Reporter powinien poznawać świat wszystkimi zmysłami

Reporter powinien poznawać świat wszystkimi zmysłami

Ukazała się książka Jacka Hugo-Badera pt. „Biała Gorączka” w przekładzie na język ukraiński Ostapa Slywyńskiego.

Jest to zbiór reportaży ze świata marginesu społecznego b. Związku Radzieckiego (Moskwy, azjatyckiej części Rosji, Donbasu, Krymu, Naddniestrza). Z miłośnikami literatury faktu reportażysta Gazety Wyborczej spotkał się w Kijowie, Doniecku i Lwowie. 

Jest to książka, której nie można czytać i której nie można nie czytać
„Usłyszałem to od swej znajomej, chyba jednej z pierwszych czytelniczek ukraińskiego tekstu, – opowiada Ostap Slywyński, ukraiński poeta, tłumacz i krytyk literacki. – Bardzo ciężko mi było zacząć tłumaczyć „Białą Gorączkę”, zmusić się do wejścia w ten świat. Świat ciężki i pełen zła. Zła, które nie jest po prostu nieobecnością dobra. Zła, które rzeczywiście w świecie istnieje. Zło rozlewa się po tej książce i przenika w życie prawie wszystkich jej bohaterów. Kiedy już tam jesteś, ciężko jest wrócić do siebie. Jak już wciągnąłem się w przekład, ciężko mi było nawet po prostu pójść na spacer. Jest to bardzo potrzebne, chociażby po to, by przewietrzyć myśli. Książka wymaga tego od czytelnika. Jest bardzo nasycona, przepełniona głębokim tragizmem”.

„Jest to opis postsowieckiej rzeczywistości w perspektywy osoby z Zachodu, człowieka zdolnego pojąć to wszystko ponieważ sam już coś podobnego doświadczył, – komentuje „Białą Gorączkę” Hugo-Bader. – Jest to opowieść o Rosji, której Rosjanie wolą nie znać. Książka nie została przetłumaczona na język rosyjski, choć miałem taką umowę z wydawnictwem „Komsomolska Prawda”. Jednak ktoś przetłumaczył na język rosyjski i puścił w sieci tekst „Bomżycha”, który ukazał się wcześniej w Gazecie Wyborczej. Mnóstwo ludzi go przeczytało.

„Dlaczego zająłeś się tym tematem? Przecież jechałem z Moskwy do Berlina i przez okno pociągu zobaczyłem na Dworcu Centralnym w Warszawie takich bomżów, że miałbyś co robić przez dziesięć lat. Dlaczego poniewierasz naszą rosyjską ojczyznę?” – pisał jeden z uczestników dyskusji. Wieszali na mnie psy tylko dlatego, że się zająłem tym tematem. Dlatego, że tak strasznie naturalistycznie to opisałem. No bo inaczej się nie da. Rosjanie doskonale znają prawdę o sobie. Nie chcą żeby Polak o tym pisał. Niech by jeszcze Amerykanin pisał. No Niemiec niech pisze. Ale nie Polak, albo nie Estończyk, a Gruzin – to już na pewno nie, z pewnością Ukrainiec też nie. Uwielbiam Rosjan, ale to są ludzie, którzy całe życie żyli w wielkim mocarstwie i którzy uważają, że rozmiar ma znaczenie. Co wolno wielkiemu, małemu nie wolno”.

Spotkanie z Hugo-Baderem okazało się prawdziwym wykładem ze sztuki reportażu. Prezentując książkę, opowiadając o swej pracy, polski dziennikarz wplatał w legendę elementy posiadające bardzo ważne znaczenie dydaktyczne, zwłaszcza dla początkujących dziennikarzy. Było to zarazem omówienie fenomenu, jakim jest reportaż.

Autor przekładu „Białej Gorączki” na język ukraiński Ostap Slywyński i Jacek Hugo-Bader  (Fot. Julia Łokietko)

Pierwsza wizyta w Rosji. Materiał o Michaile Kałasznikowie i grzech śmiertelny reportera
To było bardzo traumatyczne przeżycie. Był rok `93. Skończyłem PRL-owską szkołę, w której język rosyjski był przedmiotem obowiązkowym. Paradoksalnie – im bardziej nas go uczyli, tym mniej go znaliśmy. Później uczyłem się języka rosyjskiego żyjąc wśród Rosjan – błyskawicznie wchodzi do głowy. Wtedy fatalnie mówiłem po rosyjsku, a Kałasznikow „głuchy jak pień”.

Nasza rozmowa trwała bardzo krótko. To była straszna rozmowa nie tylko dlatego, że nie mogliśmy się dogadać. Miałem pytania wypisane na kartce, okropne. Popełniłem szereg błędów psychologicznych. To był pierwszy Rosjanin, z którym rozmawiałem w życiu. Pierwszy okupant, który wpadł w moje ręce. Musiałem go rozerwać na strzępy i tak też zrobiłem. No a to oczywiście jest grzechem śmiertelnym reportera. Naszym za daniem jest słuchanie i pomaganie bohaterowi, żeby mu się lekko mówiło, a ja zrobiłem wszystko, by mu było trudno. Wygarnąłem mu cały żal zasranej młodości, zasranej historii, którą miałem za plecami – swojej własnej, moich rodziców, dziadków, tego wszystkiego, co w Polsce się stało po wojnie. Ale kogo to naprawdę obchodzi? Przecież tego w tekście nawet nie było. Po co to zrobiłem? Bez sensu, naprawdę.

Wyrzucił mnie po dwóch godzinach. A ten człowiek jest żywą historią. Mogłem z nim siedzieć dwa tygodnie i on miałby co mówić. Zmarnowałem temat, chociaż w pracy nikt tego nie zauważył. Wszyscy mi gratulowali, że dopadłem takiego człowieka i go odpytałem. Ale w duszę mu nie zajrzałem! 

Reporter, który nie ma szczęścia, nie ma czego szukać w zawodzie
Pewnego razu wpadł mi do rąk „Reportaż z XXI wieku”. Dziennikarze rosyjskiego pisma „Komsomolska Prawda” opisują w tej książce jak będzie wyglądał Związek Radziecki za 50 lat. Dzieło powstało w 1957 r. Jak pojechałem do Moskwy, zacząłem badać tę sprawę. Okazało się, że prawdopodobnie idea powstania książki zrodziła się 9 marca, ok. godz. 13:00. Dokładnie wtedy, kiedy się urodziłem.

Pomyślałem, że zrobię sobie prezent urodzinowy – przejadę szlakiem bohaterów tej książki i zobaczę na ile autorom udało się przewidzieć przyszłość. Mieli podróżować kosmolotami… Wymyśliłem sobie, że powinienem podróżować tak, jak obecnie podróżuje się po Rosji. Kupiłem w Moskwie „UAZika” i postanowiłem nim przejechać kraj do Władywostoku, ruchem konika szachowego, po tematach, które już miałem wymyślone.

Później wszystko rodziło się samo. Główny temat, czyli reportaż pt. „Biała Gorączka”, wpadł mi w ręce przypadkowo. W Moskwie spotkałem kobietę, która w cztery minuty opowiedziała mi swoją historię. Czasami reporter musi szybko chwytać i oceniać materiał. Błyskawicznie postanowiłem, że za parę miesięcy pojadę do niej te kilka tysięcy kilometrów na Sybir. „Ty wiesz ilu ludzi mi już to obiecało, a żaden nie przyjechał?” – powiedziała. No, a ja przyjechałem i powstał tekst.

Bardzo ważne, by reporter miał szczęście. Moja szefowa w dziale reportażu Gazety Wyborczej powiedziała, że reporter, który nie ma szczęścia, nie ma czego szukać w zawodzie. Szczęście musi ci pomagać. Jak reporter kogoś szuka, to musi go znaleźć. To nie jest przeznaczenie albo szczęście, które przychodzi do ciebie z kosmosu. Szczęście jest wypadkową nakładu pracy i determinacji.

Od 20 lat jeżdżę do Rosji i naprawdę wcale nie jest łatwo mnie zaskoczyć. W życiu widziałem już prawie wszystko. W podróży jednak każda chwila cię zadziwia. Strasznie łatwo się zaprzyjaźniam i to jest dla mnie największą zapłatą w tym zawodzie. Uwielbiam poznawać ludzi. To bardzo boleśnie zabrzmi – nasze znajomości są bardzo intensywne, ale bardzo krótkotrwałe.

Czytelnicy widzą moją bliskość z bohaterami – ludźmi, których spotykam. Pytają, czy nie jest mi żal. To rzeczywiście wygląda jak nieudane małżeństwo – wykorzystasz i porzucasz. To jest wpisane w zawód. Co się zdążę w kimś zakochać, to już muszę go opuścić. Ale za to nasze znajomości są takie intensywne, że można nożem kroić.

„Biała Gorączka” w przekładzie na język ukraiński Ostapa Slywyńskiego

Jedną z taktyk reporterskich, jakie praktykuje Jacek Hugo-Bader, jest reportaż wcieleniowy
Nie jest łatwe uprawianie tego gatunku reportażu. Przestajesz być sobą, wchodzisz w cudzą skórę, jesteś kimś innym. Wielu dziennikarzy nie szanuje tego gatunku. Uważa, że jest robiony dla hecy, że reporter stara się siebie lansować. Oczywiście, tak byłoby, gdyby ktoś zajmował się tylko tym, ale to jest niemożliwe.

Pracowałem wcieleniowo może pięć razy w swoim życiu. Z przyjemnością trzy razy wcielałem się w rolę bezdomnego – dwa razy w Polsce, raz w Moskwie. W Polsce zrobiłem to bardzo radykalnie, tzn. na miesiąc poszedłem w miasto zupełnie bez niczego. Jedyne co miałem, to dyktafon, bo mam dziurawą głowę i muszę wszystko notować.

Reporter powinien poznawać świat wszelkimi możliwymi zmysłami. Poza tym, że słucha, patrzy, to też powinien spróbować na własnej skórze jak to smakuje. Jak to jest, kiedy zjesz tylko tyle, ile uda ci się wyżebrać? A ile ci się uda wyżebrać? Kto ci lepiej powie, jak sam nie spróbujesz? Każdy może cię okłamać.

Wydaje nam się, że bezdomni to lenie i nieroby. Nie wyobrażacie sobie jak ciężkie jest życie bezdomnego, jak ciężką jest praca żebraka, jak zimne są płyty chodnikowe, na których siedzisz. Jak to jest z zapachem, kiedy nie myjesz się przez miesiąc? Czy można go znieść? Przecież to jest nie do wytrzymania, przecież po miesiącu człowiek śmierdzi. W pewnym momencie po prostu przestajesz czuć. Na jakiej zasadzie? Dlaczego przestajesz czuć swój własny smród? Tego wszystkiego nie dowiesz się, jeśli nie zasmakujesz. Staram się to tłumaczyć kolegom po fachu, czasem znanym polskim reporterom.

Reportaż wcieleniowy to ważny gatunek dziennikarski i reporterski, ale jeśli ma uzasadnienie. Nie można tego robić dla żartu. To jest bez sensu. Musi być realny, wytłumaczony powód, dla którego wcielasz się w tę skórę. 

Nie wolno ci oszukać twoich bohaterów
Uprawiając reportaż wcieleniowy, jest jeden problem. W pewnym momencie biorę na stronę kolegę, z którym śpię w jednej bramie, na jednej klatce schodowej i z nim rozmawiam. Wypruwam z niego całą jego historię. Przecież on musi wiedzieć kim jestem! Muszę się wysypać.

Często bywa tak, że rozmawiamy z bohaterem i on mówi: Ja ci to opowiedziałem, ale o tym nie pisz. Nie lubię jak mi to ludzie mówią, bo mi się robi wyrwa w materiale, ale to jest najświętsze prawo bohatera. Bardzo ważne, żeby on mi to powiedział i żebym o tym nie zapomniał. Tego nie wolno mi sprzedać i nie ma innego wyjścia. Możemy się dogadywać, jeżeli czuję, że to jest bardzo ważny kawałek materiału. Może to jakoś powiemy inaczej, zakamuflujemy, ale rozmawiamy o tym i dogadujemy się. 

Pisać tak naprawdę warto tylko o ludziach
Oglądali Państwo film Wernera Herzoga o Antarktydzie? Podobnie napisałem książkę o Kołymie. Podstawowym pytaniem, które zadawałem, było: Skąd się tam wziąłeś? Po cholerę przyjechałeś w takie straszne miejsce? Po jakiego diabła? Przecież to jest, jak Rosjanie mówią, „biegun okrucieństwa”.

A można tam żyć szczęśliwie? Płodzić dzieci, wychowywać je, pić wódkę, zarabiać pieniądze? Jak zarabiać? To podstawowe pytania, na które chciałem sobie odpowiedzieć w tym strasznym miejscu. Jak słyszę „Kołyma”, to mam ciarki. Musicie to dobrze rozumieć, bo tam strasznie dużo Ukraińców się znalazło. Do tej pory tam mieszkają. Co krok spotykałem jakiegoś Ukraińca. Bohater na okładce mej nowej książki o Kołymie to Ukrainiec.

Nagroda za najlepsze pytanie do autora (Fot. Julia Łokietko)

Przesłanie i czwarta władza
Nie jestem mocny w przesłaniach. Jestem opowiadaczem, a nie filozofem. Po prostu chcę, by u mnie w domu wiedzieli jak jest na Syberii czy też w Donbasie, czy w Mołdawii, czy w Naddniestrzu.

Jest dziennikarstwo interwencyjne. Bardzo łatwo wtedy jest przełożyć artykuł dziennikarski na załatwioną sprawę. Nie uprawiam takiego dziennikarstwa. Ale czy wyobrażacie sobie świat bez dziennikarzy? Nie. Czy demokracja może istnieć bez dziennikarzy? Też nie.

Mamy cztery władze – ustawodawczą, wykonawczą, sądowniczą i dziennikarską. Bez tej czwartej pozostałe nie mogą istnieć. Opowiada im jak wygląda świat. Bo „one” nie wiedzą. Ci faceci i te babki od lat nie byli w księgarni. Od lat nie byli w barze mlecznym. Oni już nawet nie chodzą po ulicach. Nie wiedzą, co jest zepsute, gdzie i komu się dzieje krzywda, a to może oni ją wyrządzają. Jeśli tego nie przeczytają w gazetach, nie będą wiedzieli. Dziennikarze czasami muszą podnieść krzyk, żeby pokazać gdzie się dzieje krzywda, bo nawet wy byście o tym nie wiedzieli. To dziennikarze decydują, jaką decyzję podejmiecie w czasie wyborów – w tym najważniejszym akcie demokratycznym. Gdybyśmy wam nie powiedzieli, to nie wiedzielibyście kto w tych wyborach kandyduje. Nie mogę powiedzieć, że załatwiłem jakąś konkretną sprawę. Ale mogę powiedzieć, że jestem potrzebny na świecie.

Nie można pisać książek częściej, niż raz w roku
Jednym z największych bólów w moim życiu jest to, że tych wszystkich pomysłów nie jestem w stanie zrealizować. Szybciej ich przybywa, niż ubywa. Wszystkie wydają mi się świetne i warte opracowania. Ale nie można pisać książek częściej, niż raz w roku. A to i tak jest za dużo. Stalin kiedyś powiedział, że słowa, im częściej wypowiadane, tym mniejsze mają znaczenie. Podobnie jest z książkami.

Teraz napiszę dwie książki o Polsce, żeby nie było, że Bader pisze tylko o Wschodzie. Polska jest dla mnie bardzo ważnym krajem i podobnie ciekawym. Ciekawym inaczej. Jedną napiszę w maju przyszłego roku, a kolejną jeszcze za rok. Dokładnie wiem, jak to będzie wyglądało. Trzecia będzie pisana na Ukrainie.

Mam fioła na punkcie Wschodu. Przy okazji piszę mnóstwo tekstów o Polsce. Zajmuję się Rosją, ponieważ tak się wyspecjalizowałem. Mogę pojechać na Wschód nie przygotowując się specjalnie. Mógłbym napisać tekst o Afryce, tylko zanim tam pojadę, musiałbym strasznie dużo pracować, przeczytać milion książek. We wszystkim należy być profesjonalistą.

Nie ma nic gorszego dla reportera, jak przywyknąć
Proponowano mi kilka razy w redakcji żebym został stałym korespondentem w Rosji. Miałbym biuro, mieszkanie i pisał o tym, co widzę. Tylko żebym pojechał. Nie ma mowy. Jako reporterowi, kompletnie mi to nie odpowiada. Przywykłbym. Nie ma nic gorszego dla reportera, jak oswoić się, przestać się dziwić. Jeżeli jesteś na miejscu, przestajesz się dziwić. Nie wiesz, że coś jest nie tak, bo masz to zawsze. Za każdym razem, jak jadę do Rosji, to się dziwię i o tym piszę.

Kocham swój kraj
Codziennie rano się budzę i jestem szczęśliwy, że żyję w wolnym kraju. Możesz sobie powiedzieć co chcesz, możesz robić co zechcesz… To niesamowite uczucie można poznać tylko wtedy, kiedy się żyło wcześniej w kraju zniewolonym. Nie ma szans, żebym mógł mieszkać gdziekolwiek indziej.

Info:
Jacek Hugo-Bader (ur. 1957) – polski dziennikarz, reportażysta, pedagog z wykształcenia. Od 1990 r. pracuje w „Gazecie Wyborczej”. Jest autorem zbiorów reportaży: „W rajskiej dolinie wśród zielska” (2002), „Biała Gorączka” (2009) i „Dzienniki kołymskie” (2011). Hugo-Bader był dwukrotnym laureatem nagrody „Grand Press” (1999, 2003). W 2010 r. został uhonorowany „Bursztynowym motylem” za książkę „Biała Gorączka”.

Julia Łokietko
Tekst ukazał się w nr 6 (154) 30 marca – 12 kwietnia 2012

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

X