37 krzyżyków na szczęście il. z archiwum Oresta Onyśkiwa

37 krzyżyków na szczęście

Orest Onyśkiw z miejscowości Kosów na Przykarpaciu jako jeden z niewielu artystów na Ukrainie odlewa tradycyjne huculskie ozdoby – zgardy (rodzaj naszyjnika z odlewanych mosiężnych krzyżyków – Wikipedia).

Jeszcze przed kilkudziesięciu laty ilość metalowych krzyżyków na szyjach Hucułek świadczyła o ich zamożności i szczęściu. Obecnie ta metalowa ozdoba jest postrzegana jako swego rodzaju amulet.

– Odlać i wyrzeźbić według wszystkich tradycyjnych zasad zgardę nie każdy może – twierdzi Orest Onyśkiw. – Poza Huculszczyzną takie ozdoby są jedynie u Gruzinów, ale tam wyrabiane są z agatu. Wyrabiać tradycyjne huculskie krzyżyki nauczyłem się w młodości. Tę sztukę przekazał mi mój dziadek, znany mistrz wyrobów mosiężnych, odlewnik i garbarz skór Roman Strynadiuk.

il. z archiwum Oresta Onyśkiwa

To dziadek przyuczył wnuka do tej tradycyjnej huculskiej sztuki. Zrobił to w bardzo prosty sposób – poprosił 14-letniego chłopaka by mu pomógł. Za pomoc płacił, chłopak zaś chciał mieć swoje pieniądze w kieszeni, aby dziewczęta częstować lodami, a i sobie czasem coś kupić. Obecnie sam artysta twierdzi, że takie sprytne podejście dziadka określiło jego dalszy los – kontynuuje dzieło dziadka.

Chłopak studiował w Instytucie Sztuki Użytkowej w Kosowie na wydziale „Obróbka metali”. Obecnie jest artystą nie tylko utalentowanym, ale też dyplomowanym.

– Jak Pan zaczął robić krzyżyki? – zapytuję.

– Wszystko to bardzo proste – odpowiada artysta. – Widziałem jak robi je dziadek i zacząłem próbować sam. Dziadek jeździł po Huculszczyźnie, rozmawiał ze starszymi ludźmi. Ci pokazywali mu swoje ozdoby. Wiele czasu spędzał też w muzeach i tam pozwalano mu szkicować interesujące go eksponaty. Tak zaczął robić zgardy według starych wzorów i nowe, autorskie.

– Jakie znaczenie mają te krzyżyki? – interesuję się dalej.

Artysta twierdzi, że choć brzmi to paradoksalnie, ale krzyże na zgardach mają pochodzenie przedchrześcijańskie, bowiem znak krzyża znany był od dawien dawna. Dlatego te krzyże mają formę swastyki – aryjskiego symbolu nieskończoności, znaków słonecznych. Jest i tzw. „krzyż maltański”. Krzyżyki nawleka się na rzemyk, sznurek lub miedziany drucik. Ozdoby mogą mieć jeden dwa i więcej rzędów. Pomiędzy krzyże wstawia się miedziane rurki lub spiralki, które Huculi nazywają „peremyżki”. Sznury z krzyżykami zapinane są od tyłu na zapięcia – czepragi, które również są dekorowane ażurowym ornamentem lub karbowane. Jest to swego rodzaju haczyk i pętelka.

il. z archiwum Oresta Onyśkiwa

Tworzenie zgardy jest procesem trwałym. Najpierw artysta tworzy szkice poszczególnych krzyżyków. Potem produkuje matryce według szkiców i wypełnia je roztopionym mosiądzem. Po ostygnięciu wyjmuje z matrycy i obrabia krzyżyk, dekoruje go i karbuje. Takie krzyżyki nawleka na sznury – i ozdoba gotowa. Na wytworzenie jednej zgardy Orest potrzebuje około 2-3 tygodni. Do odlewania krzyżyków wykorzystuje miedź lub mosiądz. Po II wojnie światowej, gdy na Huculszczyźnie nie było tych surowców, krzyżyki produkowano z łusek po nabojach. Tego „dobra”, na szczęście, nie brakowało. Czasem artysta ma zamówienia na odlanie krzyżyków ze srebra lub złota, lecz zamówień tych nie wykonuje, twierdząc, że nie byłaby to tradycyjna huculska ozdoba.

– Ilość krzyżyków w jednej zgardzie, według tradycji, zawsze powinna być nieparzysta: od 3 do 37 – wyjaśnia artysta. – Proszę sobie wyobrazić, jak ciężko jest nosić tego rodzaju ozdobę. Ale czego się nie zrobi, by pięknie wyglądać? Produkowane obecnie ozdoby mają przeważnie od 9 do 17 krzyżyków, a każdy ma od 2 do 4 mm grubości.

Tradycją na Huculszczyźnie jest obdarowywanie zgardami dziewczynek od 6 roku życia. Jest też ładna tradycja – darować taką ozdobę z okazji Pierwszej Komunii św.

Według Oresta Onyśkiwa, turyści z zagranicy, w tym i z Polski, bardzo chętnie kupują takie ozdoby.

– Dla wielu moich kupców i klientów zgarda jest nie tylko ozdobą – jest swego rodzaju talizmanem – podsumowuje artysta. – Bo w każdej zgardzie pradawne znaki mają potężną siłę, a łączy się z tym również moja dobra i pozytywna energia i, naturalnie, moc Gór Karpackich.

Sabina Różycka
Tekst ukazał się w nr 12 (352), 29 czerwca – 16 lipca 2020

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X