Abp Michalik: Nadszedł czas przebaczenia!

Abp Michalik: Nadszedł czas przebaczenia!

– Zachęcamy do przebaczenia i gojenia ran, aby rozpocząć na nowo mądrzejszą i lepszą wspólną drogę – mówi abp Józef Michalik w przededniu podpisania polsko-ukraińskiej deklaracji z okazji 70-rocznicy zbrodni wołyńskiej. Przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski potępia nacjonalizm, który pojęcie narodu stawia wyżej od Boga i jego przykazań. Wywiad dla KAI przeprowadził Marcin Przeciszewski.

Ksiądz arcybiskup złoży swój podpis – wraz z abp. Światosławem Szewczukiem, abp. Mieczysławem Mokrzyckim oraz abp. Janem Martyniakiem – pod historycznym dokumentem: polsko-ukraińską deklaracją Kościołów z okazji 70-rocznicy zbrodni wołyńskiej. Jakie jest najważniejsze jej przesłanie?
Wspólna Deklaracja jest kolejnym krokiem na drodze polsko-ukraińskiego procesu pojednania zainicjowanego przed 25 laty przez Kościół katolicki w Polsce wraz z Ukraińskim Kościołem Greckokatolickim. W tym roku szczególną okazją jest 70. rocznica zbrodni wołyńskiej. Cieszę się, że do tego procesu przyłącza się również Kościół rzymskokatolicki na Ukrainie. Nie możemy w sytuacji zbliżającej się rocznicy nie zabrać głosu. Wzywamy do kolejnego kroku pojednania i przebaczenia między Polakami a Ukraińcami. Choć Deklaracja nawiązuje do historii, zawiera ważną lekcję. Mówimy wyraźnie, że to, co wtedy się wydarzyło na Wołyniu, było zbrodnią i że nawet do szczytnych celów, jakim jest niepodległość i wolność narodu, nie można używać środków niewłaściwych: przemocy i czystek etnicznych. Pada w niej prośba do Boga o odpuszczenie win. I choć zbrodnie z okresu wojny nie obciążają dzisiejszych Ukraińców czy Polaków, to naszą rolą jest praca nad zabliźnieniem ran, zmyciem tragicznego piętna, które może rodzić nowe podziały. Przeproszenie i wzajemne wybaczenie jest niezbędne, gdyż błędy czy zbrodnie z przeszłości tworzą barierę nieufności i obciążają wzajemne relacje. Tak więc do naszego pokolenia należy przekraczanie tych barier. Towarzyszy nam świadomość, że tylko małe – w sensie moralnym – narody zajadle i przez odwet dochodzą rachunku swych krzywd, natomiast narody wielkie potrafią zdobyć się na przebaczenie, które jest warunkiem odbudowania jedności. Pojednanie i przebaczenie, to nie puste słowa, ale mają głęboką treść. Przebaczenie jest tym bardziej wartościowe, im głębsze jest uświadomienie winy. Występując w imieniu naszych Kościołów, zachęcamy do przebaczenia i gojenia ran, by rozpocząć na nowo mądrzejszą i lepszą wspólną drogę. I taki będzie najgłębszy sens naszych spotkań z abp Światosławem Szewczukiem w Warszawie, nadzieja związana ze wspólną modlitwą w intencji ofiar przy okazji podpisywanej deklaracji.

Wymazany napis na pomniku ofiarom UPA w d. Porycku, ob. Pawliwka (Fot. Konstanty Czawaga)Ale jednym z warunków pojednania jest dojście do prawdy, nigdy nie może być ona zamazywana?
Nie trzeba się bać prawdy. Trzeba odważnie do niej iść i ją przyjąć. Radykalną drogą odkrycia prawdy jest przyznanie się do trudnych, nawet najbardziej bolesnych faktów. W Deklaracji od tego nie uciekamy. Jesteśmy gotowi przyjąć prawdę, nawet najtrudniejszą. Nie można jednak na tym się zatrzymać. Trzeba iść dalej. Zapomnieć do końca się nie da, ale trzeba próbować leczyć rany. Aby zrealizować to trudne zadanie, trzeba uwzględnić wrażliwość każdej ze stron.


Należy spojrzeć na ból ludzi, którzy stracili bliskich na Wołyniu, a następnie zostali wypędzeni i do dziś żyją z tą traumą. Tym bardziej, że przez dziesięciolecia zbrodnia ta była przemilczana a ofiary zapomniane. Dlatego apelujemy o ich upamiętnienie w miejscach cierpień. Natomiast Ukraińcy mają poczucie, że przed wojną przez Polaków byli źle traktowani, że Polacy traktowali ich z wyższością. Mają poczucie, że pewne granice wobec nich przekroczono. Pamiętajmy też, że po rzezi wołyńskiej konflikt został przeniesiony na tereny Galicji i Chełmszczyzny, gdzie zdarzały się akty odwetu ze strony polskiej, co także dalekie było od postawy miłosierdzia. Mają też poczucie krzywdy doznanej podczas „Akcji Wisła”, choć nie można jej porównywać do wcześniejszych zbrodni. W Polsce słowo „Ukrainiec” wywołuje niekiedy skojarzenia z rzezią na Wołyniu czy z łunami nad Bieszczadami. Natomiast Ukrainie słowo „Polak” kojarzy się z kimś, kto krępował wolność. Obecnie potrzebujemy nowego spojrzenia na siebie nawzajem, wolnego od tych obciążeń. Nie możemy też zapomnieć, że w trakcie rzezi na Wołyniu byli Ukraińcy, którzy ratowali Polaków i oddawali za nich życie.

Czy ksiądz arcybiskup jest gotów powiedzieć Polakom, że jakaś część winy leży po naszej stronie.
Oczywiście, że należy to powiedzieć zgodnie z prawdą, o czym już wspominałem wyżej. Na szczęście, Polacy nie urządzili rzezi Ukraińcom, ale też powinni wyznać swe winy wobec nich. Choć Ukraińców z Polskich rąk podczas wojny zginęło nieporównywalnie mniej, to jednak wielu poniosło śmierć. Zło zawsze pociąga za sobą zło. Tak było wówczas, ale tak nie może być obecnie. Nie wyznajemy etyki Hammurabiego, tylko etykę Ewangelii. Rozpędzone tornado nienawiści można zatrzymać wyłącznie na drodze przebaczenia.

I na tym. m.in. polega rola Kościoła?
Kościół musi się na to zdobyć, inaczej nie byłby wierny Chrystusowi i Jego Ewangelii. Biskupi polscy powiedzieli niemieckim w 1965 r.: Przebaczamy i prosimy o przebaczenie – zanim otrzymali jakikolwiek gest z ich strony. Trzeba mieć odwagę podejmować kroki, których nikt jeszcze nie zrobił.

Klasztor w Kisielinie, zniszczony podczas ataku UPA (Fot. Konstanty Czawaga)Na przykładzie polsko-niemieckiego pojednania zobaczyliśmy, że jest to droga, która może zmienić historię.
Pojednanie z Niemcami jest faktem. Nawet Pani Steinbach czy jakiś niefortunny film nie są w stanie dziś tego zburzyć.

Rocznicy wołyńskiej towarzyszą silne emocje, zarówno po stronie polskiej jak i ukraińskiej. Czy nie obawia się ksiądz arcybiskup, że deklaracja ta nie zaspokoi wszystkich oczekiwań i może się spotkać z krytyką pewnych środowisk?
Do zranionych przez rzeź wołyńską Polaków jak i Ukraińców należy podejść z największą delikatnością. Trzeba zrozumieć, że Ukraińcy do końca nie uporali się ze swoją przeszłością i nie nastąpi to od razu. Musimy to uszanować i nie wolno tego jątrzyć. Podpisując Deklarację nie chcemy ranić ani Polaków ani Ukraińców, choć wiem, że i jednym i drugim, w ich skrajnych środowiskach się narazimy. Ale jestem przekonany, że trzeba odwoływać się do uczuć wyższych, podawać głębsze racje i nie wolno cofnąć się przed możliwością budowania pokoju, pojednania i przebaczenia. Nie można cofnąć się wobec perspektywy moralnego naprawienia krzywd i modlitwy za niewinne ofiary. Deklaracja jest też wspólnym dokumentem mówiącym o wielkiej karcie cierpienia i ofiary Polaków na Wschodzie. Wydarzenia te znam z najdrastyczniejszych opowieści świadków, którzy przeżyli. Ale nie wolno tego pielęgnować z myślą odwetu. Nie wolno pamięci podtrzymywać w złym duchu, ani przekazywać tych ran nowym pokoleniom. Trzeba umieć jasno powiedzieć: tamte wydarzenia są wielką przestrogą, ale nadszedł czas przebaczenia! Dlatego nie chcemy iść inną drogą.

Jako pasterze Kościołów jesteśmy obowiązani budować jedność między naszymi wspólnotami, być także znakiem przebaczenia i jedności w świecie. Deklaracja jest wyrazem naszej wiary i staje się aktem religijnym pomiędzy biskupami dwóch obrządków tworzących jeden katolicki Kościół. Jako chrześcijanie nie mamy innego wyjścia. Po podpisaniu Deklaracji, 7 lipca, w niedzielę przed rocznicą przypadającą 11 lipca, będziemy się modlić za ofiary polskie i ukraińskie we wszystkich kościołach w Polsce.

Ksiądz arcybiskup powiedział, że Deklaracja zawiera także lekcję na dziś. Czy ostrzega przed eskalacją nastrojów nacjonalistycznych?
Niestety, niekiedy mam wrażenie, że nacjonalizmy po obu stronach wcale nie wygasły, tu i ówdzie dają o sobie znać. Nawet w Przemyślu spotykałem Ukraińców, którzy twierdzą, że miasto to nie powinno należeć do Polski. Oczywiście nie jest to stanowisko ich Kościoła. Z obydwu stron należy chronić się przed nacjonalizmem. Nacjonalizm pojęcie narodu stawia wyżej od Boga i jego przykazań. Jest to bardzo niebezpieczne. Żaden nacjonalizm nie pozostawia miejsca dla drugiego narodu, tylko zawłaszcza je dla siebie. Tymczasem nie jesteśmy właścicielami ziemi, którą uważamy za naszą – jesteśmy jej użytkownikami. Bóg jest właścicielem ziemi. Dlatego dla nas drugi człowiek mieszkający na tej samej ziemi winien być bratem: czy to będzie Żyd, czy Ukrainiec, czy Rosjanin. Kierujmy się zasadą: patriotyzm – tak, nacjonalizm? nie!

Męczeństwo unitów w Pratulinie (Fot. santiebeati.it)Podstawowym partnerem dla naszego Kościoła, jeśli chodzi o wspólną Deklarację, jest Ukraiński Kościół Greckokatolicki. Czym dla księdza arcybiskupa jest ten Kościół, który w swoją historię ma wpisaną wielką kartę męczeństwa. Był też podstawowym czynnikiem tworzącym ukraińską tożsamość narodową?
Ukraiński Kościół Greckokatolicki jest częścią Kościoła katolickiego. W zasadniczych sprawach niczym się nie różnimy, poza liturgią. Bogactwo naszej wiary jest wspólne. My modlimy się liturgią rzymską, oni wschodnią. Kościół greckokatolicki jest przykładem tęsknoty za jednością z Kościołem powszechnym. Z tego się zrodził i trwa od setek lat…

Pełnych ofiar i prześladowań…
Tak, gdyż Kościół greckokatolicki był wierny pragnieniu jedności i zapłacił za to ogromną cenę męczeństwa. Wobec świętych ofiar męczenników trzeba zachować szczególny szacunek. Pamiętajmy, że sama Ukraina, beż żadnej winy, została skazana przez Stalina na wielki głód, co kosztowało życie milionów ludzi. Dlatego w stosunkach z Ukrainą nie możemy pamiętać tylko o zbrodni wołyńskiej. Naród ten ma olbrzymią kartę męczeństwa przedstawicieli wszystkich Kościołów. Kościół greckokatolicki nie miał prawa istnieć, podlegał eksterminacji. I mimo tej karty męczeństwa przeżył, wyszedł z prześladowań zahartowany i mocny duchowo.

Jakie skojarzenia wywołuje u księdza arcybiskupa Ukraińska Powstańcza Armia? Ukraińcy przywódcom UPA stawiają pomniki, czczą ich jako bohaterów narodowych, choć mieli krew na rękach. I tego nie możemy im wybaczyć.
Historia UPA jest historią wielkiego ukraińskiego dramatu. Oddziały tej armii inspirowane były przez ukraińskich nacjonalistów, którym się wydawało, że dążąc do niepodległości, mogą posunąć się do eksterminacji innych. Ta droga jest fałszywa. Winą za to nie wolno jednak obciążać całego narodu ukraińskiego, gdyż nie miał on żadnej wybranej reprezentacji, nie miał państwowości. Można obciążać poszczególnych ludzi, ugrupowania i nurty ideowe, przede wszystkim nurt skrajnego nacjonalizmu. Powtórzyć jednak trzeba jeszcze raz: Ukraińcy mają takie same prawo do wolności i niepodległości jak my Polacy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X