchu awangardę przemian amerykańskich.
Przemiany te są nieodzowne mimo potężnego lobby finansjery, wielkich korporacji zbrojeniowych, energetycznych, a także wpływów związków prawniczych i lekarskich, przeciwnych zmianom. Wszelkie grupy nacisku zdominowały poczynania związków zawodowych, które znacznie osłabły w okresie ostatnich 30 lat. Protesty „niezadowolonych” zainicjowane w zeszłym roku mają jednak przed sobą długą drogę prowadzącą do zmian społecznych i raczej nie nastąpi to szybko.
Jan Wlobart
Tekst ukazał się w nr 5 (153), 16 marca – 29 marca 2012