45 000 niewolników, czyli uwaga na profesorów!

45 000 niewolników, czyli uwaga na profesorów!

Edward Leedskalnin (Fot. gaizy.hubpages.com)Moc fali dźwiękowej
Jeśli ktoś z Państwa zacznie teraz chichotać, niech się może przedtem zastanowi nad czymś, co łączy obie owe niezwykłe opowieści. A więc i w Grecji i w Egipcie mamy podobne zjawisko. Pod wpływem fali dźwiękowej o odpowiedniej częstotliwości, na pewien moment zanika grawitacja i ogromne bryły skalne można przesuwać bez żadnego wysiłku.

Rozejrzyjmy się po świecie, czy gdzieś jeszcze napotkamy podobne opowieści. W końcu Egipt i Grecja leżą niedaleko siebie i Grecy mogliby sobie coś przyswoić od Egipcjan, a Egipcjanie od Greków.

W Ameryce Południowej, w Boliwii, Indianie Ajmara opowiadają, że 15000 lat temu, podczas budowy miasta Tiahuanaco, bóg Wirakocza, który to miasto budował, rozdał budowniczym specjalne trąby, na dźwięk których nawet ogromne bloki skalne o wadze około 100 ton przesuwały się same na teren budowy z kamieniołomów położonych od Tiahuanaco o 50 kilometrów!

No niech mi teraz ktoś udowodni, że Indianie dowiedzieli się o takim sposobie transportu kamiennych bloków od Greków, czy Egipcjan. Równie dobrze niech mi udowodni, że wiadomość poszła w drugą stronę, czyli od Indian do Egipcjan i Greków. Ale to nie koniec niezwykłości.

Na półwyspie Jukatan, w jego części należącej do Meksyku, znajduje się Uxmal, kompleks starożytnych świątyń i piramid. Majowie, którzy tam mieszkali twierdzili, że to nie oni wznieśli te budowle, ale jakiś obca rasa karłów, którzy wielkie bloki skalne na budowę przenosili przy pomocy gwizdów!

Jeszcze dalej, już naprawdę daleko, bo na wyspach Mikronezji znajduje się Nan Madol, ruiny kompleksu budowli megalitycznych, wykonanych z wielkich bloków bazaltu. Zbudowane zostały nie tak dawno. Mniej więcej w czasie naszej bitwy pod Grunwaldem. Jak twierdzą miejscowi, podczas budowy tego kompleksu, wielkie kamienie „latały po niebie jak ptaki”.

Jeśli kogoś drażnią takie nonszalanckie porównania, mam jeszcze dokument sporządzony przez szwedzkiego inżyniera Henrego Kjallsona, który spisał w roku 1950 relacje dwóch, całkowicie wiarygodnych osób, a mianowicie Szweda, doktora Jarla i Austriaka o nazwisku Linauer. Obaj panowie byli w Tybecie i obaj tam właśnie zetknęli się ze zjawiskiem kasowania grawitacji, a więc ciężaru wielkich kamiennych bloków przy pomocy dźwięków wydawanych przez pewien rodzaj instrumentów muzycznych.

Pan Linauer oglądał tam specjalnie do tego celu wykonany gong. Gong był ogromny, o średnicy około 3,5 metra, precyzyjnie wykonany z trzech różnych metali. Środek gongu był złoty, z czystego, miękkiego złota. Centralna złota tarcza objęta była pierścieniem wykonanym z żelaza, na zewnątrz zaś przebiegał pierścień wykonany z mosiądzu. Po uderzeniu w gong, powstawał bardzo niski, ale dziwnie przenikliwy dźwięk, który trwał zaskakująco krótko.

 

Koralowy Zamek i fragmenty muru ogrodzeniowego (Fot.nowaatlantyda.com)Drugi instrument, podobnie jak gong wykonany z trzech, tych samych metali, przypominał ogromną muszlę, długą na dwa metry i szeroką na metr. Ponad wklęśnięciem owej muszli przebiegały dwa pasma strun, tworzących postać litery V. Uderzane naprzemiennie oba pasma strun i gong wydawały serię krótkich, niskich dźwięków, które powodowały, że naprawdę wielkie kamienie można było podtrzymywać dosłownie jedną ręką.

Relacja doktora Jarla przedstawiała natomiast praktyczne wykorzystanie dźwięków do transportu dużych kamieni na wysokość około 250 metrów! Podczas wizyty w tybetańskim klasztorze, doktor Jarl został zaproszony przez mnichów do uczestnictwa w niesamowitym wprost happeningu.

Wszyscy razem udali się do miejsca zamkniętego przez stromy skalny klif, na którego ścianie, na wysokości 250 metrów widać było wejście do jakiejś dużej jaskini. Przed jaskinią znajdował się szeroki próg. Mnisi budowali tam mur odgradzający próg od urwiska. Na dole, jakieś 250 metrów od urwiska widać było osadzoną w ziemi szeroką i płaską płytę kamienną z zagłębieniem pośrodku. W zagłębieniu spoczywał przygotowany do wysłania kamień o wymiarach 1,5 x 1 x 1 metra.

Za kamieniem, w odległości około 60 metrów od niego, mnisi ustawili się łukowato, tworząc 1/4 obwodu koła.  Mieli ze sobą 13 bębnów i 6 bardzo długich trąb. Bębny, pozbawione dna, wycelowano prosto na leżący kamień. Podobnie też ustawiono trąby. Za każdym instrumentem stało dodatkowo około 10 mnichów. W pewnej chwili mnisi stojący w środku łuku zaczęli śpiewać, wybijając sobie takt na małym bębenku. Wtedy dołączyły się pozostałe instrumenty. Po czterech minutach wielki kamień leżący we wgłębieniu płyty zaczął drgać, wibrować i polatywać to z jednej, to z drugiej strony. Instrumenty wciąż grały, gdy nagle kamień, jak wystrzelony, poderwał się do góry i przyspieszając, poleciał wprost na skalną półkę przed jaskinią. W taki sam sposób mnisi wysłali na teren budowy muru, raz za razem, jeszcze wiele podobnych kamieni.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X