Książki na Gwiazdkę

Książki na Gwiazdkę

Przeważnie przed Świętami Bożego Narodzenia wzrasta sprzedaż książek, uważamy bowiem, że książka to świetny prezent, który przynieść może wiele radości obdarowanej osobie.

Z sondaży wynika, że ponad 40 % Polaków kupi swoim najbliższym książkę w prezencie pod choinkę. Co zatem przygotowały polskie wydawnictwa w swojej ofercie zimowej dla miłośników literatury?

Warto po pomyśleć o zakupieniu którejś z powieści tegorocznego noblisty, francuskiego pisarza – Patricka Modiano. Prócz znanych wcześniej w Polsce powieści takich jak „Ulica ciemnych sklepików”, „Zagubiona dzielnica”, czy „Nawroty nocy”, czytelnik ma do wyboru nowe przekłady i nowe wydania Znaku („Nawroty nocy” i „Willa Triste”), Wydawnictwa Sonia Draga („Perełka”), czy Państwowego Instytutu Wydawniczego („Przyjechał cyrk”, „Zagubiona dzielnica”). Francuski prozaik został wyróżniony prestiżową nagrodą m.in. za „za sztukę pamięci i dzieła, w których uchwycił najbardziej niepojęte ludzkie losy i odsłaniał świat czasu okupacji”. A jego książki posiadają niezwykłą aurę i wywołują w czytelnikach pełen zadumy, nastrojowy stan.

Inną ciekawą propozycją, wybraną z całego oceanu ofert różnorodnych wydawnictw, zdaje się być książka Mariusza Urbanka „Genialni. Lwowska szkoła matematyczna” (Wydawnictwo Iskry). Jest to historia Stefana Banacha, Hugo Steinhausa, Stanisława Ulama, Stanisława Mazura, Antoniego Łomnickiego i innych uczonych, którzy w latach międzywojennych tworzyli tzw. lwowską szkołę matematyczną – historia geniuszu, rywalizacji, sławy, burzliwe losy zakończone gwałtownie w trakcie II wojny.

Z kolei, dla zainteresowanych historią medycyny ciekawą publikację przygotowało Wydawnictwo RM – „Jak dawniej leczono, czyli plomby z mchu i inne historie”. Książka pełna czarnego humoru i makabrycznych, acz śmiesznych anegdot o lekarzach, uczonych, studentach medycyny i ich zajęciu – zwalczaniu chorób.

Jedną z najważniejszych nowości polskiej prozy minionej jesieni była książka Magdaleny Tulli „Szum” wydana przez krakowski Znak. Podobnie jak poprzednia powieść autorki – „Włoskie szpilki”, „Szum” jest mocno autobiograficzny i również występuje w nim dziecięca bohaterka opowiadana przez dojrzałą narratorkę. Temat nie jest może nowy ani nowatorsko opowiedziany – niemożność przystosowania się do życia w szarzyźnie PRL-owskiej rzeczywistości i portret pierwszego pokolenia po Holocauście, dzieci ocalonych i ich trudnych relacjach z emocjonalnie niedostępnymi rodzicami. Ale jest to książka piękna, wzruszająca i świetnie napisana.

Nakładem Wydawnictwa Literackiego ukazały się „Księgi Jakubowe” Olgi Tokarczuk – ogromna, licząca tysiąc stron powieść historyczna, łącząca źródła w postaci listów, dokumentów, pamiętników z fikcją. Opowiada ona między innymi o sekcie frankistów, żydowskiej grupie religijnej – wyznawców Jakuba Franka z barwną i intrygującą historią I RP w tle.

Do poczytania, dla wytrawnych, wymagających miłośników książek dobrą propozycją będzie „Wschód” Andrzeja Stasiuka. Niezwykle liryczny zapis podróży w przestrzeni i czasie. Stasiuk podjął próbę uchwycenia fenomenu Wschodu, próbę przedstawienia go przez pryzmat myślenia zachodnioeuropejskiego, z całym sztafażem temu myśleniu przypisanym – od zachwytu po strach, od tęsknoty po niezrozumienie. „Wschód” to piękny (i też pięknie wydany) zapis mentalności i podróży po różnych, ale jednak podobnych światach.

To tylko subiektywny wybór interesujących książkowych propozycji. Zawsze znajdzie się jakaś osoba, która ucieszy się z książkowego prezentu.

Żanna Komar, Julia Bogdanowa
Secesja we Lwowie
Wydawnictwo Wysoki Zamek
Kraków 2014
Książka „Secesja we Lwowie” nie jest zwykłym albumem o architekturze. Jest pierwszą bardzo poważną próbą zmierzenia się z artystycznym zjawiskiem jakim jest secesja we Lwowie. Zabytki te swoją unikalność zawdzięczają wybitnym architektom związanym z Politechniką Lwowską. Przykładem wyjątkowego charakteru tej architektury jest zdobnictwo zaczerpnięte ze stylu zakopiańskiego czy Huculszczyzny. O naszym projekcie napisał prof. Jacek Purchla: Lwowska secesja to jeden z najbardziej znakomitych i dobrze zachowanych a przy tym najmniej znanych zespołów architektonicznych Europy Środkowej początku 20 wieku. W moim głębokim przekonaniu secesyjna architektura Lwowa stanowić powinna jeden z najważniejszych rozdziałów w historii architektury zarówno polskiej, ukraińskiej jak i ogólnie europejskiej, a tak do tej pory nie jest.

W książce przedstawiono 53 obiekty, ponad 250 kolorowych zdjęć i wiele oryginalnych, archiwalnych ilustracji i planów. Autorami tekstu są dwie znakomite badaczki: Żanna Komar (Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków) oraz Julia Bogdanowa z wydziału architektury Politechniki Lwowskiej. Autorem większości zdjęć współczesnych jest ukraiński fotograf Sergej Tarsow oraz Katarzyna Łoza (lwow.info), Ołeksandr Nowicki, Jacek Tokarski. Za projekt książki odpowiedzialna jest Emilka Bojańczyk ze studia podpunkt.pl

Prof. Jacek Purchla: Książka ma charakter popularnonaukowy. To wydaje mi się bardzo istotne. Praca w takiej formie ma szanse trafić do szerokiego grona odbiorców po obydwu stronach granicy. Taka edycja ma szansę nie tylko na spopularyzowanie lwowskiej secesji jako zjawiska, ale także może przyczynić się do działań na rzecz ochrony wielu cennych zabytków przed dewastacją i wolna „gospodarka rynkową”.

Książka dwujęzyczna – tekst w językach polskim i angielskim.

Książka ukazała się we współpracy z Kolegium Europy Wschodniej im. Jana Nowaka Jeziorańskiego we Wrocławiu i jest dofinansowana ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Olga Tokarczuk
Księgi Jakubowe
Wydawnictwo Literackie
Kraków 2014
Rok 1752. Do Rohatyna na Podolu przybywają kasztelanowa Katarzyna Kossakowska i towarzysząca jej poetka Elżbieta Drużbacka. Jednym z gości na powitalnej kolacji jest miejscowy proboszcz Benedykt Chmielowski, autor pierwszej polskiej encyklopedii. Ksiądz i poetka, osoby rozmiłowane w księgach, szybko znajdują wspólny język – rozpoczynają rozmowę, którą później kontynuować będą w listach.

Nieco później, także na Podolu, pojawia się młody, przystojny i charyzmatyczny Żyd – Jakub Lejbowicz Frank. Tajemniczy przybysz z odległej Smyrny zaczyna głosić idee, które szybko dzielą społeczność żydowską. Dla jednych heretyk, dla innych zbawca już niebawem ma wokół siebie krąg oddanych sobie uczniów, zaś wywołany przezeń ferment może odmienić bieg historii.

Niemal tysiąc stron, kilkadziesiąt wątków i postaci – Księgi Jakubowe imponują literackim rozmachem, wielością poziomów i możliwych interpretacji. Olga Tokarczuk pełnymi garściami czerpie z tradycji powieści historycznej, poszerzając jednocześnie jej granice gatunkowe. Z ogromną dbałością o szczegóły przedstawia realia epoki, architekturę, ubiory, zapachy. Odwiedzamy szlacheckie dwory, katolickie plebanie i żydowskie domostwa, rozmodlone i zanurzone w lekturze tajemniczych pism. Na oczach czytelników pisarka tka obraz dawnej Polski, w której egzystowały obok siebie chrześcijaństwo, judaizm, a także islam.

Księgi Jakubowe to nie tylko powieść o przeszłości. Można ją czytać również jako refleksyjne, momentami mistyczne dzieło o samej historii, jej zakrętach i trybach, które decydują o losach całych narodów. To właśnie w połowie XVIII wieku, u progu Oświecenia i przed rozbiorami, wybitna pisarka poszukuje odpowiedzi na pytania o dzisiejszy kształt naszej części Europy.

Andrzej Stasiuk
Wschód
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2014
Najnowsza książka Andrzeja Stasiuka to niezwykły zapis podróży na Wschód – podróży we wspomnienia do obrazów z dzieciństwa spędzanego u dziadków na Podlasiu i podróży tam, skąd wyszły oddziały Czyngis-chana, tam, gdzie historia jest jak geologia i tektonika: nieunikniona, nieprzewidywalna, miażdżąca, tam, gdzie lucyferycznym blaskiem świeci nowa potęga – do Rosji, Chin i Mongolii. To próba uchwycenia cienia Wschodu, który na nas pada. Opowieść o tęsknocie, pragnieniu i strachu. I o tym, jak umyka przestrzeń, a powraca pamięć.

„Utkany ze skrawków pamięci „Wschód” to dla mnie jedna z najbardziej poruszających opowieści o naturze istnienia, sensie trwania i pogodzeniu z Losem. To opowieść nie tyle o Rosji czy Wschodzie, ile o tajemnicy duszy, Twojej, mojej, ulepionej z mgnień, przeczuć, skrawków wspomnień, utkanej z przeszłości, z tego, co zafundowali nam inni, którzy byli przed nami” – pisał na portalu xiegarnia.pl Piotr Brysacz, a Dariusz Nowacki na stronie wyborcza.pl dodaje „to książka wyjątkowo pożywna – mnóstwo tu spraw, o których warto pomyśleć bądź je samodzielnie dopowiedzieć. Pod koniec – wskazuję na jedno z intelektualnych poruszeń – pojawia się litania loretańska do komuny. To wielka tajemnica, do której Stasiuk ledwie się zbliżył. Jak był możliwy ten zdumiewający sojusz, jak ludowy katolicyzm splótł się z komunistyczną retoryką? Wolno się spodziewać, że pisarz do tej sprawy kiedyś wróci. Tymczasem cieszmy się «Wschodem»” – mądrym i okazałym”.

Mariusz Urbanek
Genialni. Lwowska szkoła matematyczna
Wydawnictwo Iskry
Warszawa 2014

„Genialni”. Polscy matematycy ze Lwowa
Polacy nie są dumni z Lwowskiej Szkoły Matematycznej, ponieważ przeważnie nic o niej nie wiedzą – uważa MARIUSZ URBANEK, autor książki „Genialni”, w której opowiada o losach uczonych, m.in. Stefana Banacha, Hugo Steinhausa i Stanisława Ulama. – Dorobek Lwowskiej Szkoły Matematycznej uznawany jest dzisiaj za najważniejszy wkład nauki polskiej w gmach nauki światowej, jest wykorzystywany w ekonomii, teorii gier, metodach strategii rozwojowych. W swojej opowieści chciałem pokazać, że za tymi osiągnięciami stali wspaniali ludzie, cudowni indywidualiści, którzy, każdy na swój sposób, stawili czoła historii XX wieku – mówi w rozmowie z Agatą Szwedowicz (PAP) autor książki Mariusz Urbanek.

PAP: Czym była Lwowska Szkoła Matematyczna?
Było to grono ludzi, którzy spotkali się w szczególnym miejscu i czasie – po I wojnie światowej we Lwowie – i byli szczególnie utalentowani. Możemy tu mówić o roli przypadku, albo ingerencji sił wyższych, które spowodowały rozbicie się wtedy nad Lwowem bańki z geniuszem matematycznym i umiejętnościami współpracy. Ci matematycy pracowali zupełnie inaczej, niż zazwyczaj wyobrażamy sobie pracę na uczelni, gdzie samotnicy siedzą zamknięci w gabinetach. Matematycy ze Lwowa siedzieli najczęściej w kawiarni lub w knajpie sącząc wino lub koniak. Po upływie niemal stu lat o ich osiągnięciach można przeczytać we wszystkich encyklopediach.

Kto tworzył tę szkołę?
Była to grupa ponad dwudziestu uczonych. Filarami mojej opowieści uczyniłem czterech z nich uznawanych za najważniejszych z tej grupy. Ten wybór pokazuje też, jak różne osobowości spotkały się w Lwowskiej Szkole Matematycznej i jak różne były ich drogi życiowe.

Weźmy Hugo Steinhausa, który był niejako ojcem założycielem tej grupy i Stefana Banacha, uznawanego za najważniejszego jej przedstawiciela. Steinhaus pochodził z bogatej żydowskiej rodziny adwokatów i polityków, był zamożny i najbliższy naszym wyobrażeniom o postaci profesora. Uporządkowany, wręcz pedantyczny, surowy wobec studentów, jedyny chyba abstynent w tym gronie.

W przeciwieństwie do Stefana Banacha, który za kołnierz nie wylewał. Banach był nieślubnym dzieckiem niepiśmiennej góralki, wychowywanym przez praczkę z Krakowa, nigdy nie skończył studiów, choć jego nazwisko wymieniane jest dziś obok Euklidesa i Pitagorasa. Inny matematyk ze Lwowa – Stanisław Ulam – podczas II wojny światowej trafił do grona kilkudziesięciu najwybitniejszych uczonych swoich czasów, którzy w USA pracowali nad konstrukcją bomby atomowej. Czwarty filar szkoły – Stanisław Mazur – był z kolei jeszcze przed wojną ideowym komunistą.

Najbardziej wyrazistą postacią tego środowiska był jednak Stefan Banach.
Steinhaus mawiał, że jego najważniejszym wkładem w naukę jest „odkrycie” Banacha. Trafił na diament, ale też zrobił wszystko, aby umożliwić mu karierę. Wiedział, że Banach nie skończył studiów a pokonywanie formalnych wymogów kariery akademickiej nie leży w jego charakterze. Steinhaus postarał się więc nagiąć przepisy, przekonał ministra, że Banacha trzeba potraktować w sposób specjalny, że zasługuje on na posadę na uczelni mimo ukończonych zaledwie dwu lat studiów.

Jak stawiający opór regułom akademickim Banach zrobił doktorat?
Posadę asystenta na Politechnice Lwowskiej dostał dzięki protekcji Steinhausa. Postawiano jednak warunek, że w ciągu roku przedłoży pracę doktorską. Udało mu się tego dokonać w pół roku, ale w dość szczególny sposób. Zatroskani o los Banacha opiekunowie przydzielili mu asystentów, którzy chodzili za nim i notowali jego myśli i pomysły, twierdzenia i dowody.

Banach jedynie zaakceptował spisaną już rozprawę doktorską. Aby doprowadzić go przed komisję egzaminacyjną użyto fortelu – pewnego dnia poinformowano Banacha, że w sekretariacie czeka na niego grono panów w Warszawy, którzy mają do rozwiązania jakiś ciekawy problem matematyczny. Tak właśnie odbyła się publiczna obrona rozprawy doktorskiej Stefana Banacha.

Banach był antytezą potocznych wyobrażeń o matematykach.
Był profesorem już w wieku 30 lat, przystojny, lubił się bawić i tańczyć, zdarzało się, że na wykłady przychodził prosto z balu. Przedwojenny Lwów był oburzony zachowaniem profesora Banacha, który potrafił pokazać się na mieście w koszuli z krótkim rękawem, nosił garnitur bez kamizelki i miał plebejskie upodobania: wolał mecz Pogoni Lwów od koncertu w filharmonii. Kiedy zamykano kawiarnię, a on czuł potrzebę dalszych rozmyślań przy kielichu, udawał się na dworzec, gdzie piwo serwowano całą dobę. Trzeba dostrzec wielkość środowiska Uniwersytetu Jana Kazimierza, że mimo wszystko Banacha akceptowano, pozwolono mu rozbłysnąć.

Szkocka była eleganckim lokalem?
To była kawiarnia, ale z alkoholem, a właściciel był otwarty na kredytowanie biesiad. W latach 20. przychodzili tam pisarze, dziennikarze, studenci, wykładowcy. Wśród nich wyróżniali się matematycy, którzy mieli własny stolik. Przy kawie, koniaku i winie matematycy w Szkockiej rozmawiali o matematyce bazgrząc ołówkiem na marmurowym blacie stolika.

Mnóstwo ważnych zapisków padło ofiarą gorliwości sprzątaczki zanim dziekan Łomnicki poprosił właściciela Szkockiej, aby nie zmywać stolika, aż przyjdą studenci i spiszą cenne bazgroły. Tak się działo aż do przełomowego dla Lwowskiej Szkoły Matematycznej dnia 17 lipca 1935 roku, gdy Łucja Banach zakupiła za 2 zł. 50 groszy 100-kartkowy zeszyt w szarej marmurkowej okładce. W annałach historii matematyki zapisał się on jako Księga Szkocka. Obsługa kawiarni udostępniała ją matematykom do zapisków. Przez kilka lat w zeszycie zapisywano rzeczy bardzo różne – pomysły, teorie, ale też zadania, przy których pozostawiono miejsce na rozwiązanie.

Ustanawiano też nagrody za ich rozwiązanie.
Od kawy, piwa lub kilku piw, wina, obiad w Genewie, po żywą gęś. Taką nagrodę ustanowił na przykład Stanisław Mazur, a jego zadanie zostało rozwiązane po 36 latach, w 1972 roku przez szwedzkiego matematyka Pera Enflo. Mazur dotrzymał słowa. Szwed przyjechał do Polski i w świetle kamer odebrał z jego rąk żywą gęś w pięknym koszu.

Ówczesne przepisy celne zakazywały przewożenia żywych zwierząt, więc gęś straciła życie, została przyrządzona i zjedzona przez wybitnych matematyków w Warszawie. Do dziś nie wszystkie zagadnienia postawione w Księdze Szkockiej doczekały się rozwiązania, ale jej autorzy nie żyją, więc nie ma co czekać na kolejne nagrody.

Co się stało z Księgą?
Ostatni wpis jest z maja 1941 roku, zrobiono go na kilka tygodni przed wkroczeniem Niemców do Lwowa. Księga Szkocka przetrwała w rękach rodziny Banacha, po wojnie trafiła do Wrocławia. Karierę światową zrobiła dopiero wtedy, gdy Steinhaus skopiował ją i przesłał do Ameryki. Tam Ulam odbił ją w 300 egzemplarzach i rozesłał po całym świecie. Dopiero wtedy uświadomiono sobie, jakie to jest fenomen, jaki bagaż intelektualny ta księga niesie. Została opublikowana na Zachodzie, w Polsce ukazały się tylko fragmenty.

Złoty okres Lwowskiej Szkoły Matematycznej zakończył się we wrześniu 1939 roku. Co było dalej?
Ulam pozostał w USA, gdzie wyjechał przed wojną i całe szczęście, bo był pochodzenia żydowskiego. Był jednym z konstruktorów bomb, które spadły na Hiroszimę i Nagasaki.

Kiedy Lwów zajęli Sowieci uniwersytet zmienił nazwę, ale matematycy zachowali swoje stanowiska, mogli prowadzić zajęcia po polsku. Nie przeszkadzano im uprawiać nauki, nie buntowali się więc, z czego niektórzy czynią im zarzut. Kiedy wkroczyli Niemcy uczelnię zamknięto. Kilku matematyków zamordowano w nocy z 3 na 4 lipca 1941 roku, razem z wieloma innymi lwowskimi naukowcami, w kilku następnych dniach zginęły następne osoby ze Lwowskiej Szkoły Matematycznej.

Steinhaus zdobył metrykę chrztu i ukrywał się pod Jasłem. Ukrywał się też Mazur, jako komunista i zdeklarowany antyfaszysta. Banach, jak wielu innych lwowskich uczonych, znalazł zatrudnienie w instytucie Rudolfa Weigla, gdzie produkowano na potrzeby niemieckiego wojska szczepionki na tyfus. Weigl, Austriak, próbował ratować lwowskich uczonych, artystów, pisarzy, także studentów. Praca w instytucie zapewniała bezpieczeństwo, ale polegała na karmieniu wszy. Karmiciele codziennie spędzali około godziny z przymocowanymi do ud kilkudziesięcioma klateczkami z 50 owadami każda. Wszy piły krew, a karmiciele rozmawiali. Tak jak w Szkockiej w sali karmicieli był stolik matematyków, był stolik dla humanistów…

A po wojnie?
Stefan Banach zmarł na raka płuc w sierpniu 1945. Od młodości palił po kilka paczek papierosów dziennie, na uczelni wiadomo było, że gdzie unosi się chmura dymu, tam trzeba szukać Banacha. Mazur, przedwojenny komunista, przez pierwsze lata po wojnie angażował się politycznie, był członkiem Związku Patriotów Polskich, posłem na Sejm, z pracy na Uniwersytecie Warszawskim zrezygnował w 1968 w proteście przeciwko rozpętanej wówczas antysemickiej nagonce. Steinhaus pracował m.in. w PAN.

Czy można laikom przybliżyć, czym zajmowali się matematycy lwowscy?
To jest trudne do zrozumienia dla osób bez przygotowania. Dorobek Lwowskiej Szkoły Matematycznej uznawany jest dzisiaj za najważniejszy wkład nauki polskiej w gmach nauki światowej, jest wykorzystywany w ekonomii, teorii gier, metodach strategii rozwojowych. W swojej opowieści chciałem pokazać, że za tymi osiągnięciami stali wspaniali ludzie, cudowni indywidualiści, którzy, każdy na swój sposób, stawili czoła historii XX wieku.

Iwona Boruszkowska
Tekst ukazał się w nr 23-24 (219-220) za 19 grudnia 2014 – 15 stycznia 2015

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X